Lech Poznań. Dawid Kownacki: Zbyt wiele rzeczy biorę za bardzo do siebie [ROZMOWA]

- Może to mi pomoże, że wielu ludzi uważa mnie już za piłkarza tylko przeciętnego? Ja chcę sobie udowodnić, że stać mnie na więcej - mówi przed startem ekstraklasy napastnik Lecha Poznań Dawid Kownacki. Lechita w szczerzej rozmowie o ewentualnym transferze, zawiedzionych oczekiwaniach kibiców i dojrzewaniu.

Hanna Urbaniak: Nie było cię w kadrze Lecha na mecz o Superpuchar Polski. Dlaczego?

Dawid Kownacki: - Na treningu przed wyjazdem do Warszawy zostałem nadepnięty na staw skokowy. Trochę go podkręciłem. Ale sam nie wiem, czy to była bezpośrednia przyczyna tego, że trener nie zabrał mnie na mecz.

Zbyt wielu napastników w Lechu przecież nie ma. Jest was trzech.

- Ale w naszej taktyce tylko jeden napastnik gra, a dwóch musi czekać na swoją okazję. Mnie już w okresie przygotowawczym trener ustawiał też na boku pomocy, więc oprócz gry w ataku mogę występować także na skrzydle. Muszę walczyć o miejsce w składzie. Nie było mnie w kadrze na mecz o Superpuchar, ale teraz z powodu kontuzji wypadli Szymek Pawłowski i Maciej Makuszewski, więc być może dostanę swoją szansę w lidze.

Sezon się zaczął, ale okno transferowe będzie otwarte jeszcze przez kilka tygodni. Zostaniesz w Lechu?

- Nie wiem. Do końca sierpnia jeszcze jest sporo czasu. Może być przecież tak, że zagram kilka świetnych spotkań i zgłosi się po mnie kilka klubów, a może być też tak, że nie będzie żadnych propozycji. Wszystko będzie zależało od tego, w jakiej będę dyspozycji.

Pojawiły się już propozycje wypożyczeń, m.in. z Wisły Płock. Interesuje cię w ogóle przejście do innego klubu ekstraklasy?

- Niczego nie wykluczam. Jeśli pojawiłaby się taka oferta, to musielibyśmy usiąść wspólnie z klubem i przeanalizować moje szanse na grę w tym sezonie. Jeżeli doszlibyśmy do wniosku, że lepsze będzie wypożyczenie, to nie zamykałbym tej drogi. Najważniejsze, żebym grał.

Po tym wszystkim, co się wokół ciebie wydarzyło, nie masz wrażenia, że twój czas w Lechu już się skończył i pora spróbować swoich sił gdzie indziej?

- Wydarzyło się wiele rzeczy, które są męczące i nie dają spokoju. Kibice Lecha bardzo dużo wymagają, a ja jeszcze nakładam na siebie dodatkową presję. Czasem tak jest, że kiedy się za bardzo chce, to jeszcze bardziej nie wychodzi. Teraz jestem już jednak starszy i z pewnymi sprawami łatwiej sobie radzę. Jeśli będzie taka możliwość, to chciałbym powalczyć z Lechem o kolejne mistrzostwo Polski i zagrać w Lidze Mistrzów, bo to byłoby spełnienie marzeń, zagrać z moim klubem w tak prestiżowych rozgrywkach.

Czyli twoje największe rezerwy są w głowie?

- Współpracowałem z psychologiem, ale doszedłem do wniosku, że jeśli sam sobie pewnych spraw nie wytłumaczę, to zawsze będzie mi ciężko. Mój największy problem jest taki, że ja zbyt wiele rzeczy biorę za bardzo do siebie i potem zbyt wiele myśli siedzi w mojej głowie. Wiem, że muszę tę głowę wyczyścić, bo będę wtedy spokojniejszy na boisku i będę podejmował lepsze decyzje. Nie będę się tak "gotował" w sytuacjach podbramkowych. Muszę to poprawić i nie dołować się tak często, jak do tej pory.

Po ostatnim sezonie kibice nie mają już w stosunku do ciebie zbyt wielkich oczekiwań.

- Ja też tak myślałem. Ale ostatnio usiadłem sobie z prezesem i rozmawialiśmy o mojej sytuacji. Myślałem, że to był mój bardzo słaby sezon, a on mi uświadomił, że wcale tak nie było. Wielu ludziom mówi, żeby pokazali mu w innych ligach 19-latka, który strzela po siedem goli w sezonie. Nawet tak nie myślałem, że ja przecież w zeszłym sezonie strzeliłem sześć goli w lidze i jednego w Lidze Europy. Za Maćkiem Gajosem i Kasprem Hamalainenem byłem trzecim najskuteczniejszym piłkarzem Lecha. Mimo że oczekuję od siebie więcej, to myślę, że można jednak z tego wyniku wyciągnąć pozytywy, a nie tylko wciąż się dołować. Wiem jednak, że kibice oczekiwali ode mnie więcej, bo ja od siebie sam też więcej oczekiwałem.

Niektórzy już cię może nawet skreślili.

- Może to mi pomoże, że wielu ludzi uważa mnie już za zawodnika tylko przeciętnego, który nie nadaje się do gry na wysokim poziomie? Ja będę chciał udowodnić przede wszystkim samemu sobie, że stać mnie na więcej. Mimo że mam dopiero 19 lat, to mam już spory bagaż doświadczeń, wiele się na błędach nauczyłem i mam nadzieję, że to mi pomoże.

Twoja ścieżka kariery była modelowa. Jako bardzo młody chłopak wszedłeś do pierwszej drużyny, miałeś w niej pograć dwa lata, nabrać doświadczenia i zostać sprzedany do wielkiego klubu za duże pieniądze. Na razie niewiele z tego wyszło. Jak teraz widzisz swoją przyszłość?

- Nie myślę o tym. Nie ma co planować, bo to wszystko może się zmienić nawet w ciągu miesiąca. Liczy się to, co jest teraz, a nie to, co było lub będzie. Jesteś taki dobry jak twój ostatni mecz. I to jest prawda, to potwierdza życie.

Z częstymi kontuzjami już się uporałeś?

- One były spowodowane jednak w większości faulami przeciwników, a nie moim kiepskim przygotowaniem fizycznym. Może miałem trochę pecha, że było ich tak dużo, niepotrzebnie też za szybko, za wszelką cenę chciałem wracać do treningów. Mam nadzieję, że w tym sezonie pokażę takiego Dawida Kownackiego, jaki wchodził dwa lata temu do pierwszego zespołu. Chciałbym do tego wrócić, a nawet jeszcze lepiej sprzedać moje umiejętności, bo wiem, że je mam.

Czas po prostu, żeby po egzaminie dojrzałości Dawid Kownacki przeistoczył się z piłkarza nastolatka w piłkarza mężczyznę?

- Trudno w moim wieku tak od razu stać się mężczyzną i na wszystko patrzeć dojrzale. Patrzę na moich rówieśników, którzy nie grają w piłkę. Widzę, co robią, jak się zachowują. Ja nie miałem prawdziwego dzieciństwa, bo kiedy moi koledzy w podstawówce wychodzili na podwórko, to ja jechałem z mamą na trening. Ale nie narzekam, to ja sobie taką drogę wybrałem. Nie mogę teraz z niej zboczyć, tylko muszę dalej iść, aż nie osiągnę celów, które sobie założyłem. Na inne sprawy przyjdzie czas po zakończeniu kariery.

Zobacz wideo
Więcej o: