Warta Poznań gra bez dopingu kibiców. "Potrzebujemy ich"

W niezwykle wyrównanej rywalizacji o awans do II ligi Wartę Poznań w walce z Garbarnią Kraków mogłaby wspomóc zorganizowana grupa kibiców. Problem w tym, że ona do "Ogródka" nie chodzi już prawie od dwóch lat

Sobotnie popołudnie na stadionie Garbarni w Krakowie. Piłkarze "Zielonych" wychodzą na mecz z gospodarzami, pierwszy z dwóch pojedynków barażowych o awans do II ligi, a kilkunastoosobowa grupka krzyczy: "Jesteśmy zawsze tam, gdzie nasza Warta gra!". Już po spotkaniu poznański zespół podziękował swoim sympatykom za wsparcie i to, że poświęciła całą sobotę na wyprawę do Krakowa.

Zawsze tam, gdzie gra Warta - to w przypadku "Zielonych" od blisko dwóch lat wyłącznie mecze wyjazdowe. Niemal od początku sezonu 2014/2015 drużyna Tomasza Bekasa nie może liczyć na wsparcie zorganizowanej grupy kibiców na stadionie przy Drodze Dębińskiej. Fani Warty obrazili się o to, że Jakub Pyżalski, mąż prezes sekcji piłkarskiej Izabelli Łukomskiej-Pyżalskiej, ściągnął na trybuny osiłków, którzy grozili kibicom Warty, jeśli ci nie przestaną w wulgarny sposób obrażać jego żony.

Konflikt narastał od tygodni. Pyżalscy nie chcieli sprzedać drużyny Maciejowi Dittmajerowi, który twierdził, że jest gotów łożyć na jej utrzymanie w II lidze. Na boisku zespół zapewnił sobie pozostanie w niej, ale nie dostał licencji i po raz pierwszy w swojej ponadstuletniej historii wylądował na czwartym poziomie rozgrywkowym w kraju.

"Pani Prezes Izabella Łukomska-Pyżalska nie jest godna fotela prezesa i sama z siebie powinna odejść i oszczędzić wstydu naszemu klubowi i poznaniakom. W oczach kibiców, sympatyków, a przede wszystkim poznaniaków i Wielkopolan Pani Prezes jest w tym momencie skompromitowana. Warta zasługuje na kogoś, komu dobro klubu będzie leżało na sercu, a nie ex modelkę, dla której liczy się tylko promowanie własnej twarzy. Parafrazując znane słowa: "Kończ Modelko, wstydu oszczędź!"" - napisali kibice w jednym ze swoich oświadczeń.

Zorganizowanego dopingu w "Ogródku" nie ma więc od niemal dwóch lat, co nie przeszkadza kibicom jeździć na ligowe mecze do innych miast czy miejscowości. Są tam grupą 30-40-osobową.

Po meczu w Krakowie trener Tomasz Bekas powiedział: - Bardzo chcielibyśmy, żeby kibice, którzy jeżdżą za nami na mecze wyjazdowe, wsparli nas także w meczach u siebie. Niestety, od dłuższego czasu spotkania w "Ogródku" gramy jakby na wyjeździe. Czasem tylko publiczność reaguje, gdy strzelimy ze dwa gole. Wtedy rzesza starszych kibiców coś tam krzyknie. Ale ultrasów nie ma.

W środę o godz. 17 "Zieloni" zagrają rewanż z Garbarnią. W Krakowie przegrali 2:3 i nawet jednobramkowe zwycięstwo Warty może dać jej awans do II ligi. Oznaczałoby to wyrwanie się z prowincjonalnej ligi regionalnej do rozgrywek ogólnopolskich. Nieprzypadkowa jest też data meczu - właśnie 15 czerwca Warta, najstarszy klub piłkarski w mieście, skończy 104 lata.

Powodów do tego, żeby podać sobie ręce i zażegnać konflikt, jest więc wystarczająco dużo. A ile znaczy doping w pojedynku wyrównanych drużyn, pokazał mecz na boisku Garbarni. Okrzyki i śpiewy z kilkudziesięciu gardeł pomogły krakowianom wygrać niezwykle zacięty mecz. - Nie ukrywam, że brak wsparcia w meczach u siebie to jest problem, bo ich doping też wywiera jakąś presję na piłkarzach drużyn przyjezdnych. Szkoda, że tak to teraz wygląda - mówi trener Bekas. - Ja już apelowałem do kibiców od pierwszego meczu tej rundy: w Środzie Wlkp, w Wągrowcu, apelowałem przed meczem z rezerwami Lecha Poznań. Jedna strona i druga jest uparta, a ja nic na to nie mogę poradzić.

Wiceprezes sekcji piłkarskiej Maciej Chłodnicki przyznaje, że było kilka prób namówienia kibiców na powrót na trybuny w Poznaniu: - Potrzebujemy jednak kibiców, którzy będą wspierali drużynę, a nie wznosili wulgarne okrzyki, bo takie zachowanie nie jest mile widziane na naszym stadionie. Przychodzą tu dzieci, całe rodziny. Brakuje nam dopingu, ale tego kulturalnego.

Sprawy nie ułatwia też fakt, że klub musiał przez dwa lata zapłacić dwie kary po kilkaset złotych po tym, jak kibice Warty użyli na wyjazdach zabronionych środków pirotechnicznych.

Stanowisko stowarzyszenia kibiców jest jednoznaczne - wrócą z dopingiem do "Ogródka", gdy z klubu odejdą Pyżalscy. Na to się jednak nie zanosi. Kibice zamierzają cierpliwie czekać, a za wzór podają niedawną sytuację z Bydgoszczy, gdzie Radosław Osuch po latach walki z kibicami zrezygnował z kierowania Zawiszą. Drużyna się rozpadła i nie wiadomo, gdzie zagra w przyszłym sezonie. Dla fanów ma to wtórne znaczenie - liczy się to, że klub znów ma szansę być "ich", bez względu na klasę rozgrywkową.

Jest spora szansa na to, że w środę piłkarze Warty Poznań usłyszą doping swoich kibiców w "Ogródku". Tak było rok temu, gdy grali baraże z Polonią Bytom. Drużynę wspierała grupka, która na widownię nie weszła, a doping prowadziła zza ogrodzenia stadionu...

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.