Łukasz Załuska: Nie ma co ukrywać, że była wroga. Jednak podobnie jak większość piłkarzy, kiedy wychodzę na boisko, nie słyszę krzyków. Wtedy zaczyna się pełna koncentracja na piłce i tym, co dzieje się na boisku, a nie na trybunach. Obelgi do nas raczej nie docierały.
- Przede wszystkim było trochę mniej ludzi. Tam na takie mecze przychodziło 60 tys. kibiców, ten stadion jest dużo mniejszy. Walka i zaangażowanie było jednak podobne. Bardzo chcieliśmy zrobić coś dla kibiców, odbić się po dwóch porażkach. Niestety się nie udało.
- Myślę, że to było idealne uderzenie. Nawet koledzy mówili, że piłka świetnie mu "siadła" i ciężko było cokolwiek zrobić.
- Druga bramka rywali była kopią trzeciego gola straconego przez nas w Gdańsku. Znowu zawodnik tylko dostawił nogę, praktycznie na pustą bramkę. Trzeba jak najszybciej wyciągnąć z tego wnioski. Nie możemy się teraz załamywać, to najgorsze, co moglibyśmy zrobić. Brakuje nam trochę szczęścia. Zaangażowania od pierwszej do ostatniej minuty nie można nam odmówić, więc kwestią czasu jest to, kiedy zaczniemy wygrywać.
- Strasznie nam zależało na tym meczu, ale powiedzieliśmy sobie jedno: musimy jak najszybciej pozytywnie zareagować, wygrać mecz. Chyba dobrze, że następny mamy już we wtorek.
- Tak, tylko zdaję sobie również sprawę z tego, że dwa razy graliśmy na bardzo trudnym terenie. Prawdziwego mężczyznę poznaje się jednak nie po tym, jak zaczyna, a po tym, jak kończy. Musimy pokazać, że jesteśmy mężczyznami i mamy charakter.
- Nie mamy na to żadnego wpływu. Musimy zacząć wygrywać, to jest teraz najważniejsze. A to, co dzieje się na górze, od nas nie zależy. Nie możemy nic z tym zrobić, więc skupiamy się na boisku.