Wysoka porażka z Wisłą. Jagiellonia jednak w ósemce

Jagiellonia została rozbita w piątek w Krakowie. Mimo porażki z Wisłą białostoczanie nadal są na ósmej pozycji w tabeli ekstraklasy.

BIALYSTOK.SPORT.PL NA FACEBOOKU - POLUB NAS

Jagiellonia z Wisłą przegrała 1:5. Czasami suchy wynik nie oddaje przebiegu spotkania, wręcz zamazuje jego obraz. W tym przypadku nic takiego nie ma miejsca. Jagiellonia przegrała jak najbardziej zasłużenie. Chociaż nie wiadomo, co by było gdyby...

W siódmej minucie konfrontacji Konstantin Vassiljev źle zagrał piłkę w kierunku własnego pola karnego. Bartłomiej Drągowski nie porozumiał się z Igorsem Tarasovsem i w następstwie obrońca sfaulował Rafała Boguskiego. Łotysz za to przewinienie został ukarany czerwoną kartką. Można teraz rozważać, kto popełnił większy błąd, czy Vassiljev źle podając, czy Tarasovs popełniając przewinienie i osłabiając drużynę już na samym początku pojedynku. Jedna kwestia jest bezdyskusyjna - to zdarzenie miało kluczowy wpływ na losy meczu.

Teraz można się tylko zastanawiać, jak potoczyłoby się spotkanie, gdyby nie było czerwonej kartki, gdyby Tarasovs nie faulował. Nawet jakby Wisła strzeliła gola, to Jagiellonia grałaby chociaż w jedenastu i może dalsza część meczu wyglądałaby inaczej. A tak zespół z Białegostoku stracił nie tylko zawodnika, ale jednocześnie też chyba wiarę w osiągnięcie korzystnego wyniku w Krakowie. Chociaż dobrze w bramce spisywał się Bartłomiej Drągowski, to nie mógł on naprawić wszystkich błędów kolegów. Oczywiście Wisła ma dobrych zawodników w ofensywie, w poprzedniej kolejce przełamała się też, aplikując cztery gole Termalice Nieciecza, ale białostoczanie zrobili niewiele, żeby utrudnić rywalom konstruowanie akcji. Po pierwszej połowie było już więc w zasadzie po meczu, Jagiellonia przegrywała 0:4.

- Po stracie pierwszej bramki nie potrafiliśmy się zorganizować i zupełnie oddaliśmy pole - przyznaje trener Michał Probierz.

Grając w osłabieniu, trzeba dać z siebie dwa razy więcej, aby myśleć o powstrzymaniu rywala. Białostoczanie tego nie uczynili, w ich grze nie było agresji (zaledwie siedem fauli). Co więcej, szybko chyba pogodzili się z tym, że przeciwnik zaaplikuje im kilka goli. Tak też się stało i wygląda na to, że piłkarze Jagiellonii zaprzyjaźnili się już z wysokimi porażkami. Po zimowej przerwie w rozgrywkach przegrali już wszak wcześniej 1:5 z Lechią w Gdańsku oraz 0:4 w Warszawie z Legią. Tak dziurawej defensywy w tym sezonie jak drużyna z Białegostoku nie ma żaden inny zespół. Białostoczanie w 28 spotkaniach stracili aż 49 goli.

Zastanawiające są też wiosenne wahania formy zawodników. Były przecież wspomniane wcześniej wysokie przegrane, ale też chociażby bardzo dobry występ i pokonanie 2:0 Lecha w Poznaniu.

- Musimy grać zdecydowanie lepiej, nie możemy mieć takich wahań. To na pewno jest bolesne, ale trzeba mieć charakter i teraz pokazać jaja. Wierzę w tych zawodników, że oni są w stanie to zrobić - mówił po meczu w Krakowie szkoleniowiec Jagiellonii.

Białostoczanie pokazali już wiosną, że potrafią podnosić się po przegranych. Po laniu w Warszawie następnie pokonali Śląsk Wrocław, po porażce w Gdańsku ograli Górnika Łęczna. Czy po przegranej w Krakowie uporają się z Podbeskidziem Bielsko-Biała? Odpowiedź na to pytanie dopiero 4 kwietnia. Teraz w ekstraklasie następuje bowiem przerwa na spotkania reprezentacji.

W niedzielę humory sympatykom Jagiellonii mogły się trochę poprawić. Zespół z Białegostoku mógł wypaść z czołowej ósemki rozgrywek, ale tak się nie stało. Remisem 1:1 zakończył się bowiem pojedynek Lechii z Termalicą. To oznacza, że podopieczni Michała Probierza nadal są na ósmym miejscu w tabeli i na dwie kolejki przed końcem sezonu zasadniczego tylko od nich zależy, czy zagrają w grupie mistrzowskiej.

Więcej o Jagiellonii na bialystok.sport.pl

Więcej o:
Copyright © Agora SA