Kończy się czas lodowych zabijaków w NHL

Czy w lidze NHL znajdzie się miejsce dla takich hokeistów jak Krzysztof Oliwa z New Jersey Devils - boiskowych wojowników koncentrujących się nie na grze, lecz na uprzykrzaniu życia przeciwnikowi? Nowe przepisy są bezlitosne i mają m.in. wyeliminować bójki na lodzie - pisze dziennik "Nowy Dzień".

- Nie wiem, co się dzieje. Zahaczenie - faul, złapanie - faul, lekkie muśnięcie - faul. Nic dziwnego, że teraz padają wyniki po 8:2 czy 9:1. Przecież nie o to w tym wszystkim w hokeju chodzi - mówi Oliwa uchodzący za jednego z największych zabijaków ligi. Dzięki wprowadzeniu restrykcyjnych przepisów liczba bójek na lodowiskach NHL już spadła o 46 proc. Według zmian w przepisach zawodnik, który rozpocznie bójkę w ostatnich pięciu minutach meczu, zostanie zawieszony na jedno spotkanie, a co gorsza, jego trener zapłaci 10 tys. dol. kary. - To już absurd. Następną innowacją będą spódnice dla zawodników. Fani kochają bójki. Posłuchajcie ludzi, którzy płacą ciężkie pieniądze za dobre miejsce na trybunach, a nie kolesi wchodzących za darmo, oglądających mecze z najwyższych pięter - drwi Don Cherry, były trener i jeden z najpopularniejszych komentatorów telewizyjnych.

W hali Joe Louis Arena (imienia znanego boksera) drużyny Detroit Red Wings podczas bójki blisko 20 tys. ludzi krzyczało jak w rzymskim Koloseum: "Zabij go!". - Wojownicy w drużynach NHL są jak państwa z bronią atomową. Jeśli masz jedną bombę, używasz jej jako straszaka. Jeśli masz ich więcej, podejmujesz ryzyko i atakujesz - mówi były trener Harry Neale. Zdaniem Oliwy hokej zawsze był sportem bardzo kontaktowym i dochodziło w nim do bójek. Kibice są do tego przyzwyczajeni i trudno to będzie zmienić.

Kiedyś takich jak on nazywano "policjantami", ponieważ ich zadaniem była ochrona najlepszych zawodników. Dzisiaj nazywa się ich "goons", czyli "najemni przestępcy". - W Stanach Zjednoczonych, gdzie organizowane są dyskusje na temat tego, czy Bob Probert miał najmocniejszy cios ze wszystkich hokeistów w historii NHL, hokej idealnie wpisuje się w amerykańską mentalność i politykę George'a Busha - drwią krytycy. Cherry jak cała rzesza kibiców uwielbia takich hokeistów jak Tie Domi z Toronto Maple Leafs, jeden z największych zabijaków NHL. Domi wsławił się tym, że podczas meczu z Philadelphia Flyers pobił kibica, który wbiegł na lód.

- Bójka to część tej gry. Jeśli okoliczności sprzyjają, wszczynam ją - mawia Domi. Brian McGrattan, jeden z "goons" Ottawa Senators, powiedział, że zaszczytem było walczyć z Domim.

- Tu nie chodzi tylko o to, aby zadawać ciosy. Trzeba być sprytnym. Trzeba wiedzieć, z kim masz walczyć, dlatego przed meczem uważnie przyglądam się przeciwnikom. Graliśmy w tym sezonie kilka meczów z drużynami, które nie miały w swoich składach "goons". Ale zawsze musisz być gotowy - wykłada swoją filozofię McGrattan.

- Czas zawodników, którzy wychodzą na lód tylko po to, aby się bić, już dawno się skończył - mówi menedżer Vancouver Canucks Dave Nonis. Zwłaszcza że kilka starć zakończyło się ciężkimi urazami. W marcu 2004 r. Todd Bertuzzi uderzył w kark Steva Moore'a z Colorado Avalanche, który w wyniku ciosu stracił przytomność. Bertuzzi mimo to bił dalej, łamiąc mu trzy kręgi szyjne.

Krzysztof Oliwa został już zresztą odstawiony od składu Devils. - Kontrakt mam, ale nie gram od miesiąca. Trudno pojąć, co tu się dzieje. Bardzo skomplikowana materia - mówi Oliwa. - Bójki są minimalizowane. Brutalność została wyeliminowana przez szybkość gry - mówi komisarz NHL Gary Bettman.

BÓJKI W LIDZE NHL

w sezonie zasadniczym bójek na mecz bójki Oliwy

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.