Zbyt wielu okazji do interwencji nie miał. Przy bramkach raczej bez szans.
Powoli staje się wiosennym odkryciem Korony. Gra po prostu po profesorsku. Spokojny w swoich interwencjach, pewny siebie, bezbłędny.
W tym sezonie miał już się nie pojawić na boisku. Z Wisłą nie dość, że zagrał, to zdobył swojego pierwszego gola w Ekstraklasie. Minus za przegranie pojedynku główkowego z Brożkiem przy drugiej bramce.
Kolejny mecz, kolejny brzemienny w skutkach kiks...
Tym razem nie zapędzał się tak często pod bramką przeciwnika. Może i dobrze, bo dzięki temu uniknął większych błędów w defensywie.
Wielki mecz "Ruskiego". Udział przy wszystkich bramkach, pracowity, jak zawsze pomagający swoim kolegom ze środka pola.
Po prostu nieoceniony. Wykonał mrówczą pracę w środku pola. Trudno w tej chwili wyobrazić sobie Koronę bez niego.
Takiego Rafała Grzelaka chcielibyśmy oglądać w każdym meczu. Nieustępliwy, waleczny, przez większość meczu wiślacy odbijali się od niego jak od ściany.
Niby aktywny, kilka ważnych odbiorów, ale nadal bez błysku i podań otwierających drogę do bramki kolegom.
Chwilami "kręcił" Joviciem aż miło. A gdyby jego akcja "na klepkę" z 24 minuty zakończyła się golem, byłaby pokazywana zapewne nie tylko w polskich telewizjach.
Po ostatnim spotkaniu zarzucaliśmy mu "gwiazdorzenie". Z Wisłą Hiszpan zamiast okazywać wszystkim swoje pretensje, wziął się solidnie do pracy. Poza golem i asystą, kilka razy okazał się bardzo przydatny w obronie.