Fantastyczna pogoń Śląska, wygrana z Cracovią w doliczonym czasie gry

Śląsk Wrocław zwycięstwem nad Cracovią zakończył sezon zasadniczy Ekstraklasy. W meczu 30. kolejki ligowej z padł wynik 2:1. Pierwszego gola dla Pasów w 12. minucie gry strzelił były piłkarz WKS-u Mateusz Cetnarski, wyrównał w drugiej połowie Węgier Bence Mervo. Końcowy wynik w doliczonym czasie gry ustalił Japończyk Ryota Morioka.

Wśród sobotnich meczów Ekstraklasy spotkanie Śląska z Cracovią nie należało do najciekawszych. Już przed pierwszym gwizdkiem bowiem obie drużyny wiedziały, w której grupie zagrają w fazie finałowej.

- Za czasów, gdy grałem dla Śląska, pamiętam same zwycięstwa z Cracovią. Niech tak będzie i tym razem - życzył przed meczem sobie i drużynie drugi trener wrocławian Dariusz Sztylka. Na boisku nie było jednak tak łatwo.

Po kilkunastu minutach bezbarwnej gry obu zespołów prowadzenie objęli goście. W 12. minucie akcję bramkową zainicjował Bartosz Kapustka, który dośrodkował z prawej strony boiska, ale skutecznie interweniowali obrońcy Śląska. Gdy piłka wróciła pod nogi graczy Cracovii, po drobnym zamieszaniu strzał oddał Mateusz Cetnarski. Choć pierwsze uderzenie byłego gracza Śląska zostało zablokowane, dobitka do pustej bramki musiała otworzyć wynik sobotniego starcia.

W 24. minucie mogło być 0:2. Po dośrodkowaniu Erika Jendriska nad bramką strzelił Tomas Vestenicky. Kilka chwil później świetnie na linii bramkowej zachował się Mateusz Abramowicz, który instynktownie obronił strzał głową Miroslava Covilo.

Krótko przed przerwą po faulu Lashy Dvaliego rzut wolny z 20 metrów od bramki gospodarzy wykonywał Paweł Jaroszyński. Lewy obrońca "Pasów" strzelił wysoko nad poprzeczką.

Poczynania ofensywne Śląska w pierwszej połowie gry ograniczyć można w zasadzie do ostatnich pięciu minut. Najpierw, w 41. minucie, zza pola karnego przymierzył Bence Mervo. Potężne uderzenie Węgra sprawiło sporo kłopotów interweniującemu Grzegorzowi Sandomierskiemu. Strzał był bardzo silny, ale wycelowany w sam środek bramki.

Tuż po nim z prawej strony pola karnego w bramkę nie trafił Tomasz Hołota, ale najbliżej wyrównania podopieczni Mariusza Rumaka byli w 45. minucie, gdy Mervo strzelił w słupek. Świetnie przy tej akcji zachował się Ryota Morioka, który wymanewrował rywali balansem ciała i dograł w ich pole karne prostopadłe podanie.

Do przerwy wynik nie uległ już zmianie, ale po niej znów przewagę mieli gospodarze. Wrocławianie grali niedokładnie, dlatego też realnego zagrożenia pod bramką Sandomierskiego nie stworzyli przez jakiś kwadrans.

W 60. minucie dośrodkowanie Dudu Paraiby z rzutu wolnego na gola próbował zamienić Piotr Celeban. Stoper gospodarzy uderzył głową, ale minimalnie chybił.

Chwilę później groźnie zrobiło się po rzucie rożnym Śląska, który widać było, że trenował ten element gry. Specyficzne rozegranie kornera po raz któryś tym razem poszło po myśli WKS-u i blisko bramki z piłką znalazł się Dudu Paraiba. Mocne dośrodkowanie Brazylijczyka wybronił Sandomierski.

Wrocławianie swego dopięli w 70. minucie gry, gdy do siatki trafił najjaśniejszy punkt w ich ofensywie - Mervo. Węgier dobił piłkę po mocnym strzale z dystansu Morioki, nie dając szans golkiperowi Cracovii. Mervo wyróżnić trzeba nie tylko za aktywność pod bramką gości, ale także za ambicję, której Węgrowi nie można było odmówić przez całe 90 minut.

Napór gospodarzy nie ustawał, choć brakowało konkretów. W doliczonym czasie gry Stadion Miejski wybuchł jednak z radości, po tym jak gola na wagę trzech punktów strzelił Morioka. Japończyk z zimną krwią wykończył sytuację sam na sam, w której znalazł się po znakomitym długim podaniu z głębi pola.

Do ostatniego gwizdka japońskiego arbitra Hiroyuki Kimury końcowy wynik nie uległ już zmianie. Śląsk wygrał z Cracovią 2:1 i sezon zasadniczy zakończył na 13. miejscu w ligowej tabeli. Po podziale punktów wrocławianie mają jedno oczko przewagi nad strefą spadkową.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.