Marcin Budziński: W kwestii pucharów nic się jeszcze nie wyjaśniło

- Zrobiliśmy krok w kierunku pucharów - mówi po zwycięstwie z Lechem Poznań Marcin Budziński. Pomocnik Cracovii efektownym strzałem z dystansu ustalił wynik meczu na 2:0 dla gospodarzy.

To była pana najładniejsza bramka w karierze?

Marcin Budziński: Na pewno mieści się w trójce. Czy jest numerem jeden? Trudno powiedzieć, czy była ładniejsza od tej z meczu z Jagiellonią Białystok. Musiałbym zobaczyć ją w telewizji. Zresztą dopiero pod sam koniec lotu piłki zobaczyłem, że opada pod poprzeczkę. Moja pozycja - defensywny pomocnik - zmusza do tego, by strzelać z dystansu. Dużo nad tym pracuję. To był mój trzeci strzał w tym meczu i w końcu "siadło" tak, że wpadła bramka.

Pana gol dał dwubramkową przewagę, ale to chyba nie było pewne zwycięstwo?

- Nie do końca, w drugiej połowie Lech stworzył sobie sporo sytuacji. Pierwsze 45 minut na pewno było lepsze w naszym wykonaniu. Potem oddaliśmy inicjatywę, broniliśmy się i chcieliśmy dowieźć wynik. W kilku sytuacjach szczęście uchroniło nas przed stratą bramki. Ale zagraliśmy na zero z tyłu, to cieszy.

Zwycięstwo z Lechem mocno zbliżyło was do europejskich pucharów.

- Na razie zrobiliśmy krok w tym kierunku. Jesteśmy na dobrej pozycji, ale zostały jeszcze dwa spotkania. Do końca będziemy musieli walczyć. Musimy zrobić wszystko, by zostać na trzecim miejscu. Wiem, że Zagłębie Lubin też wygrało, nic się jeszcze nie wyjaśniło. Na razie trochę pocieszyliśmy się ze zwycięstwa. To będzie dla nas krótki tydzień, bo mecz z Pogonią mamy w środę, a potem w niedzielę gramy z Lechią. Teraz możemy się głównie regenerować.

Z Lechem zagrał pan z opaską kapitana. To dodaje pewności siebie?

- Nie, to raczej trochę większa odpowiedzialność, by w trudnych momentach poderwać zespół, ciągnąć grę. Ale za dużo nie zmienia - czy mam opaskę, czy nie, chcę dawać z siebie wszystko. Nie ma dla mnie większego znaczenia, czy kapitanem jest Piotr Polczak, czy ja.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.