Co Bogusław Cupiał powtarzał Franciszkowi Smudzie [WYWIAD]

- Nie chciałbym, by doszło do tragedii. Gdyby Wisła upadła, to byłaby wielka strata dla polskiej piłki - rozmowa z Franciszkiem Smudą, byłym trenerem Wisły.

Damian Gołąb: Chyba nikt się nie spodziewał, że losy Wisły po sprzedaży klubu przez Bogusława Cupiała tak się potoczą...

Franciszek Smuda: Trudno mi się wypowiadać na ten temat, bo już ponad rok jestem poza klubem. Nie chciałbym jednak, by doszło do tragedii, bo ten klub na to nie zasługuje. To byłaby wielka szkoda dla polskiej piłki.

Po Jakubie Meresińskim zespół przejęło Towarzystwo Sportowe, w radzie nadzorczej zasiadają przedstawiciele kibiców. A z trybun przy Reymonta jeszcze niedawno słyszał pan wyzwiska.

- No tak, ale ja każdemu wybaczam. Życzę, by szło im jak najlepiej, by mieli większe sukcesy od prezesa Cupiała. Skoro TS wziął klub, to musi mieć jakiś pomysł. Podejrzewam, że są pewni, że dadzą sobie radę. Życzę im tego.

Nie dziwi pana, że nie znalazł się żaden inny inwestor chętny do przejęcia Wisły?

- Pamiętam, co dawniej mówił Cupiał. Powtarzał: "popatrz, gdybym nie ja, nikt nie odważyłby się prowadzić tego klubu i mu pomóc". Widocznie już wtedy wiedział, że żaden biznesmen z Małopolski nie chciał się wiązać z Wisłą. Trzeba więc Cupiałowi podziękować. Prawie 20 lat prowadzić taki klub to sztuka.

Najgorsze w tym kryzysie było zatrudnienie prezesa Roberta Gaszyńskiego. Zrobił dużo negatywnych rzeczy. To był dodatkowy gwóźdź do trumny. Od początku koncentrował się na tym, by mnie wywalić. Gdyby myślał o czymś innym, może sprowadziłby jakiegoś sponsora, jak na początku przyrzekał. A okazało się, że przez rok nie znalazł nawet babci klozetowej do toalety.

Sponsora na koszulki nie ma do dziś.

- Zdaję sobie sprawę, że będą trudne chwile. Apeluję jednak do wszystkich: "nie dopuśćcie do tego, by ten klub upadł!"

Razem z piłkarską spółką nowi właściciele przejęli też długi Wisły. Klub ma jeszcze wobec pana zaległości?

- Wszystko zostało rozliczone.

Niedobrze w Wiśle dzieje się ostatnio na boisku. Zamieszanie ze zmianami właściciela mogło mieć na to wpływ?

- Ja też objąłem drużynę w krytycznej sytuacji, kiedy wszyscy mówili o pewnym spadku. A jakoś co roku byliśmy w pierwszej ósemce. Teraz piłkarze muszą dać dla klubu coś od siebie. Wisła dała im dużo, przez 20 lat mieli wysokie kontrakty.

Kryzys piłkarski chyba trudno wytłumaczyć?

- Teraz kadra jest taka, że nie ma nawet porównania z tą, jaką miałem w 2013 roku. Było w niej wtedy ośmiu juniorów, teraz nie ma żadnego. Jestem obok, więc nie znam niuansów, które wpłynęły na takie wyniki. Trzymam jednak kciuki.

W czasach Cupiała trener Dariusz Wdowczyk po sześciu porażkach z rzędu pewnie mógłby się już pakować?

- Cupiał taki był, choć na koniec się zmienił. Miał więcej zrozumienia dla takich spraw. Najgorszy był dzień po porażce. Nie życzyłbym nikomu, by go wtedy spotkać. Tracił dużo nerwów. Dopiero w kolejnych dniach starał się zrozumieć i analizować.

Teraz mimo porażek strata w tabeli nie jest jeszcze duża. Wystarczy wygrać jeden mecz, by zespół odpalił.

A co z panem? Wróci pan do zawodu?

- Właśnie o tym myślę. Czuję się jednak wyśmienicie. Być może jeszcze w tym roku znów odpalę. Nie czas na emeryturę, na nią to pójdę, jak będę miał 90 lat. Gdybym miał jeszcze problemy ze zdrowiem... Ale czuję się jak młody bóg. Tylko nie chcę, jak to się mówi, brać czegoś "od kopa". Nie napalam się, gdy ktoś zadzwoni. Mogłem już dawno znów pracować. Zależy mi jednak na klubie, który chce coś osiągnąć. Jeśli pojawi się taka oferta, wrócę.

Sprostowanie od Roberta Gaszyńskiego

W nawiązaniu do wywiadu D. Gołąba z F. Smudą pt. "Co Smuda powtarzał Cupiałowi" w "GW" z dnia 1.09.2016 informuję, że jako prezes Wisły Kraków podpisałem kilkanaście umów sponsorskich, nie koncentrowałem się na zwolnieniu trenera Smudy - pracę stracił on na początku zasiadania przeze mnie w zarządzie z powodu słabych wyników sportowych, a ponadto nie zajmowałem się rekrutacją osób do pracy w sanitariatach klubu.

Więcej o: