Rozmowa z Markiem Papszunem
Marek Papszun: - Pytanie, co to znaczy trener od zadań specjalnych... Wiem, że zespół ma problemy, nie funkcjonuje jak należy, to każdy widzi i każdy wie, a wyniki dodatkowo potwierdzają. Inna sprawa, że przy większym szczęściu i trochę lepszych decyzjach, meczu w Bytomiu nie musieliśmy przegrać. Porażka jednak była, co dowodzi, że jakiś kryzys jest. Co dzieje się w takich sytuacjach? Mówiąc kolokwialnie, trener płaci głową. W przypadku Rakowa dotyczy to duetu trenerskiego, w miejsce którego zatrudniono moją osobę i moich współpracowników.
Właściciel Rakowa wymienił cały trenerski team Błyskawiczne zmiany
- Na pewno w sferze psychicznej, bo kwestie mentalne mają w sporcie decydujące znaczenie. Gdy się przegrywa pewność siebie jest mniejsza, głowa to jest podstawowy czynnik, z którym zazwyczaj jest problem w takich sytuacjach. Często zdarza się tak, że zespół jest bardzo dobrze przygotowany, czuje się mocno, ale przez porażki wpędza się dołek. Tak mogło być w przypadku Rakowa, chociaż jesteśmy zbyt krótko, aby jakieś opiniotwórcze wywody prawić. Musimy się drużynie przyjrzeć, przeanalizować badania, sprawdzić jak wygląda motoryka...
- Może, ale nie musi. Prawda jest taka, że gdy drużyna jest w kryzysie, łatwiej się pozbyć trenera przygotowania fizycznego, trenera, czy jego asystenta. Zespołu w trakcie sezonu zmienić się zwyczajnie nie da. Trzeba próbować innych rozwiązań i działacze Rakowa takich szukali. Zdecydowali się zakończyć współpracę z pewnymi osobami, ale to nie oznacza, że wszystko co zrobiły, zrobiły źle. Na boisku grają profesjonaliści, którzy znają swoje organizmy i wiedzą co im potrzeba. Obwinianie trenera przygotowania fizycznego, czy trenera za porażki jest uproszczeniem. Jest szereg niezależnych od trenerów czynników, które również wpływają na wynik meczu.
- Nie ma jednej przyczyny. W tym meczu dobrze nie funkcjonowało nic, a zespół po prostu się poddał.
- Rewolucji nie będzie, choćby dlatego, że nie ma takich możliwości kadrowych - nie wszyscy zawodnicy są obecnie zdrowi. Drobne korekty na pewno będą, a przede wszystkim należy się spodziewać zmiany w sposobie i organizacji gry. Zobaczymy na ile będziemy w stanie zrealizować te założenia, ale na pewno będziemy się starali o to, aby drużyna zaczęła walczyć.
- Na pewno tak. Pracowałem już na tym poziomie, ale wtedy funkcjonowały dwie grupy II ligi. Raków był w jednej i ledwie się utrzymał, a ja z Legionovią w drugiej. To był klub innego kalibru, inne były możliwości, inne oczekiwania - można powiedzieć, że klub z drugiego bieguna. Piłka nożna wszędzie jest jednak taka sama, nie ma się więc czego bać.
- Sytuacja była dynamiczna, wszystko zadziało się z dnia na dzień. Właściciel Rakowa rozważał różne opcje i koncepcje, zdecydował się postawić na mnie i na mój sztab, dlatego będziemy robić wszystko, żeby to zaufanie spłacić.
- Nie chciałbym wszystko zdradzać, blisko chyba nie byłem, chociaż przyznaję, że z właścicielem Rakowa poznaliśmy się już wcześniej. To człowiek rozważny, który nie podejmuje decyzji ad hoc. Znał mnie i koncepcję mojej pracy. Na pewno nie było tak, że w tygodniu wyciągnął mnie z kapelusza.