Niedoszła zmiana w bramce Wisły. Miśkiewicz: Starałem się udowodnić, że trener popełnił błąd

- Gra w grupie spadkowej to ciągłe ryzyko, ale wiedzieliśmy, że nic nie może się stać - mówi Michał Miśkiewicz, bramkarz Wisły Kraków. Jego zespół wygrał z Jagiellonią Białystok i zapewnił sobie utrzymanie w ekstraklasie.

Po tym, jak Wisła w dwóch ostatnich spotkaniach straciła aż pięć bramek, tym razem udało jej się zachować czyste konto. Duża w tym zasługa Miśkiewicza, który obronił kilka uderzeń. - Nie były to jakieś trudne strzały. Musiałbym popełnić błąd, żeby padła bramka. Tak się nie stało. Zero z tyłu daje dużo, zwłaszcza przy tak przemeblowanej obronie - zaznacza bramkarz.

Trener Dariusz Wdowczyk zdradził, że w meczu z Jagiellonią chciał wypróbować w bramce Michała Buchalika. Ten doznał jednak urazu i w składzie ponownie znalazł się Miśkiewicz. - Starałem się tym meczem udowodnić, że jednak trener popełnił błąd, chcąc posadzić mnie na ławce. Taka rola zawodnika. Michała Buchalika nie będzie już do końca sezonu, więc jeśli trener chciałby coś jeszcze zmienić w bramce, zostaje mu tylko Mateusz Zając - uśmiecha się bramkarz.

Wisła po raz trzeci w tym sezonie wygrała z Jagiellonią. Zwycięstwo zapewniło jej utrzymanie w ekstraklasie i awans na pierwsze miejsce w grupie spadkowej. - Odetchnęliśmy. Byliśmy jednak na tyle pewni siebie i własnych umiejętności, że wiedzieliśmy, że nic się nie może stać. Zwłaszcza, od kiedy przyszedł trener Wdowczyk i wszystko poustawiał. Myślę, że teraz będzie próbował innych rozwiązań pod kątem nowego sezonu, wprowadzał zawodników, którzy do tej pory grali mniej - przewiduje Miśkiewicz.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.