Derby Krakowa. 12 lat temu Kopciuszek powstrzymał mistrza

W piątek derby Krakowa. 25. w tym wieku, pierwsze bez Bogusława Cupiała. Pierwszy mecze po długiej przerwie odbył się jesienią 2004 roku. Atmosferę wspominają Marcin Baszczyński i Krzysztof Radwański.

Po tym, jak Wisła w 1996 r. pokonała Cracovię 2:0, na derby trzeba było czekać do 2004 r. W tym czasie przy Reymonta pojawił się Cupiał. Cracovia też dźwignęła się z kryzysu - wróciła do ekstraklasy, a zaczął ją finansować Janusz Filipiak.

Termin pierwszych w XXI wieku derbów Krakowa wyznaczono na 3 października na stadionie przy ul. Reymonta. Wisła prowadzona przez Henryka Kasperczaka w lidze wygrywała prawie ze wszystkimi - tydzień wcześniej pokonała w Lubinie Zagłębie aż 7:1. Ale trzy dni przed derbami przegrała 1:2 z Dinamem Tbilisi i odpadła z Pucharu UEFA. Cracovia jak na beniaminka radziła sobie nieźle - 10 punktów w siedmiu meczach dawało jej miejsce w górnej części tabeli.

Radwański zaliczył dziewięć derbów ("Aż tyle się nazbierało?"), Baszczyński 11. - Proszę koniecznie dodać, że żadnego nie przegrałem - uśmiecha się były wiślak.

Radwański: - Byliśmy beniaminkiem, a Wisła mistrzem Polski. Jechaliśmy do jaskini lwa. Szanowaliśmy rywali, czuć było emocje, ale nie zamierzaliśmy padać na kolana. Trener Wojciech Stawowy nas zmotywował i ustawił.

Baszczyński: - Czuliśmy atmosferę. Nie było u nas piłkarzy z Krakowa, ale byli ludzie, którzy od wejścia do szatni Wisły chcieli się utożsamiać z klubem. Stąd nasza chęć sukcesów. Wynik z Dinamo miał jakiś wpływ, wzbudził złość. Była nerwowość, ale i chęć rehabilitacji, bo była ku temu okazja. Przed każdymi derbami była mobilizacja, cały tydzień poprzedzający był inny niż zwykle.

Radwański: - Zawsze przed derbami przychodzili do nas kibice. Ale trener Stawowy sam z nimi rozmawiał i przekazywał, że ściskają za nas kciuki. W Cracovii było kilku chłopaków, którzy zaczynali w szkółce Wisły: ja, Łukasz Skrzyński czy Paweł Nowak. Czy to był dla nas wyjątkowy mecz? To były w końcu pierwsze derby. Graliśmy prawie tym samym składem od trzeciej ligi. Większość nas była z Krakowa, utożsamialiśmy się z miastem i drużyną. Piłkarze Wisły byli z innych rejonów Polski. Przed wyjściem na murawę motywował ich Baszczyński. U nas podobną rolę pełnił Skrzyński. Atmosferę dodatkowo podgrzewały media.

Baszczyński: - Na mecz wymalowaliśmy głowy w klubowe barwy. To była wspólna decyzja drużyny, chcieliśmy stanąć do boju w szeregu z kibicami. Mieliśmy ogromną przewagę, graliśmy w 11 na 10 [od 53. minuty - przyp. red.], ale nie mogliśmy zdobyć bramki.

Radwański: - Pojechaliśmy jak na pożarcie, a osiągnęliśmy superwynik. Tym bardziej że graliśmy w osłabieniu i Wisła miała sporą przewagę. Efekt przyniosła dobra gra całego zespołu. W derbach nikt nie odstawia nogi, to są zawsze emocjonujące spotkania, zwłaszcza tutaj, w Krakowie. Po meczu może nie było śpiewów, ale okrzyki radości owszem. Chwalili nas trener i prasa. W końcu Wisła przewyższała nas nazwiskami: Żurawski, Frankowski czy Szymkowiak nadawali ton reprezentacji Polski. Byliśmy Kopciuszkiem, ale tanio skóry nie sprzedaliśmy.

Baszczyński: - Wcześniej "deptaliśmy" każdą drużynę. A tu 0:0. Zaskoczenie. Ale ten wynik to też dowód na to, że potraktowaliśmy spotkanie wyjątkowo. Dodatkowa presja wybiła nas z rytmu. Zazwyczaj luźna i swobodna drużyna była nerwowa i nie potrafiła strzelić gola. Po meczu była lekka kłótnia. Sam w niej brałem udział (śmiech).

Radwański: - Kibice przy Reymonta coś krzyczeli, ale do mnie to nie docierało. Kiedy wychodziłem na boisko, starałem się tych głosów nie słyszeć. Koncentrowałem się na meczu i zadaniach, jakie miałem do wykonania. Okrzyki z trybun to ryzyko zawodowe piłkarzy.

Baszczyński: - Później były derby na stadionie Cracovii. To, co niektórzy ludzie tam wyczyniali, nie miało nic wspólnego z kibicowaniem. W tamtym okresie to była raczej "AntyWisła", a nie Cracovia. Nie wiem, skąd wzięła się aż taka furia na trybunach. Sporo się tam nasłuchałem. Zazwyczaj to mnie tylko bardziej motywowało, chociaż czasami aż dziwiłem się, co można usłyszeć z ust drugiego człowieka.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.