Młociarka Joanna Fiodorow: W badaniach antydopingowych młociarzy jest poważna luka

Poznańska młociarka Joanna Fiodorow wystartuje tego lata nie tylko w igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro, ale i w Mistrzostwach Europy w Amsterdamie. - Choćby po ciężkim treningu, ale pojadę. Zdążę potem przygotować się do igrzysk - mówi.

Joanna Fiodorow uzyskała kwalifikację olimpijską w rzucie młotem, który staje się kluczowa dla Polski konkurencją na całych igrzyskach. Zarówno wśród mężczyzn, jak i kobiet zawodnicy z Polski to faworyci. Paweł Fajdek nie będzie jednak reprezentował poznańskich barw - chociaż nadal trenuje w Poznaniu, jest zawodnikiem Agrosu Zamość. Anita Włodarczyk już dawno przeniosła się z rodzinnego Rawicza, a następnie z Poznania do Warszawy.

Jest jednak Joanna Fiodorow z rekordem życiowym 74,39 m oraz wynikiem 72,77 m uzyskanym w tym tygodniu w Ostrawie. Ten rezultat daje jej dziesiąte miejsce na listach światowych. Na razie powyżej 75 metrów rzucają na świecie jedynie Anita Włodarczyk (79,48 m w Halle), Amerykanka Gwen Berry i Chinka Wenxiu Zhang. - Reszta zawodniczek pozostaje w granicach mojego rekordu życiowego - mówi Joanna Fiodorow, która o igrzyskach myśli, ale za bardzo ku nim wybiegać nie chce. Poprzedzi je jeszcze sporo startów, w tym Mistrzostwa Europy w Amsterdamie. - Podjęliśmy z trenerem Czesławem Cybulskim decyzję, że nie popełnimy błędu sprzed poprzednich igrzysk w Londynie i wystartuję w tych mistrzostwach, choćby po ciężkim treningu - mówi. - Po Amsterdamie do igrzysk będzie pięć tygodni, dostatecznie dużo czasu.

- Turniej olimpijski ma swoje prawa, zdarza się że faworytki przepadają. Ponadto mam wrażenie, że w porównaniu z poprzednimi igrzyskami dziewczyny rzucają słabiej. To z pewnością efekt kontroli antydopingowych - dodaje Joanna Fiodorow, która w tym roku była już kontrolowana ośmiokrotnie. Jak mówi, badania antydopingowe sa bardzo dokładne i dotyczą wszystkich imprez lekkoatletycznych z atestem IAAF i EAA, jednakże jest w nich spora luka.

- Dotyczy ona zawodników i zawodniczek wracających po dwuletniej dyskwalifikacji. Nagle po powrocie zaczynają rzucać w granicach rekordów życiowych - mówi. Tacy zawodnicy nie są kontrolowani w okresie dyskwalifikacji.

- Wtedy mogą robić co chcą, całkowicie poza kontrolą - zwraca uwagę trener polskich młociarzy Czesław Cybulski. - To poważna luka, bo po dyskwalifikacji wielu zawodników nagle nieoczekiwanie łapie wielką formę. Mam jednak nadzieję, że igrzyska olimpijskie oddzielą tych, którzy uzyskują ją uczciwie od tych, którzy nie.

- Ja nie ufam zawodniczkom wracającym po dwuletniej dyskwalifikacji. Mówimy sobie "cześć" na zawodach, ale tylko tyle. Nie uważam, aby były rywalkami, z którymi powinnam się mierzyć. Drobne wpadki z jakimiś ziołami, których ktoś nie oczyścił i kończy się to półroczną dyskwalifikacją można jeszcze wybaczyć i uznać za wypadek, ale dwuletnie absencje za ciężkie sterydy już nie. Dyskwalifikacja powinna być dożywotnia - mówi Joanna Fiodorow. I przypomina, że poznański młociarz Szymon Ziółkowski w 2005 roku został mistrzem świata, chociaż na stadionie hymnu nie wysłuchał. Złoto zdobył dopiero po dyskwalifikacjach rywali za doping.

Joanna Fiodorow uważa, że jest w znacznie lepszej formie niż podczas poprzedniego, nieudanego sezonu. - Czuję się świetnie, forma przyjdzie - zapewnia. - Teraz skupiam się na Drużynowych Mistrzostwach Polski, potem mam zawody we Francji, Białymstoku i Bratyusławie, wreszcie 18 czerwca znakomicie obsadzony Memoriał Janusza Kusocińskiego.

Jak podkreśla, lubi rzucać na terenach przy ul. Pułaskiego w Poznaniu. - Tam jest cisza, spokój, nikt tam nie chodzi i nie ma ryzyka, że kogoś trafię. A jestem zawodniczką leworęczną, więc na klasycznym stadionie młot zawsze skręcał mi w stronę bieżni. Dlatego wolę krzaczki - wyjaśnia.

- To tam, gdzie rosną te słynne pokrzywy. Suszymy je i jemy dla krzepy - żartuje trener Czesław Cybulski. - To piękny teren, kwitną tam kwiatki, a drzewa osłaniają nas od wiatru - dodaje.

- Nie możemy nic więcej z tym terenem zrobić, bo nie należy do nas - wyjaśnia szef AZS Tomasz Szponder. - Nawet ogrodzić go czy poprawić nie możemy, bo w sumie jesteśmy tam nielegalnie.

Więcej o:
Copyright © Agora SA