Dujszebajew: Będę chciał namówić Jachlewskiego do powrotu, bo jest mi potrzebny [ROZMOWA]

- Sławek Szmal czy Karol Bielecki może jeszcze pograją do 2018 r., ale nie wiadomo, czy tyle wytrzymają Bartek Jurecki czy Adam Wiśniewski - mówi Tałant Dujszebajew, nowy trener reprezentacji Polski.

PIOTR ROZPARA: Dlaczego sam pan zaproponował federacji podpisanie ledwie półrocznego kontraktu?

TAŁANT DUJSZEBAJEW : Po moich doświadczeniach na Węgrzech uznałem, że tak będzie najlepiej dla wszystkich. Obejmując tamtą reprezentację jesienią 2014 r., umówiliśmy się z władzami związku na pewien system pracy. Ale zmienił się prezes, dyrektor sportowy, zaczęły się jakieś niedomówienia, choć ja ze swojej pracy byłem zadowolony. Nie chcę, by w Polsce było podobnie. Jesienią w naszym związku będą wybory, jeśli nowy zarząd uzna, że chce ze mną przedłużyć kontrakt, jestem do dyspozycji.

Z reprezentacją Węgier na polskim Euro zajął pan dopiero 12. miejsce.

- Objąłem ten zespół już po przegranych eliminacjach mistrzostw świata w Katarze. Wiadomo było, że szanse na awans do igrzysk w Rio de Janeiro z mistrzostw Europy był praktycznie niemożliwy. Podkreślałem, że nie jestem odpowiedzialny za brak awansu. Ówczesnym władzom przedstawiłem plan rozwoju zespołu, wprowadzanie świeżej krwi, budowanie go krok po kroku do igrzysk w Tokio w 2020 r. Zostało to zaakceptowane. A po zmianie władzy zmieniła się polityka. Zaczęto narzekać, że nie gra ten i ten, że nie biorę doświadczonych zawodników. Tak to jest, jak na czele związku stanie polityk, który nie rozumie sportu.

Polska federacja przedstawiła panu jasne cele.

- Oczywiście, to awans do igrzysk w Rio, jak najlepszy start w tej imprezie i awans do przyszłorocznych mistrzostw świata we Francji. To moje zadania do końca sierpnia, do kiedy mam kontrakt.

Trudno wyobrazić sobie, by Polski zabrakło w Rio. W kwietniowych kwalifikacjach w Gdańsku pana drużyna zagra z Macedonią, Tunezją i Chile. Do igrzysk awansują dwa zespoły.

- Jesteśmy faworytem, to oczywiste. Ale najpierw trzeba wygrać te mecze, a przede wszystkim mieć szacunek do rywala. W przeciwnym razie będzie problem.

Zobaczy pan, że igrzyska w Rio będą najbardziej wyrównanymi w historii męskiej piłki ręcznej. Zagra w nich Katar, czyli wicemistrzowie świata, naprawdę bardzo silny zespół; Brazylia i Argentyna, czyli drużyny, które już potrafią zmierzyć się z Europą. Będzie silny Egipt, może Tunezja. O europejskich zespołach nie wspominam. Naszym celem powinna być najlepsza szóstka, ale może mówmy raczej o jak najlepszym występie. Na igrzyskach możesz przegrać trzy mecze i być mistrzem, a możesz jeden i zająć piąte miejsce.

Po nieudanym dla Polaków Euro niedosyt jest duży, a oczekiwania - spore.

- Na pewno to wyzwanie, ale chciałbym też, żeby wszyscy mieli pozytywne podejście. Rok temu na mistrzostwach świata w Katarze polski zespół grał źle, ale miał szczęście i zdobył brąz. Teraz na Euro grał lepiej, ale szczęścia już nie miał.

Zmiana trenera powinna nastąpić po mundialu w Katarze?

- Ale jak można było to wtedy zrobić? Nie było szans, przecież drużyna zajęła trzecie miejsce. Środowisko by się podzieliło, połowa krytykowałaby zmianę, połowa byłaby za nią.

Turniej kwalifikacyjny do igrzysk już za półtora miesiąca. Nie ma czasu na rewolucję w zespole.

- A kim miałbym tę rewolucję robić? W 90 proc. skład zostanie ten sam, jaki miał Michael Biegler. Bardzo bym chciał, by do kadry wrócił Mateusz Jachlewski, który jest mi potrzebny do obrony 5-1. Porozmawiam z nim o tym. Liczę, że niedługo po kontuzji wróci też Mariusz Jurkiewicz.

Wybiegnijmy w przyszłość: zakładając, że zagraliśmy przyzwoicie w Rio, awansowaliśmy do MŚ 2017. Zmiany w kadrze są nieuniknione.

- Nie da się od nich uciec. Sławek Szmal czy Karol Bielecki może jeszcze pograją do 2018 r., ale nie wiadomo, czy tyle wytrzymają Bartek Jurecki czy Adam Wiśniewski. Kończy się generacja zawodników, która w ostatnich latach dała Polsce tyle radości. Trzeba też pamiętać, gdzie oni grali, gdy w 2007 r. byli srebrnymi, a dwa później - brązowymi medalistami MŚ. W Bundeslidze. Ilu teraz gra tam Polaków? Przyszłość wcale nie jest taka różowa. Każdemu, kto po igrzyskach będzie pracował z kadrą, dałbym czas i spokój.

Dlaczego polscy zawodnicy nie grają w Bundeslidze?

- Bo nie mamy takich graczy jak kilkanaście lat temu.

Nie brzmi to optymistycznie...

- Nie możemy żyć historią, trzeba realnie patrzyć, co się dzieje. Nie możemy równać się w szkoleniu z Niemcami, Danią czy Francją, gdzie są 23 akademie piłki ręcznej. Tam mają efekty. Na polskim Euro w niemieckim zespole, który zdobył złoto, kluczowe role odgrywali nawet głębocy rezerwowi, ściągani awaryjnie już podczas turnieju. To się jednak nie dzieje bez przyczyny. Niemcy do mundialu w Katarze awansowali kuchennymi drzwiami, ale sam udział tym młodym graczom dał bardzo dużo. Popatrzmy, kiedy poprzednio byli w półfinale dużej imprezy - w 2007 r. u siebie, gdy zdobyli mistrzostwo świata. Poza tym mają doświadczenie ligowe, którego w polskiej lidze nie zdobędzie się w ciągu czterech czy pięciu lat. W Niemczech co weekend gra się o życie. Podobnie Norwegowie występujący w Danii czy Bundeslidze. Gdybyśmy mieli kilkunastu zawodników grających na co dzień w tych ligach, sytuacja byłaby dużo prostsza.

Na kim w takim razie ma być budowana nowa kadra narodowa?

- O bramkę jestem spokojny, o koło też. Mamy natomiast problem z rozgrywającymi, a to oni wygrywają mecze. Głównie ze środkiem i lewą stroną. Nie mamy następców Karola Bieleckiego i Michała Jureckiego. Za granicą tylko Kamil Syprzak z Barcelony ma zapewniony odpowiedni rozwój. Dlatego budowa nowej drużyny to dość ryzykowne zadanie. Trzeba przed nią stawiać cele, czyli awanse do kolejnych mistrzostw świata i Europy, ale absolutnie nie można wywoływać na niej presji.

Będzie pan namawiał starszych zawodników, by grali w reprezentacji jak najdłużej?

- W życiu! Kadra to duma, powinni w niej grać tylko ci, którzy tego bardzo chcą. Nic na siłę.

Więcej o:
Copyright © Agora SA