Paweł Wojtala rzuca rękawicę. Chce zostać prezesem Wielkopolskiego Związku Piłki Nożnej

Prezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej jest Zbigniew Boniek, były piłkarz i reprezentant Polski. W Poznaniu rękawicę w walce o prezesurę w miejscowym związku rzuca Paweł Wojtala, były piłkarz Lecha Poznań. Wygra i zmieni WZPN?

Radosław Nawrot, Marcin Wesołek: Byli piłkarze Lecha Poznań czy innych dużych klubów najczęściej myślą o tym, by po zakończeniu kariery zostać trenerami. Pan chce kierować Wielkopolskim Związkiem Piłki Nożnej. Dlaczego?

Paweł Wojtala: Tam widzę swoją rolę. Nigdy nie chciałem być trenerem, raczej organizatorem. Dlatego nie widzę się na boisku treningowym, ale w związku piłkarskim takim jak WZPN, gdzie wiele spraw przez lata prowadzonych było dobrze, ale wiele źle.

Staje pan do walki ze Stefanem Antkowiakiem, który wielkopolskim związkiem kieruje od lat.

- Od szesnastu lat, przez cztery kadencje. Zgadza się, tak zamierzam. Doceniam to, co przez ten długi czas zrobił, co nie zmienia mojego przekonania, że nadchodzi czas zmian. Te zmiany idą przecież z góry, gdzie szefem Polskiego Związku Piłki Nożnej też jest były piłkarz, Zbigniew Boniek. I to on cztery lata temu doprowadził do diametralnych zmian w piłkarskiej centrali. Przecież PZPN przed prezesem Bońkiem był źle odbierany społecznie, miał fatalną reputację, budził niedobre skojarzenia. Teraz jest szanowany, bo ludzie doceniają zmiany, jakie zaszły w nim, i polskiej piłce. To pokazuje, że dzisiaj jest czas i jest też wielka społeczna potrzeba takich właśnie zmian. Ludzie chcą, by piłka nożna i związane z nią organizacje były w Polsce zreformowane i dobrze funkcjonowały. Okazuje się, że jest to możliwe. Nawet z tak negatywnie odbieranej organizacji jak PZPN udało się w cztery lata zrobić instytucję budzącą dzisiaj pozytywne skojarzenia.

"Wiele spraw przez lata prowadzonych było dobrze, ale wiele źle". Które prowadzone były źle?

- Te, które skłaniają mnie to refleksji, że nie zawsze WZPN jest dla klubów, ale raczej kluby są dla WZPN. To jest priorytetem, podobnie jak poprawa funkcjonowania i sprawność biura związku. Musimy pójść z duchem czasu, do przodu. W WZPN jest wiele naleciałości, nawyków i standardów postępowania, które wymagają reformy. Tak, aby dla klubów, czyli głównych odbiorców działalności związku, te standardy były przejrzyste i proste.

Strona internetowa związku przypomina mniej więcej lata dziewięćdziesiąte.

- Jest kilkanaście lat do tyłu, nie przeczę. Związek piłkarski nie jest zbyt nowoczesny pod tym względem. Jest za słabo obecny w internecie, nie korzysta z możliwości, jakie on daje. Nie jest w ogóle obecny w mediach społecznościowych, które są podstawowym narzędziem komunikacji, zwłaszcza z ludźmi młodymi. Tego nie wolno zaniedbać, bo rola informacyjna czy wychowawcza tych narzędzi jest bardzo duża. Związek organizuje przecież rozgrywki dziecięce, młodzieżowe. Ludzie szukają o nich informacji przede wszystkich w internecie. Muszą je tam znajdować. Pamiętajmy też, że dzięki takim kontaktom z ludźmi można zwłaszcza u nas propagować, wychowywać, pokazywać i popularyzować piłkę nożną i jej rozgrywki, co jest celem statutowym związku. Zwłaszcza u nas. Centralny PZPN prowadzi rozgrywki zawodowe, a regionalny związek taki jak WZPN odpowiada przecież za pracę u podstaw, z najmniejszymi, najdrobniejszymi. To jego rola. Ważna jest też praca z samorządami, bo musimy pamiętać, że większość małych klubów jest na nich ściśle oparta.

