Znajdź nas na Facebook'u | Ćwierkamy też na Twitterze
Mariusz Rumak: Szczerze mówiąc to niewiele. Przed wyjazdem do Kielc mieliśmy tylko jeden, godzinny trening. Przede wszystkim pracowaliśmy nad tym, aby przywrócić piłkarzom wiarę w siebie. Było też kilka elementów taktycznych, jak chociażby stałe fragmenty gry. Ale uprzedzam - nie jestem cudotwórcą. To, że strzeliliśmy z Koroną bramkę z rzutu rożnego, to dowód, że zaskoczyliśmy rywala. Z opiniami, iż główną bronią Śląska będą od teraz stałe fragmenty gry, trzeba poczekać.
- Przede wszystkim dodałoby drużynie wiary we własne możliwości. Szkoda tego meczu, bo przy większej koncentracji powinniśmy wygrać to spotkanie. Niestety, popełniliśmy ogromny błąd, który na tym poziomie rozgrywek nie ma prawa się przydarzyć. Błąd w kryciu przy pierwszej bramce dla Korony był niewytłumaczalny.
- W meczach z Koroną i Ruchem mogliśmy zdobyć więcej punktów. Z drugiej strony mamy za sobą zaledwie kilka wspólnych treningów. W tak krótkim czasie nie da się przekazać piłkarzom wszystkiego i wypracować określonego stylu. Poza tym Ruch to naprawdę wymagający rywal. Przed nami dwa trudne spotkania z Lechem i Cracovią, ale do obu meczów przystąpimy bogatsi o kilka godzin wspólnych treningów, analiz i rozmów.
- Brak zespołu, brakowało efektu synergii. To moje główne zadanie we Wrocławiu, aby zawodnicy wiedzieli, że pracują wspólnie dla jednego, określonego celu - w tym przypadku dla dobra Śląska i utrzymania go w ekstraklasie. Nie twierdzę, że szatnia jest podzielona. Uważam, że zawodnicy muszą dać z siebie więcej niż sto procent i zacząć pomagać sobie na boisku za wszelką cenę. Każdy z tych piłkarzy to ważny element układanki, który przy odpowiednim wysiłku i podejściu sprawi, że wszystko dobrze zafunkcjonuje.
- Nie do końca przywiązywałbym wagę do tego, że organizmy zawodników są źle przygotowane. Dynamika to również czas reakcji. W trakcie meczu z Ruchem odniosłem wrażenie, że w wielu akcjach to rywale byli o pięć centymetrów przed nami. Po szczegółowych badaniach będziemy wiedzieć, czy mięśnie piłkarzy nie są na tyle sprawne, by szybko reagować, czy może zawodnicy mają hamulce w głowie.
- Zawsze byłem zwolennikiem zgrupowań zagranicznych. I najlepiej, aby były to dwa obozy, ale nigdy nie doszło do takiej sytuacji. Co ciekawe, dopiero jak przestałem być trenerem Lecha, to okazało się, że jednak można zorganizować dwa zgrupowania poza Polską. Co do ostatnich przygotowań Śląska, to nie będę ich oceniał, bo to nie moja rola.
- Boisko we Wrocławiu jest słabe. Oczywiście murawa jest taka sama dla obu zespołów, ale ta na Stadionie Miejskim nie wygląda dobrze. To ciekawe, dlaczego są stadiony w Polsce, na których są lepsze boiska, a na innych gorsze?
- Nie zdradzę, o które pozycje konkretnie chodzi. Trener Szukiełowicz miał swój pomysł na drużynę, dlatego nie dziwię się, że klub pozyskał takich, a nie innych zawodników. W letnim oknie transferowym - jeśli przetrwamy w ekstraklasie - na pewno będę zabiegał o takich piłkarzy, którzy pasują do mojej koncepcji. Kieruję się zasadą: "jakość, nie ilość". Czasami lepiej by do drużyny dołączył jeden dobry piłkarz, niż trzech przeciętnych. Zimą do Śląska nie przyszli kiepscy zawodnicy, ale wolę pracę z 23-osobową kadrą, niż grupą 28 zawodników.
