Tamas Kadar nie wyszedł na środowy trening z resztą zespołu. Węgier nie jest ani kontuzjowany, ani chory. Lewy obrońca Lecha nie ukrywa, że chciałby odejść z Kolejorza do mocniejszej ligi, ale czas mu ucieka.
Władze klubu dały Kadarowi wolną rękę, by ten znalazł nowego pracodawcę. Przypomnijmy, że 31 sierpnia kończy się w Polsce okres, w którym można dokonywać transferów. Klub chce znać plany Kadara maksymalnie do piątku, by - w razie jego odejścia - mieć jeszcze czas na sprowadzenie nowego lewego obrońcy. Później Węgier nie dostanie zgody na transfer.
Kadar jest zdeterminowany, by trafić jeszcze tego lata do mocniejszej ligi. Przed kilkoma tygodniami Lech był już po słowie z Lokomotiwem Moskwa, a sam piłkarz był zainteresowany odejściem do Rosji. Sprawa jednak utknęła w martwym punkcie po tym, jak w Lokomotiwie doszło do zmian we władzach klubu. Ostatecznie Rosjanie zrezygnowali z pozyskania Węgra. - Sam nie wiem, o co poszło. Prawdą jest, że dostałem zadowalającą ofertę i chciałem tam iść. Pragnąłem spróbować gry na wyższym poziomie niż dotąd. Będę czekał na to, co wydarzy się do końca okna transferowego - tłumaczył 26-latek. Nieoficjalnie wiadomo, że Lokomotiw był w stanie wyłożyć za Kadara nawet 2,5 miliona euro.
Do tej pory zmiennikiem na lewej stronie był Robert Gumny, który naturalnie jest prawym obrońcą. Trener Jan Urban testował w sparingach na lewej obronie Macieja Wilusza, ale nie był do końca zadowolony z tego eksperymentu.
Gdyby Lech sprzedał Kadara za około 2 mln euro, wtedy kończące się okno transferowe byłoby niezwykle dochodowe dla klubu z Poznania. Wcześniej Kolejorz zarobił około 3,5 mln euro na sprzedaży Karola Linettego do Sampdorii Genua i około 300 tys. euro z transferu Denisa Thomalli do Heidenheim.
Legia w Lidze Mistrzów. Jest awans, ale i sporo żartów [MEMY]