Maciej Sikorski: - Na chwilę obecną to jest nasz bramkarz numer jeden. My jednak cały czas poszukujemy kontrkandydata do gry w bramce. Również młodzieżowca, bo taki przyjęliśmy model, że w bramce będzie stał młodzieżowiec. Nie wolno jednak zapominać o Mateuszu Kosie, który swoją profesjonalną postawą i ciężką pracą na treningach daje nam wyraźny sygnał, że jest gotowy do gry i możemy na niego liczyć. Dlatego Tomek na każdym treningu musi udowadniać, że zasługuje na pozycję numer jeden i nasze zaufanie. Na pewno nie jest tak, że dostaje miejsce w składzie z urzędu i zostanie w nim do końca sezonu.
- Obronił karnego w najważniejszym momencie. Zgadzam się, Tomek ma dość duży potencjał, ale poprzez grę w Rakowie bramkarzem może się dopiero stać. Analizujemy jego grę i trzeba powiedzieć, że w pierwszym pucharowym meczu (z Wisłą Puławy przyp. red.) zagrał dobrze, ale stać go na jeszcze lepsze występy. Z Chrobrym było już dużo lepiej, chociaż także nie ustrzegł się błędów. Ale wiadomo, jest młody, brakuje mu doświadczenia, a nawet dojrzali bramkarze, z wieloletnim stażem i wieloma meczami o stawkę popełniają błędy. Tomek został obdarzony zaufaniem i ma grać najlepiej jak tylko potrafi.
- Przed karnymi podszedłem do niego i powiedziałem, żeby próbował wyprowadzać rywali z równowagi. Namawiałem żeby tańczył, pajacował, czego bramkarzowi przecież nikt nie zabrania. U Jurka Dudka przyniosło to kiedyś efekt, a wcześniej w takim stylu bronił Bruce Grobbelaar (broniący przez lata w Liverpoolu reprezentant Zimbabwe przyp. red.). Tomkowi też się udało. Gdyby nie obronił karnego, Rakowa w Pucharze Polski już by nie było...
- Rzeczywiście, należę do tych, którzy żywiołowo reagują w tego typu sytuacjach. Nienawidzę przegrywać, podobnie zresztą jak nasz szef Marek Papszun i i trener Kędziorek. Zwycięstwa dają mi wielką frajdę. Tym bardziej takie, wywalczone w dramatycznych okolicznościach. Odkąd pamiętam byłem lekko nadpobudliwy i to mi zostało. Podczas meczu pytałem naszego lekarza, czy nie ma pod ręką jakiegoś nerwosolu, bo emocje było naprawdę wielkie.
- To akurat nie ma wielkiego znaczenia. My do każdego meczu podchodzimy tak samo, z pełnym zaangażowaniem, co przekłada się również na emocje.
- Niemal od początku przygotowań trenuje z nami Jakub Jastrzębski. Chłopak z 98 rocznika, który ma fantastyczne warunki, 194 cm wzrostu. To pracowity chłopak, ale można powiedzieć, że melodia przyszłości. Jeżeli będzie tak zaangażowany, to jest szansa, że z czasem się rozwinie i wejdzie na ten wyższy poziom. Jest jeszcze Błażej Stępień, z którym nie miałem okazji pracować ponieważ leczył kontuzję kolana. Ostatnie badania kontrolne pokazały, że możemy go powoli wprowadzać do treningu, a słyszałem od wielu osób, że to duży talent. A jest jeszcze młodszy od Jastrzębskiego, z '99 rocznika. Obu trzeba dać czas i możliwość pracy. A efekty będą zależały od ich zaangażowania, podejścia, profesjonalizmu.
- My patrzymy przede wszystkim na siebie, na naszą grę i możliwości. W poprzednim sezonie przejęliśmy Raków 18 kwietnia, pod koniec rozgrywek. Zespół był po dwóch porażkach, w dołku psychicznym, a my nie mieliśmy wpływu na jego przygotowanie. Teraz jest inaczej. Sprowadziliśmy zawodników, którzy swoim profilem pasują do modelu gry jaki preferujemy, przepracowaliśmy przygotowania. Łatwo o awans nie będzie, kandydatów do miejsca w czołówce jest sporo i nikt nie da nam nic za darmo. Ostatnie wydarzenia pokazują jednak, że z tej grupy tworzy się zespół. Te dwa zwycięstwa w Pucharze Polski mogą mieć w kontekście całego sezonu bardzo duże znaczenie. Pokazały, że jesteśmy bardzo dobrze przygotowani - wytrzymaliśmy dwa mecze po 120 minut, jest atmosfera, chemia w drużynie. Chłopcy walczą na boisku jeden za drugiego, do upadłego. Istotną rolę mogą też odegrać kibice, którzy obdarzyli nas zaufaniem i wspierają na każdym kroku. Ich wsparcie będzie mega istotne, tak podczas meczów w Częstochowie, jak i wyjazdowych, na których w ubiegłym sezonie pojawiali się w dużej liczbie. Liczymy na pozytywną motywację z ich strony.