Czy trener Marek Papszun i jego team odmieni Raków [ROZMOWA]

- Na pewno nie było tak, że właściciel klubu w tygodniu wyciągnął mnie z kapelusza. To człowiek rozważny, który nie podejmuje decyzji ad hoc. Znał mnie i koncepcję mojej pracy - mówi nowy trener Rakowa Marek Papszun, który od poniedziałku prowadzi drużynę.

Rozmowa z Markiem Papszunem

Tadeusz Iwanicki: W trzech ostatnich meczach Raków stracił 10 goli i zdobył tylko jeden punkt, drużyna jest rozbita i żeby ją postawić na nogi potrzeba człowieka od zadań specjalnych. Czy Marek Papszun takim się czuje?

Marek Papszun: - Pytanie, co to znaczy trener od zadań specjalnych... Wiem, że zespół ma problemy, nie funkcjonuje jak należy, to każdy widzi i każdy wie, a wyniki dodatkowo potwierdzają. Inna sprawa, że przy większym szczęściu i trochę lepszych decyzjach, meczu w Bytomiu nie musieliśmy przegrać. Porażka jednak była, co dowodzi, że jakiś kryzys jest. Co dzieje się w takich sytuacjach? Mówiąc kolokwialnie, trener płaci głową. W przypadku Rakowa dotyczy to duetu trenerskiego, w miejsce którego zatrudniono moją osobę i moich współpracowników.

Właściciel Rakowa wymienił cały trenerski team Błyskawiczne zmiany

Proszę powiedzieć jakie pana zdaniem może być podłoże tego kryzysu? Czy problem leży bardziej w przygotowaniu zawodników do rundy wiosennej, czy psychice drużyny, która powiedzmy, nie poradziła sobie z presją?

- Na pewno w sferze psychicznej, bo kwestie mentalne mają w sporcie decydujące znaczenie. Gdy się przegrywa pewność siebie jest mniejsza, głowa to jest podstawowy czynnik, z którym zazwyczaj jest problem w takich sytuacjach. Często zdarza się tak, że zespół jest bardzo dobrze przygotowany, czuje się mocno, ale przez porażki wpędza się dołek. Tak mogło być w przypadku Rakowa, chociaż jesteśmy zbyt krótko, aby jakieś opiniotwórcze wywody prawić. Musimy się drużynie przyjrzeć, przeanalizować badania, sprawdzić jak wygląda motoryka...

Zapytałem o przygotowanie, bo po porażce 1:8 z GKS-em Tychy, chyba nie przez przypadek klub rozstał się z firmą, która uczestniczyła przygotowaniach zespołu do rundy wiosennej. To może świadczyć o tym, że jakieś błędy zostały popełnione...

- Może, ale nie musi. Prawda jest taka, że gdy drużyna jest w kryzysie, łatwiej się pozbyć trenera przygotowania fizycznego, trenera, czy jego asystenta. Zespołu w trakcie sezonu zmienić się zwyczajnie nie da. Trzeba próbować innych rozwiązań i działacze Rakowa takich szukali. Zdecydowali się zakończyć współpracę z pewnymi osobami, ale to nie oznacza, że wszystko co zrobiły, zrobiły źle. Na boisku grają profesjonaliści, którzy znają swoje organizmy i wiedzą co im potrzeba. Obwinianie trenera przygotowania fizycznego, czy trenera za porażki jest uproszczeniem. Jest szereg niezależnych od trenerów czynników, które również wpływają na wynik meczu.

Jak pan wytłumaczy porażkę 1:8 z Tychami, bo zapewne widział pan zapis z tego meczu. Wszyscy zachodzą w głowę, jak coś takiego mogło się wydarzyć. Na własnym boisku stracić 5 goli w 25 minut to duży wyczyn...

- Nie ma jednej przyczyny. W tym meczu dobrze nie funkcjonowało nic, a zespół po prostu się poddał.

Jak dużych zmian w składzie Rakowa należy się spodziewać?

- Rewolucji nie będzie, choćby dlatego, że nie ma takich możliwości kadrowych - nie wszyscy zawodnicy są obecnie zdrowi. Drobne korekty na pewno będą, a przede wszystkim należy się spodziewać zmiany w sposobie i organizacji gry. Zobaczymy na ile będziemy w stanie zrealizować te założenia, ale na pewno będziemy się starali o to, aby drużyna zaczęła walczyć.

Czy przyjście do Rakowa, który ma wywalczyć awans do I ligi to dla pana największe trenerskie wyzwanie?

- Na pewno tak. Pracowałem już na tym poziomie, ale wtedy funkcjonowały dwie grupy II ligi. Raków był w jednej i ledwie się utrzymał, a ja z Legionovią w drugiej. To był klub innego kalibru, inne były możliwości, inne oczekiwania - można powiedzieć, że klub z drugiego bieguna. Piłka nożna wszędzie jest jednak taka sama, nie ma się więc czego bać.

Nad transferem do Rakowa długo się pan nie zastanawiał, można powiedzieć, że to była decyzja chwili...

- Sytuacja była dynamiczna, wszystko zadziało się z dnia na dzień. Właściciel Rakowa rozważał różne opcje i koncepcje, zdecydował się postawić na mnie i na mój sztab, dlatego będziemy robić wszystko, żeby to zaufanie spłacić.

Czy w przeszłości, w okresie kiedy właściciel klubu postawił na Radosława Mroczkowskiego, był pan blisko Rakowa?

- Nie chciałbym wszystko zdradzać, blisko chyba nie byłem, chociaż przyznaję, że z właścicielem Rakowa poznaliśmy się już wcześniej. To człowiek rozważny, który nie podejmuje decyzji ad hoc. Znał mnie i koncepcję mojej pracy. Na pewno nie było tak, że w tygodniu wyciągnął mnie z kapelusza.

Czy Raków pod wodzą Marka Papszuna wywalczy awans do I ligi?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.