Skandal z września 2013 na dobre odchodzi w cień

Kończy się - nareszcie - czas wzajemnych żali i wyliczeń - czasem absurdalnych - po żużlowym skandalu z roku 2013.

Miał być milion złotych, skończy się na 100 tysiącach. Roman Karkosik - jako były właściciel toruńskiej spółki żużlowej - porozumiał się z zielonogórską spółką żużlową. Falubaz jeszcze niedawno wyceniał straty jakie poniósł w związku ze skandalem z 2013 r. na ponad milion zł. Zgodził się teraz na sto tysięcy złotych. Ugoda zamyka temat żałosnego spektaklu sprzed ponad dwóch lat. Było, minęło - lepiej skupić się na odbudowie wizerunku żużla. Przynajmniej z perspektywy Falubazu, bo Karkosik z tym sportem nie ma już nic wspólnego.

Historia wycofania zespołu Unibaksu z wrześniowego finału Ekstraligi w Zielonej Górze - patrząc na nią z perspektywy właśnie ponad 2,5 roku - wiele w żużlowym światku zmieniła.

Liga z wizerunkowego ciosu wybrnęła. Nie potraciła sponsorów, a w kontekście telewizyjnym jest niezmiennie atrakcyjnym towarem dla telewizji. Polski żużel stracił jednak Karkosika - podobno akurat w momencie, kiedy na dobre zaczął właśnie żyć tą dyscypliną. Można oczywiście dziwić się decyzji sprzed lat o spontanicznym wycofaniu drużyny z rozgrywek, ale też trzeba przyznać, że żużla - w sytuacji kryzysu finansowego w większości ligowych miast - nie stać było na utratę sponsorów takiego wymiaru. Tym bardziej, że słynne już oświadczenie Karkosika uderzające w Speedway Ekstraligę oraz Polski Związek Motorowy - jak i słowa o tym, iż był traktowany jak bankomat - musiały dać do myślenia całkiem sporej rzeszy potencjalnych inwestorów.

Wiele na nieszczęsnym finale 2013 stracił Falubaz. Żył ponad stan zakładając, iż wiele wydatków wyrówna wpływ z finału i idące za ewentualnym zwycięstwem benefity - chociażby zupełnie inna perspektywa rozmów ze sponsorami. Na ówczesnym finale nie zarobił - wręcz przeciwnie. To pociągnęło za sobą kolejne nerwowe ruchy. Ta zła sytuacja przeciągnęła się też na sezon 2015, w którym Falubaz tak bardzo stał pod ścianą presji sukcesu, że zaryzykował zatrudnienie - wbrew szalikowcom - Darcy'ego Warda. Sezon sukcesem się nie skończył, a nagromadzenie długów spowodowało, że liderzy musieli zmniejszyć swoje oczekiwania finansowe, a sam klub długo był niepewny przyszłości.

Finałowy skandal zmienił żużlowy los całkiem sporej liczby osób. Chodzi nie tylko o zniechęconych kibiców, którzy mieli wyraźnie dość tego, iż w teoretycznie profesjonalnej lidze może dojść do sytuacji niczym z podwórek. Nie ma już w żużlu osób firmujących sprawę ze strony KS Unibax. Choć - dziś tego nikt już nie ukrywa - decyzja o wycofaniu drużyny zapadła w radzie nadzorczej oraz u samego właściciela klubu, w mediach ciężar odpowiedzialności brali na siebie inni. Ówczesny prezes klubu Mateusz Kurzawski wyraźnie nie czuł się z tym dobrze - trafił z Unibaksu do Miejskiego Zarządu Dróg w Toruniu. Sławomir Kryjom, wtedy menedżer Unibaksu podpisujący decyzję o wycofaniu zespołu z finału ligi, stracił na kolejny sezon uprawnienia i do dziś nie pracuje w żadnym klubie ligi. Chętnie komentuje wydarzenia ligowe w serwisach internetowych, ale z menedżerskiego rynku pracy wypadł. Na dobre?

Finał wiele zmienił też w samej Zielonej Górze. Tam Marek Jankowski - prezes klubu z dziennikarską przeszłością słynący z barwnego języka i czasami ostrych deklaracji - najpierw był nadzwyczaj aktywny, ale później jego rola się ograniczała. Po skandalu jego znaczenie wyraźnie malało. Dziś Jankowskiego w żużlu też już nie ma. Niemniej wyrazisty menedżer Jacek Frątczak też zdecydował się na przerwę od ligowego żużla. Wszyscy ci, którzy w sprawę finału byli - z racji formalnych obowiązków - byli zaangażowani najbardziej, dziś speedway oglądają już z nieco innej perspektywy.

Więcej o:
Copyright © Agora SA