Najpierw praca, potem piłka. Gdzie pracują gracze Widzewa i ŁKS?

Rano mechanik czy animator sportu, a po południu trening lub mecz. Tak wygląda dzień zawodników ŁKS czy Widzewa

Kibice Widzewa przyzwyczaili się do tego, że piłkarze łódzkiego klubu to profesjonaliści, którzy w pełni poświęcają się futbolowi. Tyle że na razie klub się odradza po upadku i musi pokonać kolejne piłkarskie szczeble od IV ligi. To rozgrywki amatorskie. Trudno więc o świetnie opłacanych piłkarzy z najwyższej półki, którzy pomogliby Widzewowi wrócić do elity. Czasy, kiedy gracze łódzkiego klubu zarabiali kilkaset tysięcy złotych na sezon, są już przeszłością. Teraz większość żeby się utrzymać, musi normalnie pracować. A może to właśnie Widzew jest uzupełnieniem ich zawodowej kariery?

Kasa musi się zgadzać

- Czasami przez pracę i treningi przez kilka dni nie widzę się z żoną - mówi Michał Czaplarski, obrońca Widzewa, który pracuje przy regeneracji turbosprężarek w zakładzie Turbo-Tech na łódzkich Stokach. - To nieduża firma rodzinna. Nie jesteśmy typowym serwisem, więc klocków hamulcowych czy oleju u nas nie wymienisz. Ale jeśli chodzi o naprawę turbosprężarek, to zapraszamy...

Czaplarski jest zatrudniony na pełny etat, w godzinach 8-16. Dopiero potem idzie na trening. - Funkcjonuję w ten sposób od czasu ślubu, więc już osiem lat - opowiada. - Już na dobre się w to wkręciłem. Wiadomo, że poziom piłkarski, na którym grałem, nie pozwala na takie zarobki, by utrzymać rodzinę. Nie jestem zawodowym piłkarzem. Chciałem więc pogodzić futbol z pracą i na razie mi to wychodzi.

Sprawdź, co wiesz o inwestycjach sportowych w Łodzi [QUIZ]

Stałe źródło utrzymania ma także Kamil Bartos. 26-latek pracuje w MOSiR jako animator. Prowadzi zajęcia ogólnorozwojowe z przedszkolakami. - W pewnym momencie zawiesiłem grę w piłkę i zacząłem szukać pracy. Zrobiłem kurs trenerski, a gdy pojawiła się możliwość gry w Widzewie, postanowiłem to połączyć. Zawiesiłem inne dodatkowe treningi, by grać dla łódzkiego klubu. Dlaczego pracuję? Rano miałem dużo czasu wolnego, a grając w trzeciej czy nawet drugiej lidze nie zawsze mieliśmy pieniądze na czas. Nie ma co kryć, że trochę się zniechęciłem. Wolałem więc poszukać pracy - wspomina.

Najgorzej ma Michał Sokołowicz, który mieszka i pracuje w Kutnie. Na treningi dojeżdża do Łodzi i - jak podkreśla - dużo czasu spędza w korkach. - Nie jest łatwo przebić się przez miasto - twierdzi. - Pracuję w firmie AMZ Kutno, która zajmuje się zabudową pojazdów specjalnych. Robimy m.in. karetki pogotowia, radiowozy czy bankowozy. Zdarzają się też wozy pancerne, jak żubry czy rosomaki. Aktualnie przygotowujemy 35 karetek dla łódzkiego szpitala.

Piłkarze podkreślają jednak, że nie mają problemu z przychodzeniem na treningi. Przy dłuższych wyjazdach na obozy przygotowawcze, jak chociażby ostatnio do Krosna, po prostu proszą o urlop. - Na razie problemów nie ma. Wychodzę wcześniej z pracy i nie jest to kłopot. Rano nie mamy treningów, a nawet jeśli, to zawsze mogę innego dnia zostać dłużej w pracy i to wszystko nadrobić - mówi Czaplarski.

