Ruch Chorzów. Podział punktów na Cichej. Niestety bez bramek

Ligowe granie w roku 2016 uznajemy za rozpoczęte. Na inaugurację piłkarskiej wiosny Ruch Chorzów zdrowo okładał się z Zagłębiem Lubin, ale chociaż okazji nie brakowało, to skończyło bez bramek.

Stwórz własną drużynę i Wygraj Ligę!

Najkrótsza zimowa przerwa w historii ekstraklasy dobiegła końca na stadionie Ruchu. To nie były nawet dwa miesiące bez ligowej piłki. Czasu na pracę było mało, więc warto było postawić na stabilizację. Waldemar Fornalik, trener Ruchu potraktował słowa o stabilizacji dosłownie i zdecydował na sprawdzony skład, który tak solidnie prezentował się jesienią.

Na Cichej dało się słyszeć, że Fornalik to "konserwatysta". Nam jednak podoba się taki szacunek dla piłkarzy. Zawodnicy Ruchu pracowali na swoje pozycje w zespole przez wiele miesięcy. Nawet jeżeli zimowe sparingi pokazały, że Łukasz Hanzel, Tomasz Podgórski, czy Łukasz Moneta mogą z powodzeniem zająć miejsce w podstawowej jedenastce, to ich czas dopiero nadejdzie.

Piotr Stokowiec, szkoleniowiec Zagłębia również oszczędnie dobierał do składu nowych graczy. Najciekawszym transferem zespołu z Dolnego Śląska było pozyskanie Filipa Starzyńskiego.

Starzyński opuścił Ekstraklasę ledwie pół roku temu. Zamienił wtedy Ruch na Lokeren. W Belgii grał jednak mało. Jego techniczny, by nie powiedzieć miękki styl gry, nie przekonał tamtejszych trenerów.

Wrócił więc do Polski i los chciał, że już w pierwszym meczu wrócił na Cichą, tyle, że w barwach Zagłębia.

Starzyński był w Chorzowie liderem drugiej linii. To dopiero po jego odejściu okazało się jak utalentowanym graczem jest Patryk Lipski, który zastąpił go w rozegraniu piłki. W piątkowy wieczór Lipski i Starzyński po raz pierwszy zagrali przeciwko sobie w ligowym meczu. Co ciekawe było to starcie dwóch byłych juniorów Salosu Szczecin - bo to właśnie w tym klubie wypatrzył tych graczy Ruch.

A jak wypadli? W pierwszej połowie ciekawiej i skuteczniej grę swojej drużyny kreował Starzyński. Zagłębie prezentowało się wtedy lepiej. Strzały Łukasza Janoszki i Macieja Dąbrowskiego przy odrobinie szczęścia mogły znaleźć drogę do siatki. Najgroźniejszym uderzeniem popisał się jednak Starzyński, który z linii szesnastego metra skierował piłkę tuż pod poprzeczkę. Matus Putnocky, bramkarz zespołu z Cichej nie dał się jednak zaskoczyć.

Niebiescy szarpali. Kamil Mazek tak szybko przebierał nogami, że czasami nie mogli za nim nadążyć koledzy. Dużo spokoju i jakości dawał drużynie Marek Zieńczuk, który też oddał groźny strzał zza pola karnego.

Żądło Ruchu to oczywiście Mariusz Stępiński. Snajper niebieskich był całą zimę kuszony przez Lecha Poznań. Chociaż bliższym prawdy byłoby napisać, że włodarze Lecha próbowali zmiękczyć działaczy Ruchu i nakłonić ich do sprzedaży reprezentanta Polski.

Cena rosła, aż zatrzymała się na poziomie miliona euro. W Chorzowie postanowili jednak nie schylać się po okrągłą sumkę. Mogło być inaczej, gdyby niebieskim brakowało pieniędzy. Lech miał jednak pecha, bo właśnie tej zimy chorzowianie sprzedali bramkarza Kamila Grabarę za ponad milion euro do Liverpoolu.

Stępiński został więc na Cichej i jeżeli nadal będzie strzelał tak regularnie jak jesienią, to za kilka miesięcy jego wartość będzie znacznie, ale to znacznie większa. A gdyby zawodnik niebieskich zapracował jeszcze na zaufanie selekcjonera Adama Nawałki i pojechał na Euro do Francji, to aż boimy się pomyśleć ile będzie wart...

W drugiej połowie Ruch przyśpieszył. Niebiescy uchodzą za zespół, który jest zawsze perfekcyjnie przygotowany do rozgrywek i tę zimową pracę w końcu było widać. Brakowało tylko zdecydowania, bądź precyzji.

Znakomitą szarżą popisał się chociażby Rafał Grodzicki. Stoper Ruchu przebiegł z piłką przez pół boiska i dokładnie podał Zieńczuka. Ten naciskany przez obrońcę padł w polu karnym. Sędzia przez chwilę wahał się czy aby nie podyktować jedenastki, ale ostatecznie uznał, że faulu nie było.

W końcówce obie drużyny ambitnie walczyły o zwycięskiego gola. Kilka razy mocno zakotłowało się przed bramką Ruchu, a po drugiej stronie boiska dobrą okazję zmarnował Kamil Mazek. Miał czas i miejsce, żeby oddać skuteczny strzał, a jednak szukał lepiej ustawionego kolegi.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.