I ja też temu napastnikowi w sprawie królowania kibicuję, a pod życzeniami jego kolegi z zespołu podpisuję się dwoma rękami. Jeśli Lewicki królem bowiem zostanie, strzelecki tron osiągnie mimo wielu przeciwności, oporów i przeszkód.
Jest z niedoszłym jeszcze królowaniem Lewickiego i jego piłkarskim losem coś, co przypomina historię gościa z całkowicie innej, futbolowej planety. Bardzo odległej - w parsekach trzeba bowiem liczyć dystans dzielący polską I ligą od angielskiej Premier League. Podobnie bezkresna przestrzeń z wieloma zerami na końcu dzieli pensję piłkarza Zawiszy i funty Jamiego Vardy'ego z Leicester. A także, rzecz jasna ich czysto boiskowe zdolności i talent.
A jednak łączy ich sporo. Vardy, najlepszy napastnik mistrza Anglii wspinał się na tron od ósmej ligi. Bywał też czas, że musiał to robić z policyjną obrożą na nodze. Wdrapał się na szczyt Premier League i do reprezentacji Anglii.
29-latek z Leicester miał być za mały i za słaby na zawodowy futbol. Z Lewickim było odwrotnie. On za to też miał sobie nie poradzić, bo jest "za duży, za ciężki i nie biega".
Nie przebił się w Legionowie i Ząbkach, a do Zawiszy wzięto go z przekonaniem, że to piłkarz na ławkę rezerwowych w sam raz, a napastnika z prawdziwego zdarzenia klub musi jeszcze poszukać. Wtedy Lewicki po raz pierwszy przekonał siebie trenerów i kolegów z zespołu. Wiosną musiał zrobić to po raz drugi, bo pojawił się nowy trener Zbigniew Smółka i także nie stawiał na niego. Lewicki "nie biegał i nie był odpowiednio zaangażowany". Może i rzeczywiście ten zawodnik nie biega, ale za to gole strzela. Nastrzelał ich już piętnaście w I lidze.
Nie wiadomo jeszcze, czy życzenie Drygasa się spełni i Lewicki na I-ligowym tronie. Za wytrwałość i sportowy awans berło i korona już mu się jednak należą.