Grzegorz Tkaczyk: - Rzeczywiście w ostatnich tygodniach miałem dużo powodów do większych niż zwykle emocji. Najpierw zdobycie podwójnej korony w Polsce, a w niedzielę spełnienie marzeń i wywalczenie Ligi Mistrzów. Trzeba pamiętać o tym, że to nie jest zwykłe pożegnanie Tkaczyka z Vive, ale bardzo niezwykłe! I chciałbym to głośno powiedzieć. Nie tylko jako zawodnik żegnam się z Kielcami, ale kończę swoją wspaniałą karierę piłkarza ręcznego. A przecież sportowi poświęciłem całe życie. Pewnie dlatego emocje były bardzo duże.
- Nie, z tym akurat jest całkiem nieźle. Przy rodzinie trzymam się całkiem dzielnie, nie płakałem żonie w ramiona ( śmiech ).
- Czy to na warszawskim Torwarze, czy w Kolonii, a na koniec na Rynku podczas fety, usłyszałem od nich wiele ciepłych słów. Nie będę wymieniał jakich czy wskazywał tych najlepszych, bo nie chciałbym nikogo pominąć. Kibice zachowywali się naprawdę super. We wtorek dostałem od nich prezent - grawerton z kilkoma zdjęciami z moich pięciu lat spędzonych w Kielcach. To kolejna miła niespodzianka.
- Lepszego momentu nie mogłem sobie wymarzyć. To coś niesamowitego. I to jeszcze po takim meczu, gdzie w pewnym momencie już nikt na hali nie wierzył, że odrobimy dziewięć bramek straty [Vive przegrywało z Veszprem 19:28 w 46. minucie, a mimo to wygrało w rzutach karnych - przyp. red.]. Tak naprawdę dopiero teraz dociera do mnie, że to już jednak koniec. Powoli zaczynam rozumieć, że muszę iść do szatni, wyjąć z szafki buty, a potem niestety zawiesić je na kołku.
- Pewnie grałbym w drużynie naszego odwiecznego rywala Orlen Wiśle. Mało kto wie, że w 2011 roku gdy kończył mi się kontrakt z Rhein-Neckar Löwen, dostałem ofertę z Płocka. Potem jednak Bertus Servaas rozpoczął ze mną negocjacje, był bardziej konkretny i precyzyjny w działaniach. Teraz wiem, że decyzja o przyjściu do Kielc była najlepszą w moim życiu. Dziękuję bardzo Bertowi, że do mnie zadzwonił, nigdy nie zapomnę tego telefonu. Dzięki temu mogłem być częścią tak pięknej historii.
- Czy ja wiem? Raczej zachowywałem się jak zwykle. Choć na pewno straciłem zdecydowanie więcej nerwów, niż gdybym był na parkiecie. Przeżywałem to niesamowicie. Inaczej by było, gdybym mógł zagrać. Ale doskonale widziałeś, jaki podczas Final Four jest poziom, trzeba być w 100-procentowej w formie. I tak cieszę się bardzo, że na koniec kariery dostałem szansę w meczach finałowych o mistrzostwo i Puchar Polski. Jeszcze kilka tygodni temu nie sądziłem, że będzie mi to dane.
- Nie chciałem wyprowadzać się z Kielc. Często w rozmowach klubowych mówimy słowa rodzina. I właśnie dlatego bardzo chciałem tutaj zostać. Cieszę się, że moje imię i nazwisko wciąż będą wiązać się z Vive. Wkrótce siądę do rozmów z Bertusem Servaasem i uzgodnimy szczegóły mojej nowej roli w klubie. Wszystko powinno się wyjaśnić w ciągu dwóch tygodni.