Zawisza - Bełchatów 1:0. Nasz zespół jeszcze nie odpalił

- Zespół jest mocny. Mam nadzieję, że od początku odpali - powiedział przed rozpoczęciem sezonu właściciel WKS Zawisza, Radosław Osuch. Za nami trzy mecze, ale jeszcze ?odpalenia? nie widać. Na szczęście bydgoszczanie zdobywają punkty i nie tracą dystansu do rywali.

Zwycięstwo z PGE GKS Bełchatów było szczęśliwe i wyrwane z wielkim wysiłkiem. Bydgoski Zawisza po raz drugi z rzędu wygrał na własnym boisku 1:0. Tak samo było w spotkaniu z Pogonią Siedlce. Dziś nasi piłkarze mogli jednak znacznie mocniej odetchnąć z ulgą. Zarówno w pierwszej, jak i w drugiej połowie zawodnicy z Bełchatowa mieli więcej okazji do strzelenia gola. I to były szanse naprawdę wyborne. Bronił jednak skutecznie Łukasz Sapela, piłka odbijała się od słupka, blokowali strzał do pustej bramki obrońcy Zawiszy albo sami bełchatowianie pudłowali z bliska.

Przed przerwą nasi zawodnicy mieli tylko jedną taką szansę. Dlaczego? Brakowało szybkiego przejścia z obrony do ataku po przejęciu piłki. Za to odpowiedzialny był Gal Arel, ale zagrał bardzo słabo. Izraelczyk przypomina w obecnej formie fizycznej swego rodaka "po paszporcie" Francuza Davida Fleurivala. Grał w Zawiszy latem 2014 roku. Krótko przebywał w Bydgoszczy, bo klub się go pozbył.

Na tle wolnego w reakcjach Arela, świetnie pokazał się Maciej Kona. Wychowanek Zawiszy stracił miejsce w jedenastce po zimie, ale niedzielnym meczem udowodnił, że ono mu się należy. Kona był szybki, odbierał piłki bełchatowianom. Widział partnerów do gry. Był w tym spotkaniu prawdziwym "piłkarzem", a nie "biegaczem".

Biegał mądrze - tak jak tego zawsze chciał od zawodników słynny Johan Cruyff.

Natomiast w ofensywie Zawisza miał w pierwszej połowie zbyt wielu zawodników, którzy tylko biegali i robili to całkowicie bezproduktywnie. Przykład najwyraźniejszy - Karol Danielak. Mecz z PGE GKS Bełchatów temu skrzydłowemu nie wyszedł. Do podbramkowych okazji nie dochodził także Karol Angielski. Bydgoszczanie, szczególnie przed przerwą, mieli ich zresztą mało - jedną dokładnie.

Najlepszy okres gry bydgoskiej drużyny to czas, gdy na boisku przebywał Mica, a w ataku grał Szymon Lewicki. Strzelec 11 goli jesienią został przez trenera Zbigniewa Smółkę odsunięty od wyjściowej jedenastki. Szkoleniowiec mocno go ostatnio krytykował - Musi zapamiętać, że jest dla drużyny, a nie drużyna dla niego - mówił Smółka.

Lewicki rzeczywiście mniej i wolniej biega niż np. Angielski, ale piłka szuka go w polu karnym. Tak samo było w spotkaniu z PGE GKS. Gola nie zdobył, ale był groźnym rywalem dla obrońców.

Gra w piłkę Zawiszy poprawiła się, gdy na boisku pojawił się Mica. Portugalczyk widzi wiele na boisku i jednym podaniem może stworzyć groźną sytuację. Tak było, gdyby zagrał do Sebastiana Kamińskiego i dostał od niego dokładną piłkę z powrotem. Mica strzelił jednak w poprzeczkę.

Zawisza zdobył w trzech meczach siedem punktów. Bilans dobry, ale niewystarczający ciągle, żeby zbliżyć się do lidera. Sytuacja jest taka, że bydgoski zespół powinien zanotować długą serię zwycięstw. Gra teraz po kolei z: Sandecją Nowy Sącz, Olimpią Grudziądz, Rozwojem Katowice, Bytovią, Stomilem Olsztyn, Chojniczanką. Potem jest walkower z Dolcanem Ząbki oraz mecze z Chrobrym Głogów i Wigrami Suwałki. Dziewięć ważnych meczów, w których Zawisza musi "odpalić" i grać bezbłędnie.

To ważne, bo końcówka sezonu jest arcytrudna: wyjazd do Płocka, pojedynek u siebie z Katowicami i spotkanie - kto wie, może decydujące - z Zagłębiem w Sosnowcu.

Który zawodnik Zawiszy był najlepszy w meczu z PGE GKS Bełchatów?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.