Górnik znokautował górali, ale pewien utrzymania się nie jest

Walczący o zachowanie ekstraklasowego bytu piłkarze Górnika rozgromili u siebie Podbeskidzie 5:1. Mimo wysokiego zwycięstwa łęcznianie nie są jeszcze pewni, czy w przyszłym sezonie zagrają w elicie polskiego futbolu. Wszystko rozstrzygnie się w ostatniej kolejce. Jasność za to mają piłkarze Podbeskidzia, którzy zostali zdegradowani.

Oba zespoły przystępowały do tego meczu z "nożem na gardle". W minimalnie lepszej sytuacji byli gospodarze, którzy wyprzedzali rywali o jeden punkt. Niemniej jednak łęcznaniom ciążyła swego rodzaju niemoc, jaka dopadła ich w dotychczasowych ekstraklasowych w potyczkach z bielszczanami. Mianowicie w pięciu do tej pory rozegranych w ekstraklasie spotkaniach pomiędzy tymi zespołami, aż cztery razy górą było Podbeskidzie, a raz padł remis. W tym sezonie dwa razy wygrali górale. Natomiast w ostatniej serii spotkań oba zespoły solidarnie zremisowały swoje mecze - łęcznianie ze swoimi imiennikami z Zabrza, a drużyna z Bielska-Białej z Koroną Kielce, z tym że dla Podbeskidzia był to pierwszy punkt wywalczony po podziale na grupy, natomiast zespół trenera Andrzeja Rybarskiego w ostatnich trzech kolejkach zdobył ich pięć. - Mam nadzieję, że Podbeskidzie już wyczerpało limit szczęścia w meczach z nami, bo w obu tych spotkaniach choć mieliśmy więcej z gry, to punkty trafiły do rywali - mówił przed meczem Jakub Drzewiecki, rzecznik prasowy Górnika. Wygląda więc na to, że tym razem te nadzieje się spełniły i to w wymiarze zdecydowanie większym od spodziewanego.

Początek meczu był wyrównany. Oba zespoły grały bardzo twardo. Goście wcale nie zamierzali się bronić. To oni właśnie przeprowadzili pierwsze groźne akcje, już w 10. sekundzie, po błędzie Macieja Szmatiuka piłkę przejął Kato, podał do Roberta Demjana, ale Słowak nie zdołał zaskoczyć bramkarza gospodarzy. Potem Adam Mójta dośrodkował na pole karne Demjan odegrał do Damiana Chmiela, ale ten strzelił zbyt słabo, aby pokonać Sergiusza Prusaka. W rewanżu groźnie strzelił Grzegorz Bonin, lecz piłka minęła słupek bramki gości.

W kolejnej akcji pomocnik gospodarzy spisał się jednak znakomicie - ograł Damiana Chmiela, dośrodkował w pole karne, a tam zupełnie nie atakowany Przemysław Pitry strzałem głową uzyskał prowadzenie dla Górnika.

Po stracie bramki drużyna trenera Roberta Podolińskiego zaczęła przejmować inicjatywę, ale niewiele z tego wynikało, bo dobrze spisywała się defensywa Górnika. Próbowali szczęścia Mateusz Możdżeń i Chmiel, lecz nie potrafili realnie zagrozić Prusakowi. Wielką ochotę do gry przejawiał też Marek Sokołowski, jednak to gospodarze strzelili drugiego gola. W 37. minucie kontrę wyprowadził Tomasz Nowak, wypuścił Leandro, ten zagrał do Grzegorza Piesio, który uderzył na bramkę i po rykoszecie Emilus Zubas po raz drugi tego dnia musiał wyciągać piłkę z siatki.

Po zmianie stron łęcznianie nie starali się pilnować wyniku, ale próbowali odbierać rywalom piłkę daleko od własnej bramki. W 52. minucie na uderzenie z woleja zdecydował się Możdżeń, lecz wyraźnie zabrakło mu precyzji. Po chwili kolejny rajd przeprowadził Bonin, zagrał do Nowaka, ale strzał pomocnika z Łęcznej zablokowali bielscy obrońcy. W zespole Podbeskidzia zawodził Mójta, którego mocną stroną są dośrodkowania i stałe fragmenty gry, lecz tym razem zupełnie mu te zagrania nie wychodziły. W 63. minucie gospodarze mogli strzelić trzeciego gola, ale piłka po strzale Bonina, który wcześniej popisał się fantastycznym dryblingiem, trafiła w porzeczkę. Chwilę później piłkarz Górnika już się nie pomylił, po zagraniu z głębi pola Nowaka, podciągnął kilka metrów i pewnie pokonał wychodzącego z bramki golkipera Podbeskidzia.

Napór gospodarzy nie malał. W 74. minucie było już 4:0. Piesio podał Nowakowi, ten strzelił na bramkę, a kierunek lotu piłki zmienił jeszcze Bartosz Śpiączka. Na dziesięć minut przed końcem Podbeskidzie zdobyło honorowego gola - z prawej strony Stefanik zagrał na linię pola karnego, a Adam Deja popisał się znakomitym strzałem, przy którym Prusak nie miał nic do powiedzenia. Goście nadal atakowali i przed szansą na zdobycie drugiego gola stanął Demjan, ale był w bardzo trudnej sytuacji i minimalnie chybił. Już w doliczonym czasie gry Górnik bezlitośnie wykorzystał to, że bialszczanie poszli do przodu, wyprowadził kontrę, Śpiączka dokładnie obsłużył Bonina, który strzałem do praktycznie pustej bramki ustalił wynik spotkania na 5:1.

W ostatniej kolejce Górnik zmierzy się 14 maja we Wrocławiu ze Śląskiem. Aby być pewnym utrzymania się łęcznanie muszą na Dolnym Śląsku przynajmniej zremisować, a wtedy spadnie - nawet mimo zwycięstwa z Tearmalicą Bruk-Bet - Górnik Zabrze. Ślązacy zremisowali w ostatniej kolejce z Koroną Kielce 0:0. Natomiast dalszy ligowy byt zapewnili już sobie niecieczanie, którzy pokonali w Białymstoku Jagiellonię 1:0.

DYSKUTUJ Z NAMI O LUBELSKIM SPORCIE NA FACEBOOKU

Górnik Łęczna 5 (2)

Podbeskidzie 1 (0)

Bramki: Pitry (16.), Piesio (37.), Bonin (67., 90.), Śpiączka (74.) - Deja (80.)

Górnik: Prusak - Sasin (81. Mierzejewski), Bozić, Szmatiuk, Leandro - Pruchnik, Bednarek (77. Bogusławski) - Bonin, Nowak, Piesio - Pitry (68. Śpiączka).

Podbeskidzie: Zubas - Wieretiło (89. Jaroch), Piacek, Baranowski Ż, Mójta - Kato (65. Deja), Sokołowski Ż - Kowalski (57. Stefanik), Możdżeń, Chmiel - Demjan.

Sędziował: Tomasz Kwiatkowski z Warszawy.

Copyright © Agora SA