- Skorzystałem z niego w spotkaniu z Koroną. W meczu z Ruchem nie pojawił się na boisku ze względów taktycznych, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby w kolejnym meczu wybiegł od pierwszej minuty. Nie przypadkiem gra się w reprezentacji Japonii. Morioka to gracz o określonych umiejętnościach. Pytanie tylko, czy na tyle dużych, aby przystosować się do gry w naszej lidze. Żeby móc pokazać pełnię swoich możliwości, musi stać się częścią zespołu. Z kolei, aby stać się częścią zespołu, musi się komunikować. Bez tego nie zaistnieje w Europie. W trakcie treningów widzę takie jego zagrania, po których można myśleć, że to bardzo dobry zawodnik. Ale są też momenty, w których trudno dostrzec wirtuozerię. Nie oczekujmy jednak, że Morioka przy każdym zagraniu będzie wielki. Wówczas nie trafiłby do Polski, tylko do silniejszej ligi. Gdybym to ja decydował o transferze Morioki, poważnie zastanowiłbym się nad jego pozyskaniem, głównie przez brak znajomości języka angielskiego.
- Mervo to melodia przyszłości. Ten zawodnik ma szanse grać wielką europejską piłkę. Już teraz może swobodnie konkurować o miejsce w ataku z Bilińskim czy Kaczmarkiem. Widzę w nim duży potencjał, ale potrzeba trochę czasu, aby go wyzwolić. Nie przypadkiem zostaje się królem strzelców mistrzostw świata do lat 20, w których grają talenty z Brazylii, Argentyny, Niemiec, Portugalii czy Hiszpanii.
- Prowadziłem już kilku dobrych napastników, którzy grają teraz w Lidze Mistrzów czy Lidze Europy. Porównując Bilińskiego z tymi graczami, to piłkarz Śląsk jest naprawdę niezły. Historia z napastnikami jest dość prosta. Każdy snajper ma pewną strukturę mentalną i jeśli jest pewny siebie i swoich umiejętności, wtedy wychodzi mu wszystko. Tacy byli: Rudnevs, Teodorczyk czy nawet Barisić - dziś czołowy strzelec Piasta Gliwice. Każdy z nich był pewien swoich umiejętności i tego, że miejsce w ataku po prostu mu się należy. Czekam na taki przekaz od Bilińskiego.
- Śląsk jest w takiej sytuacji, że to nie czas na ogrywanie młodzieży. Nie oznacza to jednak, że młodzi piłkarze nie będą u mnie grać. Nie będzie tak, że ktoś dostanie u mnie miejsce w składzie tylko dlatego, że jest młody i z Wrocławia. Młodzież musi zmienić sposób myślenia, podporządkować absolutnie całe życie temu, aby być piłkarzem. Oczekuję od nich nie sto, a tysiąc procent zaangażowania.
Nie rozumiem nastolatków, którzy cieszą się z tego, że są w szatni pierwszej drużyny albo wchodzą na boisko na pięć minut. Cieszyć można się wtedy, gdy strzeli się bramkę, zostaje się czołową postacią w meczu albo kiedy zadzwoni do ciebie selekcjoner reprezentacji Adam Nawałka. Tak było właśnie z Karolem Linettym. Gdy mówiłem mu o reprezentacji Polski, dziwił się, co ja gadam. Ale nadal ciężko pracował. Efekty przyszły. Już w wieku 20 lat dostał powołanie do dorosłej kadry, a dziś staje się etatowym reprezentantem Polski.
- Nie przyjechałem tu, aby grać w pierwszej lidze, ale dlatego, żeby we Wrocławiu nadal była ekstraklasa. Wierzę, że się utrzymamy, a w kolejnym sezonie powalczymy o wyższe cele.