Piłkarze Wisły po meczu nie byli w najlepszych nastrojach. Trudno się dziwić - porażka z Podbeskidziem zepchnęła ich do strefy spadkowej. - Sytuacja jest dramatyczna, to dla nas bardzo trudne. Graliśmy dobrze, prowadziliśmy 1:0, później przyszedł rzut karny dla przeciwnika i... Nie wiem, co się potem stało - opowiada Słoweniec.
Po raz kolejny krakowianie słabiej zagrali w drugiej połowie. - Nie wiem, dlaczego tak się dzieje. Na pewno jesteśmy dobrze przygotowani fizycznie. Nie wygraliśmy od ośmiu meczów, może w naszych głowach nie wszystko jest tak, jak powinno? Z Podbeskidziem, tak jak z Górnikiem Łęczna, prowadziliśmy 1:0 i być może tylko czekaliśmy na koniec meczu - zastanawia się Popović.
Pomocnik przyznaje, że zwłaszcza w końcówce drużyna popełniła sporo błędów. - Rywale dobrze się bronili, umiejętnie ustawiali się przed własnym polem karnym. Bardzo chcieliśmy, ale nie mieliśmy pomysłu na grę, brakowało nam ostatniego podania. W końcówce meczu chcieliśmy wszystkie piłki grać do przodu, ale z własnej winy straciliśmy bramkę - zaznacza.
Jednym z kluczowych momentów spotkania był rzut karny po ręce Rafała Pietrzaka. Jak to wyglądało z boiska? - Nie widziałem tej sytuacji, ale rozmawiałem po meczu z Rafałem i mówi, że nie było ręki. Sędzia boczny stwierdził inaczej. Nie wiem kto ma rację, muszę zobaczyć powtórkę w telewizji - mówi Popović.
Teraz Wisłę czeka kilka spotkań w krótkim odstępie czasu. Najbliższe już we wtorek w Kielcach. - Dobrze, że nie ma długiej przerwy między tymi meczami. Musimy iść dalej, walczyć i wygrywać - podkreśla.