Mączyński dopiero w tym tygodniu skończył urlop po mistrzostwach Europy. W meczu z Arką Gdynia pierwszy raz pojawił się na ławce rezerwowych. Wszedł na boisko w 46. minucie, choć przyznaje, że plan był inny.
- Przed meczem odbyłem zaledwie dwa treningi. Przed pierwszym gwizdkiem ustalaliśmy z trenerem, że spotkanie obejrzę z ławki, lecz gdyby sytuacja była trudna, miałem pojawić się na placu gry. Tak też się stało, lecz czułem się gotowy. Oczywiście, w związku z tak małą liczbą treningów, występ był ryzykiem. Musiałem z głową podejść do wszystkiego, ale na boisku nie było już miejsca na kalkulację - zaznacza.
Reprezentant Polski pojawił się na murawie, bo krakowianie już w pierwszej połowie stracili dwie bramki. Z Mączyńskim na boisku ich gra wyglądała lepiej, ale nie przełożyło się to na bramki.
- W pierwszej połowie nie mieliśmy żadnych argumentów. W drugiej to my kontrolowaliśmy przebieg spotkania, a straciliśmy gola. Zaryzykowaliśmy, wyszliśmy zdecydowanie do przodu, stworzyliśmy sobie wiele sytuacji, lecz nic nie chciało wpaść - mówi pomocnik.
Kilka dni temu pojawiły się informacje, że sprowadzeniem pomocnika zainteresowane jest Chievo Werona. Sam pomocnik potwierdza, że Włosi rozmawiają z Wisłą w sprawie jego transferu.
- Nie wszystko zależy ode mnie. Nazwa zainteresowanego klubu została podana do wiadomości, teraz wszystko zależy od tego, czy dogada się on z Wisłą. Czekam na decyzję władz klubu. Tak jak mówiłem, jeżeli oferta będzie adekwatna, to obie strony skorzystają - Wisła finansowo, a ja sportowo. Co z tego wyjdzie, pokażą najbliższe dni - zapowiada.
Według "Gazety Krakowskiej" Chievo oferuje za Mączyńskiego 700 tys. euro. Wisła chce dwa razy więcej.