Bo przed kilkoma tygodniami Janusz Jasiński, właściciel klubu i przewodniczący rady nadzorczej spółki, która trzyma władzę w zielonogórskim baskecie, wyznaczył kierunek na nowy sezon:
- Musimy w Zielonej Górze odzyskać radość z wygrywania. Ważne jest słowo challenge [wyzwanie - red.]. Ten challenge da nam szanse na to, że będziemy szli na mecz z nastawieniem: wygrają, czy przegrają; uda im się, nie uda? Chcemy wprowadzić trochę żyłki nie powiem ryzyka, ale takiego właśnie challenge'u - określił Jasiński.
Po czym spakował się, by ruszyć na urlop. Zanim wyruszył, dotarło do niego, że ludzie, których pozostawił w klubie, albo potraktowali te słowa zbyt dosłownie, albo też postanowili ideę Jasińskiego udoskonalić.
Kombinowali chyba tak: po co czekać do pierwszego meczu, skoro niepewność oraz radość z wygrywania da się odzyskać już na etapie wysyłania zgłoszeń do ligi.
W piątek 15 lipca do godz. 16 z klubów Tauron Basket Ligi miały dotrzeć do koszykarskiej centrali odpowiednie "papiery". Z powinności wywiązali się niemal wszyscy, w tym autsajderzy: Siarka Tarnobrzeg, Start Lublin, Trefl Sopot. Stąd wniosek, że rzecz nie wymagała nadzwyczajnej filozofii, a już na pewno nie przerastała dzielnej zielonogórskiej załogi - ludzi, którzy zbudowali koszykarską potęgę i przetarli wiele karkołomnych szlaków.
Dlaczego zatem Stelmet BC powinności nie dopełnił? Jedyna logiczna odpowiedź brzmi: Dla challenge'u!
Zgłoszenie z Zielonej Góry wpadło do skrzynki dwie godziny później niż stanowił deadline. I zrobiło się zamieszanie. Liga bezzwłocznie opublikowała listę kandydatów do uczestnictwa w rozgrywkach, na której nie było mistrza Polski! W wakacyjnym sezonie ogórkowym trudno o lepszy temat na szybki, sensacyjnie brzmiący news.
I ów news natychmiast obiegł portale, wyobrażam sobie, że dopadł Jasińskiego gdzieś na lotnisku, gdy w jednej ręce ściskał bilet na Bermudy, drugą ciągnął za sobą wielką walizę na kółkach. Ale i tak szczęście, że nie stało się to np. na pokładzie samolotu. Pan przewodniczący, chociaż wygląda dobrotliwie, potrafi się rozeźlić. Tutaj rozeźlić się musiał. Wszak nie o taki challenge mu chodziło. Sponsorzy najpewniej bardzo się zdziwili, że drużyna, na którą wykładają pieniądze, nie garnie się do gry w lidze...
Michał Szpak, dyrektor zielonogórskiego klubu, wystawił się na obstrzał. Ale bronił się, atakując. Padło słowo "beton" oraz kwestie o tym, że liga chciała dać Stelmetowi po łapach; o przedstawicielu ligi, który najpierw powiedział, że godz. 16 nie jest istotna, a po tym się tego wyparł. Był też zarzut o przeciek z ligowej centrali wprost do światka mediów, a także sprawa niewdzięczności Mateusza Ponitki i Szymona Szewczyka.
Zupełnie niepotrzebne te zarzuty. Wystarczyło przyznać się do błędu. Ludzka rzecz. Albo pójść na całość i powiedzieć, że oto w zielonogórskim klubie zaczął się sezon żyłki niepewności, wyzwań i odzyskiwania radości z wygrywania, w czym mistrz znów zdystansuje resztę ligi. Bo kiedy w poniedziałek koszykarska centrala sprostuje, że Stelmet jednak dołączył do grona aplikujących, to my już będziemy mieli jakby pierwsze radosne zwycięstwo na koncie, a inni jeszcze nie...