Hokejowego mistrza świata nie wyłoniono. Hiszpanka była jak koronawirus. Jeden zawodnik zmarł

Tylko dwa razy w historii nie wyłoniono zdobywcy Pucharu Stanleya. Nawet dwie wojny światowe nie były przeszkodą. Po razy ostatni zdarzyło się to w 2005 r., gdy właściciele klubów NHL ogłosili lokaut. Poprzednio w 1919 r., gdy finały przerwały tragiczne wydarzenia związane z epidemią grypy zwanej hiszpanką.

Pandemia grypy zwanej hiszpanką przetoczyła się przez świat w latach 1918-1919. Szacuje się, że wirus  zainfekował pół miliarda ludzie na całym świecie. Na grypę zachorował niemal co trzeci mieszkaniec ziemi. Liczba ofiar śmiertelnych nie jest dokładnie znana. Szacunki podają, że z powodu hiszpanki i powikłań, które wywołała, mogło umrzeć nawet 50 mln ludzi. To była największa pandemia w historii świata, jeśli chodzi o liczbę zarażonych i zmarłych w jej wyniku.

Tak jak w przypadku koronawirusa epidemia grypy sprzed stu lat dotknęła wszystkich dziedzin życia. Nie oszczędziła też sportu, a najbardziej została zapamiętana z powodu tragedii, która spotkała kanadyjską drużynę hokej na lodzie - Montreal Canadiens.

W Seattle mecze o mistrzostwo świata

W 1919 r. "Kanadyjczycy" zdobyli mistrzostwo National Hockey League, pokonując w finale Ottawa Senators. Ale to zwycięstwo nie oznaczało w tamtych czasach zdobycia Pucharu Stanleya jak dziś. Wtedy zwycięzca NHL o trofeum ufundowane za 10 gwinei przez lorda gubernatora Kanady w 1893 r. musiał rywalizować z mistrzem innej ligi - Pacific Coast Hockey Association. Była to pierwsza hokejowa liga, która obok drużyn z Kanady zrzeszała zespoły ze Stanów Zjednoczonych.

W 1919 r. mistrzem PCHA został zespół Seattle Metropolitans i to on był gospodarzem finału, który miał wyłonić zdobywcę Pucharu Stanleya, czyli hokejowego mistrza świata. Zwycięzcę miał być znany po serii pięciu meczów. Przedłużoną ją do sześciu spotkań, bo jedno zakończyło się remisem mimo dwóch dogrywek. Rozstrzygnięcia w serii rzutów karnych nie było wtedy w przepisach. Pierwszy i trzeci wygrał zespół gospodarzy. W drugim i piątym zwyciężyli Kanadyjczycy. Z tym że ten piąty był właściwie powtórką czwartego, który po dwóch dogrywkach zakończył się bezbramkowym remisem. W piątym spotkaniu do wyłonienia zwycięzcy też potrzebna była dogrywka.

Po pięciu spotkaniach losy pucharu wciąż były nierozstrzygnięte. Szóste spotkanie nie zostało jednak rozegrane. W Seattle doszło do nawrotu epidemii grypy. Pierwszy raz uderzyła w to miasto nad Pacyfikiem we wrześniu 1918 r. Jesienią i zimą zmarło wtedy pięć tysięcy mieszkańców północno-zachodniego regionu USA. W marcu 1919 grypa wróciła po ciężkiej zimie, podczas której temperatury w Seattle i okolicach spadały często poniżej minus 30 stopni Celsjusza.

Zdrowych pozostało czterech

Wirus zaatakował większość zawodników obu drużyn. Pięciu graczy drużyny gości wylądowało w szpitalu. Miejscowa prasa donosiła, że mieli gorączkę między 101 a 105 stopni Fahrenheita, czyli między 38,3 a 40,5 stopni Celsjusza.

Montrealski dziennik, "Montreal Gazzette", napisał, że choroba miała dla zawodników tym gorszy przebieg, że byli oni bardzo wyczerpani dwoma meczami, zakończonymi dogrywkami.

George Kennedy trener i właściciel Canadiens, który również zachorował, miał w składzie czterech zdrowych zawodników. Dlatego podjął decyzję, aby oddać ostatni mecz finału walkowerem. Jednak menedżer zespołu rywali Pete Muldoon nie przystał na to mało honorowe rozwiązanie. Nie chciał wygrać w ten sposób, dlatego zaproponował, żeby Kennedy uzupełnił skład zawodnikami z drużyny PCHA Victoria Aristocrats. Na to nie wyraził jednak zgody prezes ligi Frank Patrick. - Bardzo nam przykro, że fani Seattle nie będą mogli obejrzeć szóstego starcia finałów, co do którego byli przekonani, że skończy się ono zwycięstwem ich drużyny. Niestety, w tych okolicznościach nie można było rozegrać tego meczu - oświadczył Patrick.

Na pięć i pół godziny przed meczem decydujące starcie finału zostało odwołane. "Zawodnicy drużyny gości będą w pełni sił, aby móc grać, będą dopiero za dwa, trzy tygodnie. Wobec tego seria została anulowana w sytuacji, gdy oba zespoły miały po dwa zwycięstwa na koncie. Dzisiejsze spotkanie miało zdecydować o losach tytułu" - ogłoszenie tej treści wywiesili organizatorzy meczu na drzwiach Seattle Ice Arena.

Śmierć Joe Halla

5 kwietnia na zapalenie płuc, które było wynikiem zakażenia wirusem grypy, zmarł jeden z hokeistów Canadiens - Joe Hall. W tamtym czasie był to najbardziej utytułowany zawodnik w Kanadzie. W hokeja zawodowo grał już osiemnasty sezon. W finale Pucharu Stanleya występował po raz piąty, trzy razy zdobywał to trofeum. Grał na pozycji obrońcy. W dwudziestu dwóch meczach w sezonie regularnym i play-off rozgrywek 1918/19 zdobył siedem goli i miał jedną asystę. Zanotował też na swoim koncie aż 115 karnych minut. Pod tym względem był rekordzistą ligi. - Był jednym z najradośniejszych, najserdeczniejszych i najbardziej lubianych zawodników, jacy kiedykolwiek grali w hokeja - wspminał go Frank Patrick.

W 1961 r. Joe Hall został włączony do hokejowej Galerii Sław.

Trener Kennedy, który był też jednym z założycieli NHL, też nie wrócił do pełni zdrowia. Zmarł dwa lata później w wieku 39 lat. Jego żona sprzedała Montreal Canadiens miesiąc po śmierci męża za 11 tysięcy dolarów.

Na podstawie Pucharu Stanleya, na którym wygrawerowani są wszyscy zwycięzcy Pucharu Stanelya od 1893 r., pod datą 1919 widnieją dwa kluby i dopisek: "seria niedokończona".

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.