Czy związek powinien być przewodnikiem dla tych, którzy chcą zacząć uprawiać piłkę nożną albo organizować klub piłkarski?

- Związek jest przeznaczony do wspierania ich działalności. Do ich rejestrowania, organizowania rozgrywek i stwarzania możliwości do ich funkcjonowania w piłkarskich świecie. Mamy teraz w Polsce ogromny boom na piłkę nożną. Coraz więcej dzieci gra, chce grać w piłkę. Trzeba to koniecznie wykorzystać.

Kiedy w 2002 roku zakładaliśmy własny klub Odlew Poznań, to była droga przez mękę. Czy można ułatwić tę drogę, aby każdy kto ma ochotę, ludzi i kawałek boiska mógł łatwo zacząć grać w ramach klubu?

- Założenie stowarzyszenia czy klubu to procedura, którą związek piłkarski się nie zajmuje. Ale wszystko to, co znajduje się po jego stronie, powinno być maksymalnie uproszczone, aby nie zniechęcać uczestników rozgrywek. Najczęściej pierwszym kontaktem dla takich klubów są okręgowe związki piłkarskie. Ten kontakt musi być dla nich budujący i łatwy. Dlatego uważam, że trzeba to załatwiać przede wszystkim drogą elektroniczną.

Da się?

- Nie wszystko się da, ale reformujący się PZPN stworzył już takie możliwości. Trzeba je teraz zastosować w praktyce. Przypadki, gdy ktoś nie jest zarejestrowany, nie wiadomo gdzie jest zarejestrowany, nie można prześledzić jego drogi piłkarskiej, wyliczyć ekwiwalentu, po prostu nie mogą mieć miejsca.

Wielkopolski Związek Piłki Nożnej wersja 2.0?

- Taka, w moim odczuciu, jest potrzeba. Zmiany następują wszędzie, muszą nastąpić i tutaj. Wielkopolska nie może zostać z tyłu.

Cztery lata temu sensacją był wybór na szefa Pomorskiego Związku Piłki Nożnej byłego piłkarza Radosława Michalskiego. Jemu się udało dokonać nowoczesnych zmian?

- Wtedy była to rzeczywiście sensacja. Dzisiaj, po zmianach jakie zaszły w PZPN, już by nie była. Wiem, że od czasu jego prezesury związek na Pomorzu funkcjonuje zupełnie inaczej niż kiedyś. Funkcjonuje tak jak PZPN. Kolejne zmiany nastąpiły już w tegorocznych wyborach w innych związkach, gdzie do władzy doszło młodsze pokolenie.

No tak, ale musi pan przekonać nie kibiców, ale działaczy piłkarskich. Wybory prezesa WZPN nie są powszechne.

- Nie są, ale kampanię prowadzi się podobnie. Kilometry zjechane, masa spotkań, rozmów, przedstawiania swoich koncepcji ludziom, którzy odpowiadają za swoje kluby i słuchania tego, co oni mają do powiedzenia, co im przeszkadza i co chcą zmienić. Wszystkiego od razu nie zmienimy, ale plan jest taki, że ma być łatwiej i jaśniej. Ja nie chcę dokonywać skoku na WZPN, zrobić w nim rewolucji. Chcę zmian, ale ewolucyjnych, choć w miarę szybkich i przede wszystkim widocznych. Chociaż musimy pamiętać, że tylko konsekwentna, długofalowa polityka sprawdza się w sporcie.

Kto pana wspiera? Jakich chce mieć pan współpracowników?

- WZPN jest instytucją bardzo dużą, więc współpracownicy są konieczni. Moja filozofia jednak jest taka, że do współpracy nie należy włączać ludzi na zasadzie rozdawnictwa urzędów i stanowisk, o czym wspomina redaktor naczelny kwartalnika "Gol" wydawanego przez WZPN, który w swym felietonie wykłada, jak to dotychczas się odbywało, co zaobserwował przez lata pracy w związku. Czas z tym skończyć. Nowoczesne struktury nie mają prawa tak funkcjonować.

Ale będą to także byli piłkarze?

- Nie tylko, także prezesi klubów. Przede wszystkim - ludzie aktywni. Najtrudniej pracuje się z kolegami, więc jestem bardzo ostrożny w wyborze kolegów do współpracy. Kryterium kompetencji jest kluczowe, a nie to, czy się z kim znam, czy nie. Prezes Boniek też zaprosił do współpracy sekretarza generalnego, który nie był żadnym jego kolegą - Macieja Sawickiego. Postawił na kompetencje, nie znajomości.