"Nie kopię rowów"

- Ja również nie mam kłopotu z dotarciem na trening - podkreśla Bartos. - Zdarza się, że delikatnie spóźnię się na zajęcia, ale trener jest elastyczny. Tym bardziej, że często się to nie zdarza. W okresie przygotowawczym miałem 98 proc. frekwencji, czyli opuściłem jeden trening na dwa i pół miesiąca.

Piłkarze radzą sobie z pracą i treningami także fizycznie. - Nie jestem mocno zmęczony po pracy. Najgorzej jest wstać - uśmiecha się Bartos. - Nie mam większych problemów z treningami z przedszkolakami. Wydaje mi się, że to kwestia prowadzenia się. Wiadomo, że jak ktoś chodzi spać przykładowo koło trzeciej nad ranem, to będzie miał problemy z normalnym funkcjonowaniem. U mnie to oczywiście odpada.

- Nie kopię rowów, więc moja praca nie jest ciężka pod względem fizycznym - dodaje Czaplarski. - Radzę sobie bez problemu. Muszę być w pracy na godzinę ósmą i zawsze przyjeżdżam punktualnie. Wszystko można pogodzić, wystarczy tylko chcieć.

Sokołowicz na treningi zaplanowane na godz. 16 przyjeżdża z Kutna na ostatnią chwilę. - Są dni, kiedy brakuje już trochę mocy, zwłaszcza pod koniec tygodnia - wzdycha bramkarz. - Pracuję od godz. 6, a potem od razu jadę na zajęcia, a po nich wracam do domu. Jest mało czasu na sen. No, ale trzeba jakoś zarabiać na życie. Tym bardziej, że przyzwyczaiłem się do tej pracy. Jestem człowiekiem, który po dwóch godzinach siedzenia w domu musi coś ze sobą zrobić.

Praca z mistrzem olimpijskim

Sporo piłkarzy dorabia także jako szkoleniowcy grup młodzieżowych. Najlepszym przykładem jest Przemysław Rodak z Widzewa. Drugi z tych zawodników pracował zawodowo w szkole nawet podczas gry w pierwszoligowej Pogoni Siedlce. Teraz pracuje z młodymi piłkarzami Widzewa z rocznika 2008. - Nie ma z tym większego problemu. Ale muszę się tylko szybko przemieszczać po swoich treningach - uśmiecha się Rodak. - Zajęcia są ustawiane tak, bym mógł i pracować i trenować. Fizycznie też daję radę, bo po swoich zajęciach nie jestem aż tak zmęczony, by nie znaleźć sił na szkolenie młodzieży. Tym bardziej, że w Siedlcach cały dzień byłem nauczycielem w szkole, a po pracy przyjeżdżałem na treningi. Dawałem radę. Nie ukrywam, że to też sposób na zarobienie dodatkowych paru groszy, bo to zawsze się przyda. A niedawno skończyłem kurs trenerski i szkoda byłoby tego nie wykorzystać, bo zawsze chciałem iść w tym kierunku.

Rodak nie jest jedynym widzewiakiem, który ma uprawnienia trenerskie. Konrad Puchalski szkoli młodzież w Kolejarzu Łódź. W przeszłości trenerem młodych adeptów był także Mariusz Zawodziński, a jedną z grup UKS SMS prowadzi były piłkarz łódzkiego klubu Mariusz Rachubiński.

Ugo Ukah, były piłkarz Widzewa, założył rodzinę. Z miss Syberii

A zarząd klubu? Dla prezesów Widzew również jest pracą "po godzinach". Marcin Ferdzyn, szef klubu z al. Piłsudskiego pracuje w branży deweloperskiej. Jego zastępca, Rafał Krakus, zajmuje się pośrednictwem handlowym artykułów z Chin. - Jakoś godzę te dwie rzeczy, ale nie ukrywam, że czasem ciężko znaleźć czas, jeśli każdy z nas ma swoją pracę zawodową. Poświęcamy na Widzew wolne chwile - twierdzi Krakus. - Staram się w ciągu dnia wszystko zorganizować w ten sposób, by mieć czas na Widzew. Z klubem jestem od 1980 roku i nie wyobrażam sobie życia bez niego.

Ciekawą pracę ma także Waldemar Krajewski, kierownik klubu, który jest... strażakiem w Łowiczu. Pracuje ze Zbigniewem Bródką, mistrzem olimpijskim w łyżwiarstwie szybkim. - W Widzewie jestem popołudniami, a pracę kończę o 15.30, więc problemów nie ma - mówi Krajewski. - Zajmuję się zagadnieniami prewencyjnymi, więc nie pracuję w systemie 24/48 godzin. Wszystko można ustawić pod działalność w klubie, tym bardziej, że mam weekendy wolne. Czasami dyżurujemy, więc jestem pod telefonem, ale rzadko były jakieś dodatkowe interwencje. W ciągu tygodnia ciężko o wolny czas, więc jeśli gramy w sobotę, to wolną niedzielę całkowicie poświęcam rodzinie. Skoro się podjąłem pracy w Widzewie, to nie mam innego wyjścia.

Młodzi piłkarze wciąż się uczą lub studiują. Najgorzej ma Michał Choroś, który kończy szkołę w Warszawie, a na treningi do Łodzi codziennie dojeżdża pociągiem. - Rozkład PKP ma opanowany do perfekcji - uśmiecha się Krajewski.

Pracują także ełkaesiacy

Kokosów nie zarabiają także piłkarze trzecioligowego ŁKS, dlatego również mają dodatkowe zajęcia, choć sami niechętnie o tym opowiadają. Dużo mogą zawdzięczać sponsorom klubu. Radosław Jacek, Przemysław Kocot i Paweł Pyciak są zatrudnieni u jednego ze sponsorów. U innego z działaczy pracuje zaś Brazylijczyk Rodrigo). - To spora pomoc dla klubu, ale należy pamiętać, że ciężka praca popłaca - mówią w klubie z al. Unii.

Większość piłkarzy musi sobie jednak dawać radę samemu. Marcin Zimoń, kapitan ŁKS, pracuje w firmie zajmującej się logistyką, a Adam Patora jest pracownikiem banku. Damian Pawlak to przedstawiciel firmy farmaceutycznej. Rafał Serwaciński, były ełkaesiak pracuje w ośrodku sportowym Vera, a Szymon Salski z Jakubem Skrzypcem są zatrudnieni Centrum Handlowym Ptak. Niektórzy z kolei jeszcze się uczą, jak choćby Rafał Barzyc i Michał Stryjewski w Cosinusie. Jak trudno pogodzić pracę zawodowa z treningami najlepiej świadczy fakt, że Adrian Kasztelan, będący jeszcze nie tak dawno czołowym zawodnikiem ŁKS, musiał zrezygnować z gry w klubie, bo nie był w stanie pogodzić pracy z treningami.

Wszyscy piłkarze zgodnie podkreślają, że marzy im się utrzymywać tylko z piłki nożnej. - Ale zawsze to było nierealne. Ciężko cały dzień bezczynnie siedzieć - mówi Rodak.

- Wszystko zależy od zarobków - podkreśla Bartos. - Jeśli warunki finansowe w piłce byłyby na tyle dobre, że można by pracować na pół etatu lub wcale, to czemu nie.

- Fajnie by było, bo byłoby więcej czasu na sen - dorzuca Czaplarski. - Moje życie to gonitwa. Wstaję o godz. 7, muszę zawieźć dziecko do przedszkola i lecę do pracy. Potem trening i w domu jestem koło 20-21. Ale prowadzę już takie życie dłuższy czas, więc jestem przyzwyczajony. Codziennie budzę się wypoczęty i nie narzekam. Po zakończeniu kariery może zostanę trenerem. Coś trzeba przecież robić popołudniami - kończy.

współpraca Jerzy Walczyk

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.