Planica kiedyś zrobiła mistrzostwa na siłę. "Ze skoczni wyjechało osiem karetek. Gąsienica-Daniel wpadł w kamienie i styropian"

- Nie było śniegu, więc do setnego metra skocznia była przykryta styropianem, a na nim leżały kamienie. Na treningu Stanisław Gąsienica-Daniel wpadł w te kamienie i to był jego ostatni skok - opowiada Wojciech Fortuna. W 1972 roku w Planicy odbyły się MŚ w lotach przeprowadzone na siłę, co zdrowiem przypłaciło kilku skoczków. Na szczęście teraz wobec epidemii koronawirusa dobro sportowców jednak znalazło się na pierwszym miejscu.

Turniej Raw Air zakończony przedwcześnie, po 9 z 16 serii, a mistrzostwa świata w Planicy przełożone na przyszły rok - te czwartkowe decyzje oznaczają, że w skokach narciarskich skończył się już sezon 2019/2020.

Dobrze, że mimo szalejącego koronawirusa nie zdecydowano się robić zawodów na siłę. Byłoby fatalnie, gdyby w roku 2020 w Planicy miało ucierpieć tylu sportowców co w roku 1972, gdy zorganizowano tam pierwsze w historii MŚ w lotach.

Zobacz wideo

"Walczyłem o przeżycie"

Półtora miesiąca po igrzyskach olimpijskich Sapporo 1972, w dniach 24-26 marca w Planicy spotkali się najlepsi skoczkowie świata. Velikanka, czyli dzisiejsza Letalnica, miała wtedy punkt K usytuowany na 165. metrze. Przez pogodę poziom mistrzostw był tak niski, że zwycięzca Walter Steiner uzyskał tylko 155 i 153 m, a do medalu Jirziemu Rasce wystarczyły loty na 144 i 130 m. Najlepszy z Polaków był Wojciech Fortuna. Mistrz olimpijski z Sapporo uzyskał 114 i 117 m i zajął 20. miejsce.

- Ja tam walczyłem o przeżycie, a nie o odległości - Fortuna zaczyna swoją opowieść. - Pamiętam, że pojechałem na mistrzostwa bez formy. Zawody były pod koniec marca, a już miesiąc wcześniej zupełnie nie było warunków do treningu. U nas padał deszcz, wiał halny, myśmy już chodzili we wiosennych dresach, gdy trener zdecydował, że jedziemy do Planicy. Nikt z nas nie czuł formy. Ale zajechaliśmy na tę Planicę i zobaczyliśmy, że tam też nie ma warunków. Nie było śniegu, więc do setnego metra skocznia była przykryta styropianem. Na styropianowych płytach leżały kamienie, żeby styropianu nie porwał wiatr. Na treningu Stanisław Gąsienica-Daniel wpadł w te kamienie i to był jego ostatni skok - mówi nasz dawny mistrz.

- Na szczęście się nie połamał, ale tak się potłukł, że zrezygnował, tłumacząc, że bardzo dziękuje, ale po tylu latach skakania nie przyjechał do Planicy, żeby się w niej zabić. Ja tam też żadnej przyjemności lotu nie poczułem. Po swoich skokach podziękowałem Bogu, że sędziowie postanowili odwołać dwie następne serie - opowiada Fortuna.

Rozbił się mistrz i wicemistrz olimpijski, a konkurs trwał

Ale z rozegrania części mistrzostw organizatorzy zrezygnowali bardzo późno. Dochodziło do kolejnych wypadków, a konkurs i tak trwał. - Na tamtych mistrzostwach ze skoczni wyjechało osiem karetek. Osiem! Zapamiętałem szczególnie upadek Reinholda Bachlera. Austriak, wicemistrz olimpijski z 1968 roku, spadł prosto na głowę. Na szczęście wyszedł z tego. Mistrz olimpijski z mniejszej skoczni w Sapporo, Yykio Kasaya, też uderzył o zeskok głową i po jego upadku była bardzo długa przerwa, ale konkurs wznowiono - opowiada Fortuna. - Naprawdę nie umiem dobrze wspominać tamtej Planicy. Nie okłamuję, daję słowo, że myśmy na tych pierwszych mistrzostwach latali ponad smreki. Jak złapałem powietrze przy wyjściu z progu, to nie miałem czasu złapać drugi raz. Normalnie można sobie oddychać, a tam mnie przytkało, bo wiało okropnie - dodaje.

W tym roku MŚ w Planicy miały się odbyć już po raz siódmy w historii. Zawody planowane na 19-22 marca 2020 zostały przełożone na rok 2021. Dokładnego terminu jeszcze nie wyznaczono.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.