Wyjaśnijmy, jak odbywają się wybory prezesa WZPN.

- To walne zgromadzenie delegatów wyłonionych w okręgach, do których dochodzą delegaci ligowych klubów. To zatem Lech Poznań z ekstraklasy, pierwszej ligi nie mamy, drugiej też, bo Warta Poznań dopiero awansowała i jest liczona jak kluby trzeciej ligi które mają po dwóch delegatów, czwarta po jednym itd, oczywiście również piłka nożna kobieca, futsal. Łącznie to około 160 osób uprawnionych do głosowania. Pytanie, czy wszyscy wezmą udział w wyborach.

Głosowanie jest tajne, zatem nikt nikomu nie powinien zaglądać w kartkę. Głosuje się na delegatów zgłoszonych przed wyborami, na dzisiaj to cztery osoby - ja, Stefan Antkowiak, Łukasz Mowlik [były kierownik drużyny Lecha, dziś wiceszef wielkopolskich sędziów - red.] oraz Andrzej Mroziński [szef okręgu kaliskiego - red.]. Ostatnia dwójka przez wiele lat związana z obecnym prezesem decydując się na kandydowanie daje sygnał, że nawet oni widzą potrzebę zmian. Pamiętajmy, że mogą dojść jednak kolejni chętni na fotel prezesa, nawet zgłoszeni podczas zgromadzenia z sali.

Urzędujący prezes Stefan Antkowiak to postać bardzo rozpoznawalna, jeden z tzw. baronów związkowych.

- Proponuję inny, bardziej nowoczesny sposób działania związku i zarządzania nim. Dziś hasło "działacz piłkarski" nie brzmi dumnie, to określenie ma swoje negatywne skojarzenia z przeszłości. Ja chcę, by działacz był odbierany jako pozytywny zapaleniec pracujący dla dobra piłki. Mówię o wszystkich działaczach piłki nożnej - tych doświadczonych i otwartych na zmiany a także młodych, wykształconych, aktywnych, którzy byli za granicą, sporo widzieli i wiedzą, jak zmienić polską piłkę.

Postrzegam dzisiejsze związki regionalne jako struktury płaskie z jednym prezesem nad nimi. Chciałbym, aby zmieniły się one na bardziej pionowe, z wydziałami o określonych kompetencjach i zadaniach z ich szefami, którzy za te zadania odpowiadają. I są z nich rozliczani.

Maciej Sawicki, który tak zreformował PZPN, jest jednym z ojców sukcesu związku.

- Mamy takich ludzi także w Wielkopolsce.

Obecni działacze WZPN powinni odejść?

- Niekoniecznie. Mają doświadczenie, są niezbędni, by zmian udało się dokonać płynnie. Poza tym, jeśli ktoś ma w sercu piłkę, to nie ma dla niego znaczenia, kto jest prezesem. Nie jest od niego zależny. Znaczenie ma to, by dla tej piłki działać. Natomiast regionalne związki piłkarskie w Polsce odbierane są powszechnie jako skostniałe. Z tym trzeba walczyć, to trzeba zmieniać.

Jakie ma pan doświadczenie, by to zrobić?

- Od 12 lat mam swoją firmę i prowadzę działalność gospodarczą. Zarządzałem w Poznaniu placówką bankową, byłem też dyrektorem wykonawczym w Zagłębiu Lubin, które - chyba się zgodzimy - bardzo się w ostatnich trzech latach zmieniło. A w momencie mojej pracy, tam przed trzema laty trzeba było podjąć także niepopularne i trudne decyzje, które dzisiaj przynoszą efekty. Skończyłem studia z zarządzania zasobami ludzkimi na poznańskim Collegium da Vinci. W Wyższej Szkole Edukacji w Sporcie w Warszawie zostałem też menedżerem sportu.

Podkreślam, że za kierowanie WZPN nie chcę pobierać pensji.

Lech Poznań na pana zagłosuje? Jest pan byłym lechitą.

- Jestem delegatem Lecha Poznań, jednym z pięciu.

Więcej o: