W tej chwili wszyscy sympatycy futbolu żyją Euro. Wprawdzie biało-czerwonych we Francji już nie ma, ale zrobili, co do nich należało, dotarli do ćwierćfinału, gdzie musieli uznać wyższość Portugalii. Przegrali jednak po walce, bo była dogrywka, a potem rzuty karne. Trzeba przyznać, że Cristiano Ronaldo i spółka nie zmarnowali otrzymanej szansy i dotarli do finału, co stawia Polaków w jeszcze lepszym świetle. Niestety w kadrze trenera Adama Nawałki nie było tym razem żadnego piłkarza z lubelskim rodowodem. Najwyraźniej era reprezentantów skończyła się na Jacku Bąku, Grzegorzu Bronowickim i Przemysławie Tytoniu. Dwaj pierwsi już zakończyli kariery, natomiast wychowanek zamojskiego Hetmana gra nadal - i to bardzo przyzwoicie, co sprawiło, że ostatnio podpisał kontrakt z hiszpańskim Deportivo La Coruna, ale tym razem nie znalazł uznania w oczach selekcjonera. Wygląda więc na to, że z naszym szkoleniem młodzieży jest coś nie tak, bo w tej chwili oprócz Pawła Jaroszyńskiego, Mariusza Pawelca i Dawida Sołdeckiego nie ma - nawet w polskiej ekstraklasie - ani jednego gracza, który wywodzi się z naszego regionu i odgrywa w swoim zespole znaczącą rolę.
A teraz z nieco innej beczki - równolegle z Euro są rozgrywane w Amsterdamie lekkoatletyczne mistrzostwa Europy. Niestety nie cieszą się one taką popularnością jak zmagania piłkarzy. Dał temu wyraz znakomity średniodystansowiec Marcin Lewandowski, który na swoim profilu na Facebooku stwierdził, że z powodu holenderskiej imprezy rodacy nie jeżdżą autami z flagami narodowymi, tak jak podczas Euro, choć szans medalowych jest wiele. Między innymi faworytem jest młociarz zamojskiego Agrosu Paweł Fajdek. Jeśli to naszego mistrza pocieszy, to powiem, że wkrótce rozpoczną się igrzyska olimpijskie w Rio de Janeiro, gdzie piłkarzy nie będzie, więc kibice z pewnością przeleją swoje uczucia na reprezentantów innych dyscyplin, a przedstawicieli królowej sportu w szczególności.