Stomil grał z Arką. Cóż to była za katastrofa [ZDJĘCIA]

Olsztyński pierwszoligowiec w starciu z Arką Gdynia, która awansowała właśnie do ekstraklasy nie miał nic do powiedzenia. Ekipa ze stolicy Warmii i Mazur przegrała przed własną publicznością aż 0:4.

Patrząc na wyjściowy skład Stomilu Olsztyn, niektórzy kibice mogli przecierać oczy ze zdumienia. Wprawdzie od pierwszego gwizdka na boisku pojawili się m.in. bracia Głowaccy, to pojawienie się na murawie Bartosza Bartkowskiego czy Pawła Łukasika można uznać za niespodziankę.

Arka dominuje na boisku

Od początku spotkania przewagę na murawie miał zespół gości. Mocnymi uderzeniami popisywali się Marcus da Silva oraz Gston Sangoy, lecz za każdym razem na posterunku był Piotr Skiba. Olsztynianie próbowali swoich szans w kontrataku i byli blisko otworzenia wyniki spotkania. Grzegorz Lech podał piłkę do Tsubasy Nishiego, który przed sobą miał już tylko bramkarza gości. Pomocnik OKS-u wykazał się jednak sporą niedokładnością, gdyż futbolówka minęła bramkę Arki.

- Wyszliśmy na to spotkanie z nastawianiem, aby w końcu przełamać naszą złą passę - przekonuje Paweł Głowacki, pomocnik Stomilu. - Strasznie żałujemy niewykorzystanej sytuacji przez Nishiego. Miał on bowiem wyśmienitą sytuację do strzelenia bramki. Być może również za bardzo się odsłoniliśmy, czym sprowokowaliśmy zawodników z Gdyni.

Faktycznie, tylko dzięki niedokładnym uderzeniom zawodników Arki, goście do przerwy nie objęli prowadzenia.

Katastrofalny występ Stomilu

Gdynianie mocnym akcentem rozpoczęli drugą część spotkania. Podopieczni trenera Grzegorza Nicińskiego ruszyli do ataku, chcąc pokazać różnicę klas dzielącą oba zespoły. Groźny strzał oddał ponownie da Silva, który minimalnie minął bramkę OKS-u. Olsztynianie wciąż próbowali wyjść z kontratakiem, lecz wszystkie próby był nieudane.

- Myślałem, że to spotkanie potoczy się zupełnie inaczej - przyznaje Bartek Bartkowski, pomocnik OKS. - Nie wiem, dlaczego zagraliśmy tak słabe spotkanie. Nie daliśmy z siebie wszystkiego, a Arka była zespołem zdecydowanie lepszym.

Prawdziwie trzęsienie ziemi na olsztyńskim stadionie nastąpiło między 55 a 65 minutą spotkania. Najpierw po błędzie Tomasza Wełny, który niedokładnie wybił futbolówkę z własnego pola karnego, a potem nie upilnował Gatsona Sangoya, Arka objęła prowadzenie. Chwilę później futbolówkę po rzucie rożnym znalazła się przy nodze Yannicka Kakoko, który mocnym uderzeniem po ziemi podwyższył wynik meczu. Trzecią bramkę dla gdynian, po błędzie Rafała Remisza, zdobył Marcus da Silva.

- Pierwszy stracony gol podciął nam skrzydła - komentuje Głowacki. - W trakcie drugiej połowy nie poznawałem swojego zespołu pod kątem gry w obronie. Popełnialiśmy szkolne błędy, które zawodnicy Arki bezlitośnie wykorzystali. Rywale pokazali, że są najlepszą drużyną w tej lidze.

Piłkarze Stomilu nie potrafili znaleźć sposobu na przedostanie się pod pole karne przeciwnika. Bezbarwny Stomil nie miał żadnych szans w starciu z zespołem, który w przyszłym sezonie zagra w ekstraklasie. Spotkanie zakończyło się zwycięstwem Arki Gdynia 4:0, gdyż na kilka chwil przed końcowym gwizdkiem piłkę do bramki Stomilu wprowadził Rafał Siemaszko.

Kolejny mecz piłkarze Stomilu rozegrają w przyszły weekend, na wyjeździe z MKS Kluczbork.

Stomil Olsztyn - Arka Gdynia 0:4 (0:0)

Bramki: Sangoy 55., Kakoko 58. Da Silva 64., Siemaszko 92.

Stomil: Skiba - Bucholc, Klepczarek, Remisz, Wełna - Bartkowski, Paweł Głowacki Ż, Piotr Głowacki, Lech (67. Śledź), Nishi (84. Żwir) - Łukasik (63. Trzeciakiewicz)

Arka: Jałocha - Alan, Warcholak, Stolc, Marcjanik - Łukasiewicz Ż, Kakoko (75. Yussuff), Szwoch (70. Siemaszko), Formella - Sangoy, Da Silva (66. Bozok)

I LIGA

*Dolcan Ząbki po rundzie jesiennej wycofał się z rozgrywek

Więcej o:
Copyright © Agora SA