Sebastian Nowak jak Jan Tomaszewski. Historię napisał głową

Jeszcze cztery miesiące temu nie mógł normalnie jeść po operacji szczęki, dziś mówi o nim cała piłkarska Polska. Sebastian Nowak, bramkarz Termaliki Bruk-Bet Nieciecza, w meczu z Wisłą Kraków poprawił wyczyn... Jana Tomaszewskiego.

Chcesz więcej? Polub Kraków - Sport.pl

Początek kwietnia, stadion Wisły, ostatnia minuta meczu z Zagłębiem Lubin. Remis 1:1, a tylko zwycięstwo zapewnia krakowianom awans do grupy mistrzowskiej. Mają rzut rożny, bramkarz Michał Miśkiewicz chce biec w pole karne rywali. Ale spogląda w stronę ławki rezerwowych - trener Dariusz Wdowczyk zdecydowanym gestem go powstrzymuje.

- To kwestia ryzyka. Miałem wystarczającą liczbę zawodników w polu karnym i rzeczywiście nie zgodziłem się, by Michał pobiegł na drugą stronę boiska - tłumaczy po spotkaniu szkoleniowiec.

Kilkanaście dni później na tym samym stadionie Nowak nie ma oporów. Trener na niego nie patrzy, więc bez zastanowienia biegnie pod bramkę Wisły. Stoi sam w polu karnym, a zaraz precyzyjnym strzałem głową pokonuje Miśkiewicza i tonie w objęciach kolegów. Po chwili sędzia kończy mecz. - Widziałem tylko, jak piłka skozłowała i wpadła w boczną siatkę. Potem niewiele pamiętam, bo "zaatakowali" mnie koledzy - uśmiecha się bramkarz.

Pokarm tylko w płynach

A jeszcze cztery miesiące temu marzył raczej o tym, by móc w końcu normalnie funkcjonować. Dopiero odzyskiwał siły po operacji szczęki. Na treningu zderzył się z Bartłomiejem Smuczyńskim i złamał w dwóch miejscach żuchwę. Po zabiegu na zęby założono mu szyny. Nie mógł jeść (pokarm przyjmował tylko w płynach) ani leżeć. - Muszę spać na plecach z podniesioną głową, w pozycji półsiedzącej, co powoduje, że mój sen jest rwany. Śpię dwie godziny, potem wstaję, sprawdzam, co u dzieci i ponownie się kładę - opowiadał.

Potem, na treningach, bał się przyjmować piłkę na głowę, "żeby coś się nie poprzestawiało". W ostatniej minucie meczu przy Reymonta nie miał jednak oporów. - Zapisuję to do najdziwniej straconych goli - kręcił głową Michał Miśkiewicz.

Nowak wie, jak czuje się bramkarz Wisły, bo kiedyś stracił gola w podobny sposób. W czerwcu 2013 roku strzałem głową pokonał go Michał Wróbel, bramkarz Olimpii Grudziądz. Tamta bramka odebrała Termalice szanse na awans do ekstraklasy.

- Nowakowi należą się słowa uznania za to, że doszedł do piłki i trafił po trudnym uderzeniu z kozłem. Ale dziwię się trochę obrońcom, że faceta o takim wzroście zostawili samego - komentuje Maciej Szczęsny, były bramkarz reprezentacji Polski.

Zagranie a la Tomek

Przed Nowakiem bramkarze strzelili w ekstraklasie dziewięć goli, trafiali jednak tylko z rzutów karnych. Po raz ostatni dokonał tego Marian Kelemen ze Śląska Wrocław (w maju 2011 roku). W tym stuleciu podobnym wyczynem popisał się jeszcze Artur Boruc, grając w Legii Warszawa. Bramkarz Termaliki jako pierwszy zdobył jednak bramkę z gry. Pewnie nawet nie wiedział, że szarżą w ostatnich sekundach skopiował... Jana Tomaszewskiego.

Były bramkarz reprezentacji Polski wykorzystał kiedyś rzut karny dla ŁKS-u, ale do historii przeszła sytuacja, w której zaliczył asystę. W 1979 r. z drużyną Beershot VAC walczył o mistrzostwo Belgii. Jego zespół przegrywał 0:1 z RWD Molenbeek, więc Polak w końcówce postanowił ruszyć pod bramkę rywali.

- Wciąż pamiętam tę sytuację. Mieliśmy rzut rożny i pobiegłem w pole karne. Byłem przekonany, że dwóch czy trzech rywali do mnie doskoczy, a moi koledzy będą mieli więcej swobody. Przy pierwszym rożnym zabrakło mi 15 centymetrów, by trafić w piłkę, ale obrońca znów wybił ją za linię. Wtedy już wyskoczyłem najwyżej, piłka odbiła mi się od głowy i na linii bramkowej dobił ją Haitańczyk Emmanuel Sanon - wspomina Tomaszewski.

Tłumaczy, że jego wyczyn odbił się szerokim echem w Europie. Twierdzi, że w Belgii wycieczki bramkarzy w pole karne rywali nazywano zagraniami "a la Tomek". I że jego asysta doprowadziła do zmiany przepisów.

- Miałem zieloną koszulkę, czarne getry i czarne spodenki. Bramkarz przeciwników był ubrany w te same barwy. Wtedy okazało się, że bramkarze mogą się pomylić sędziemu. Dlatego od tamtej pory nie mogą nosić takich samych strojów - tłumaczy Tomaszewski.

Szczęsny: - Na ogół jednak bramkarze nie myślą o zdobywaniu goli. Bywa, że po treningach wrzucają piłki, czasami próbują strzelać głową albo wolejem, najczęściej zresztą na pustą bramkę. To jednak tylko forma zabawy.

Obserwuj @Anze_DG

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.