Kibice Pogoni nadal czekają aż Gyurcso "odpali"

W niedzielę, Adam Gyurcso rozegrał swoje trzecie spotkanie w barwach Pogoni. Węgier nadal jednak nie zachwyca szczecińskiej publiczności.

Z przyjściem 24-latka wiązane są bardzo duże nadzieje. Jak na razie skrzydłowy nie miał jednak zbyt wiele okazji, aby zaprezentować pełnie swoich umiejętności. W meczu z Koroną strzelił co prawda zwycięską bramkę, ale samą grą na kolana nie powalił. O meczu z Piastem nie ma co wspominać, ponieważ boisko uniemożliwiło konstruowanie składnych akcji. Szału nie było tez w niedzielnym spotkaniu z Termaliką. Gyurcso zszedł w 80. minucie i widać było po nim, że czuje spory niedosyt i nie jest z siebie zadowolony.

Niewykorzystany potencjał

Fani Pogoni są jednak cierpliwi i schodzącego Węgra pożegnały oklaski. Mało tego, zdaniem sporej części sympatyków szczecińskiego klubu, głównym problemem jest fakt niewykorzystywania potencjału 24-letniego pomocnika. Gyurcso często pokazuje się na skrzydle i wychodzi na pozycje, ale nie może liczyć na zbyt dużo podań. Jedyną groźną sytuację stworzył mu w zasadzie tylko Wladimer Dwaliszwili w pierwszej połowie. Pomocnik bardzo inteligentnie zbiegł w pole karne i już czekał aż Gruzin dostarczy mu piłkę. Niestety dla niego, rozpaczliwy wślizg jednego z defensorów Termaliki zażegnał niebezpieczeństwo.

To nie był wielki mecz Adama

Teza o niedostrzeganiu pomocnika przez resztę zespołu, stała się przyczynkiem do dyskusji na ten temat w czasie pomeczowej konferencji prasowej.

- Takie oceny będziemy mogli wysnuć po dokładnej analizie, którą na pewno zrobimy. Choć oczywiście zgadzam się, że było kilka momentów, w których Adam był dobrze ustawiony, ale piłki nie dostał - mówi trener, Czesław Michniewicz. - To samo można jednak powiedzieć o innych zawodnikach. Generalnie brakowało nam otwierającego podania, zwłaszcza po odbiorze piłki w środkowej strefie boiska. Na skrzydłach było dużo miejsca i tego nie wykorzystaliśmy.

Gyurcso ma teraz problem, ponieważ na środowy mecz z Jagiellonią do składu wróci Adam Frączczak, wyzdrowieć powinien Marcin Listkowski, a w niedzielę udane zawody rozegrał też odstawiany do tej pory Miłosz Przybecki. Węgier nie może więc być pewny zachowania miejsca w podstawowej jedenastce. Z drugiej strony, Michniewicz nie wywiera na skrzydłowym dodatkowej presji i chce stopniowo wprowadzać go do zespołu.

- To nie był jego wybitny mecz - przyznaje Michniewicz. - Czasami jest tak, że nawet jak nie idzie całej drużynie, to jeden zawodnik potrafi zmienić losy spotkania, ale dzisiaj tak nie było.

źródło: Okazje.info

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.