Widowiskowe zakończenie sezonu. Śląsk Wrocław pokonuje u siebie Górnika Łęczna

Śląsk pokonał na własnym stadionie Górnika Łęczna 3:2 i zakończył sezon 2015/16 na 10. miejscu. Drużyna z Łęcznej mimo porażki utrzymała się w lidze, bo swojego meczu nie wygrał Górnik Zabrze!

Śląsk objął prowadzenie już w 5. minucie spotkania. Na listę strzelców wpisał się niezawodny ostatnio Ryota Morioka. Japończyk zdecydował się na drybling przed polem karnym gości, minął dwóch rywali i strzelił płasko na bramkę Sergiusza Prusaka. Piłka po drodze odbiła się jeszcze od Miroslava Bozicia i zmyliła golkipera Górnika.

Łęcznianie odpowiedzieli w 20. minucie. Fantastycznym trafieniem popisał się Przemysław Pitry, który pokonał golkipera Śląska Mariusza Pawełka lobując jego i kapitana wrocławian Piotra Celebana z okolic 17. metra.

Po dwóch efektownych akcjach bramkowych spotkanie nieco się uspokoiło, a obie drużyny do dobrych okazji strzeleckich dochodziły już dużo rzadziej. Po stronie gospodarzy jedną zmarnował Bence Mervo. Węgier uderzał co prawda z trudniej pozycji, ale trafił wprost w bramkarza Górnika. Z kolei goście blisko drugiego trafienie byli po... nieudanym podaniu Grzegorza Piesio. Pomocnik łęcznian próbował wrzucać piłkę w pole karne Śląska, ale podanie zamieniło się w strzał. Piłka szczęśliwie dla podopiecznych Mariusza Rumaka odbiła się od słupka.

W 58. minucie Śląsk ponownie wyszedł na prowadzenie. Tym razem bramkę dla wrocławian zdobył Tomasz Hołota. Defensywny pomocnik wykorzystał świetne prostopadłe dogranie od Grajciara i strzałem po ziemi pokonał bramkarza Górnika.

Raptem kilkadziesiąt sekund później mogło być już 3:1, ale najpierw strzał Hołoty zablokował Prusak, a potem do pustej bramki z połowy metra nie trafili kolejno Mervo i Morioka. Niewykluczone, że ta akcja będzie kandydowała do kiksa sezonu.

Ale co Morioce nie udało się w 59. minucie, udało się 60 sekund później. Japończyk opanował niewygodne podanie od Zielińskiego, odwrócił się przed polem karnym i uderzył obok słupka bramki strzeżonej przez Prusaka.

Wynik spotkania mógł na cztery minut przed końcem ustalić wprowadzony za Mervo Kamil Biliński, ale snajper wrocławian zmarnował kilka świetnych okazji. Po jednej z nich trener wrocławian Mariusz Rumak złapał się za głowę. Nic dziwnego, bo tylu świetnych okazji w całym meczu nie miał nawet Mervo, choć na boisku spędził ponad 80 minut!

Drugą bramkę udało się za to zdobyć piłkarzom Górnika. Bartosz Śpiączka wykorzystał gapiostwo duetu Celeban - Kokoszka, wyskoczył zza pleców stoperów Śląska i pokonał Pawełka.

Piłkarze Górnika Łęczna mimo porażki we Wrocławiu zdołali uratować się przed spadkiem, bowiem w Niecieczy Górnik Zabrze tylko zremisował z Termaliką 1:1.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.