Michał Miśkiewicz: Nie jest łatwo, bo to nie tylko ta jedna przegrana. Seria sześciu porażek robi swoje, zwłaszcza gdy ostatnia była tak sromotna. Bardzo chcieliśmy się przełamać przed przerwą na kadrę, by w lepszych nastrojach przepracować te dwa tygodnie. Po wykorzystanym przez nas rzucie karnym miałem nadzieję, że wszystko dobrze się potoczy, ale było zupełnie inaczej. Mimo wszystko to wciąż początek sezonu, przed nami jeszcze 30 meczów. Strata nie jest jeszcze taka duża.
- Nie da się tak łatwo zapomnieć. Tym bardziej o serii porażek. Nie jest łatwo się podnieść, kiedy co tydzień dostaje się w łeb. Po tygodniu treningów ma się nadzieję na dobry wynik, a tu znowu cios. Właśnie spotkanie z Kalwarianką miało nam pomóc się podnieść. Było wiadomo, że to nie będzie dla nas wymagający rywal. Z drugiej strony to był taki sparing-bomba, bo gdybyśmy stracili bramkę po jakimś głupim zachowaniu, na pewno nie byłoby wesoło.
- Chyba tak. Jest trudniej niż zimą. Wtedy też nie było łatwo, mieliśmy nawet 11 meczów bez zwycięstwa, ale porażki były przedzielone remisami. A kiedy przyszła seria przegranych, to też dzieliła je przerwa zimowa. Pamiętamy o tamtym trudnym początku rundy wiosennej i mamy nadzieję, że teraz też się podniesiemy. Blisko przełamania było w meczu z Koroną, ale niestety, straciliśmy bramkę w ostatniej minucie. Wiadomo, że nie ma co wracać do tego meczu, ale to mogło dać nam pozytywny impuls.
- Ze mną akurat nie, ale pewnie się minęliśmy. Nie było żadnej oficjalnej informacji na ten temat. Trener sam powiedział, że to był taki ludzki, emocjonalny odruch. Najważniejsze, że dalej razem pracujemy.
- Wiadomo, że nie powinno się o tym myśleć, ale trudno się od tego odciąć. Zwłaszcza tym, którzy są w Wiśle długo i najbardziej im na niej zależy, jak Arek Głowacki czy Paweł Brożek. Ale widać poprawę, na szczęście w klubie nie ma już pana...
- Chciałem go nazwać inaczej, ale może lepiej już o nim nie mówić. Widać, że Towarzystwo Sportowe ma jakiś pomysł, sprawy zaczynają się układać. O sponsorów będzie łatwiej, kiedy poprawią się wyniki. I odwrotnie - kiedy będą sponsorzy, nam też będzie łatwiej i spokojniej. To zamknięte koło.
- Nie przypominam sobie. Na najwyższym poziomie na pewno nie. W ekstraklasie pięć bramek puściłem w przegranym 0:5 meczu z Legią i 2:5 z Jagiellonią. Ale to było na wyjeździe, teraz pierwszy raz tak wysoko przegrałem na własnym stadionie.
- Może jest trochę łatwiej, gdy nie puszcza się bramek po własnym głupim zachowaniu czy klopsie. Ale ja zawsze uważam, że wygrywa i przegrywa cała drużyna. Trudno być zadowolonym z formy, kiedy przegrywa się mecz za meczem.
- Spokojnie. Szkoleniowiec miał do mnie uwagi po spotkaniu z Arką Gdynia, a ja nie miałem nic na swoją obronę. Nie mogłem mieć do nikogo pretensji. Ówczesny trener bramkarzy Paweł Primel powiedział mi, bym tylko nie spuszczał głowy. Starałem się tego nie robić.
- Jeszcze nie. Trener czasem podaje skład trochę wcześniej, ale czasem przed samym meczem.
- Jagiellonia jest liderem, zagramy na wyjeździe. Nawet remis by nam się przydał, by przerwać serię porażek. Gdyby jeszcze udało się zachować czyste konto, na pewno pomogłoby to całej formacji defensywnej.
- Zawsze przed meczem mamy analizę, trenerzy mówią nam, na kogo zwrócić szczególną uwagę. Ale w tym przypadku nawet bez tej analizy każdy, kto ogląda ekstraklasę czy chociaż skróty, wie, jak Vassiljev jest groźny. A ja oglądam sporo meczów. Ma młotek w nodze, trzeba na to uważać. Ale nie można zapominać też o innych piłkarzach, bo w Jagiellonii dobrych graczy nie brakuje.
- To fajny chłopak, spędził w Wiśle sporo czasu. Problemy ma już za sobą, widać, że dobrze odnalazł się w nowej drużynie. Cały czas mamy kontakt, przed meczami też. Oczywiście pojawiają się jakieś docinki, ale będzie bardzo miło go spotkać. Mam tylko nadzieję, że to my będziemy się cieszyć z wyniku, a nie on.