Kenijczyk był faworytem i zdecydowanie zwyciężył. Osiągnął czas 1:42,15. Na podium stanęli też Algierczyk Taoufik Makhloufi (1:42,61) i Amerykanin Clayton Murphy (1:42,93). Marcin Lewandowski linię mety minął jako szósty.
Lewandowski był pierwszym od 1972 roku Polakiem, który wystąpił w olimpijskim finale tej konkurencji. Zmagania zakończył z czasem 1.44,20, co jest jego najlepszym w tym sezonie wynikiem.
Rudisha to natomiast pierwszy od 1964 roku zawodnik, który w tej konkurencji obronił tytuł. Aktualny mistrz i rekordzista świata triumf zapewnił sobie w świetnej końcówce. Przed zawodnikiem Zawiszy przybiegli Francuz Pierre-Ambroise Bosse (1.43,41) oraz Kenijczyk Ferguson Rotich (1.43,55). Do medalu brakowało blisko 1,5 sekundy. Lewandowski ze swojego wyniku jest zadowolony - Bieg był wymarzony, taki jaki chciałem - mówi. - Dzięki bardzo mocnemu tempu od samego początku nie było mowy o przypadku. Każdy osiągnął dokładnie to, na co go było stać. Myślę, że Kenijczycy rozegrali to wszystko taktycznie pod Rudishę. Dla mnie nie miało to jednak znaczenia. Po prostu robiłem swoje. Oczywiście, mogłem powalczyć o jeszcze lepszy wynik. Przed startem mierzyłem w 1,43.50. Nawet jednak robiąc "grubą" życiówkę o medal byłoby ciężko. A taktyka była idealna. Zacząłem spokojnie i w miarę dystansu dochodziłem do rywali. Tempo biegu jednak nie spadło.