Nadal nie ma piątego zwycięstwa Effectora. Nawet z outsiderem...

Sytuacja kieleckiej drużyny powoli robi się dramatyczna. Po porażce w bardzo dziwnym meczu z AZS Częstochowa jako jedyni w Plus Lidze nie spełniają wymogu pięciu wygranych w rundzie zasadniczej dających możliwość gry w siatkarskiej elicie w przyszłym sezonie.

Rok temu w Hali Legionów kielczanie rozgromili pogrążonych wówczas w kryzysie akademików z Częstochowy nie pozwalając im w żadnym z setów przekroczyć granicy dwudziestu punktów. Nie trzeba było być jednak siatkarskim ekspertem, by przewidzieć, że sobotni pojedynek dwóch ekip znajdujących się w podobnej dyspozycji i mających ten sam cel będzie miał diametralnie inny przebieg. I tak było.

Losy pierwszej partii rozstrzygnęły się dopiero w dwóch ostatnich akcjach. Wcześniej trwał zażarty bój punkt za punkt, a żadnej z drużyn nie udało się wypracować przewagi większej niż dwa "oczka". Przy stanie 23:23 gospodarzom z pomocą przyszedł przyjmujący rywali Matej Patak (prosty błąd podwójnego odbicia), ale za to kropkę nad "i" udało się postawić w możliwie najbardziej efektowny sposób - blokiem Andreasa Takvama, zresztą pierwszym udanym Effectora w tym meczu. Ekipa Dariusza Daszkiewicza prezentowała się solidnie, podobać się mógł zwłaszcza kończący nawet bardzo trudne piłki Sławomir Stolc.

Wystarczyło kilka minut, by skuteczność kielczan spadła aż o ... 36 procent. 8 punktowych ataków na 37 prób w drugiej odsłonie nie miało prawa przynieść powodzenia. W miarę honorowe rozmiary porażki zapewniły jedynie dwie serie udanych zagrywek Mateusza Bieńka - tuż przed pierwszą i po drugiej przerwie technicznej. Ostatni as dał nawet cień nadziei na nawiązanie wyrównanej walki (15:17). W kolejnych ośmiu wymianach miejscowym udało się jednak zdobyć zaledwie jeden punkt...

Trzeciego seta dziwnie zrezygnowani gospodarze oddali swoim przeciwnikom za darmo. I wydawało się, że podobnie będzie w czwartym. "Nakręceni" częstochowianie nie popełniali błędów, grali pewnie i w ataku (rewelacyjny Felipe Bandero) i na zagrywce. Prowadzili nawet 10:5 i 18:15, ale w decydujących momentach zaczęli się gubić. A w Effectorze szalał Bieniek. Tym razem nie w polu serwisowym i nie na środku, a ... na skrzydle. I to on zdobył sześć (!) ostatnich "oczek" dla swojego zespołu.

Pomylił się jednak w bardzo ważnym momencie tie-breaka - przy stanie 6:8. Akademicy nie wypuścili takiej szansy z rąk i to oni zapewnili sobie spokój w końcówce fazy zasadniczej.

Effector Kielce - AZS Częstochowa 2:3 (25:23, 18:25, 10:25, 25:23, 12:15)

Effector: Kędzierski (1), Jungiewicz (19), Bieniek (18), Takvam (8), Vitiuk (5), Stolc (8), Sobczak (libero) oraz Komenda, Maćkowiak (5), Więckowski, Buchowski, Biniek (libero) AZS: Redwitz (8), Bandero (28), Buniak (9), Szalacha (9), Wawrzyńczyk (9), Patak (20), Stańczak (libero), Kowalski (1), Szymura

MVP meczu: Matej Patak (AZS)

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.