Stomil znów nad przepaścią. Dlaczego do tego doszło?

W swojej historii olsztyński klub przeżył już kilka upadków. Każdy z nich był spektakularny. Czy tym razem - mimo ratunku na ostatnią chwilę - się przed nim obroni?

Okres świetności Stomilu przypadł na lata 90. Zespół grał w piłkarskiej ekstraklasie, miał dobrych piłkarzy, którzy potem występowali w reprezentacji Polski, i wiernych kibiców, którzy szczelnie zapełniali stadion przy al. Piłsudskiego. Po spadku z ekstraklasy, klub w 2002 roku zrezygnował z występów nawet w trzeciej lidze. Jego długi sięgały wówczas ponad 9 mln zł. Wtedy też nie było pieniędzy, masowo odchodzili zawodnicy, a wszyscy narzekali na stan olsztyńskiego stadionu. - W Stomilu była wtedy taka zasada, że lepiej żyć w trzynastu niż umrzeć w piętnastu - wspomina Bogusław Kaczmarek, były szkoleniowiec OKS-u w latach 1993-1995 oraz 1999-2000. - Kiedy Stomil wszedł do ekstraklasy, miał bardzo poważny kapitał w postaci ludzi związanych z klubem. Miał też dobrych zawodników. Więc gdy zdarzały się finansowe zawirowania, można było sprzedać kilku z nich.

Tomasz Sokołowski przez kilka sezonów reprezentował biało-niebieskie barwy. Jak wspomina, już za jego występów w Olsztynie (1992-1995) Stomil borykał się z ciągłymi problemami finansowymi. - I od tego czasu, jak widać, nic się nie zmieniło - zauważa ze smutkiem. - Niestety, ani miasto, ani klub nie znaleźli dotychczas dobrego rozwiązania, aby drużyna mogła normalnie funkcjonować.

Odejście sponsora

Klub ostatni raz upadłość ogłosił całkiem niedawno. Stało się to, gdy rok temu Galeria Warmińska - główny wówczas sponsor Stomilu - nieoczekiwanie wycofała się z finansowania olsztyńskich piłkarzy. Spółkę, która budowała galerię, przekonały do sponsorowania Stomilu władze Olsztyna. Była to niejako transakcja wiązana - ratusz otworzył się na nowego inwestora, a w zamian on zgodził się wesprzeć niektóre z potrzeb miasta. Jedną z nich było wsparcie Stomilu. Zgodnie z umową, spółka od 2012 roku miała wpłacić do budżetu klubu 10 mln zł, w transzach po 2 mln zł przez pięć lat. Niestety, umowa została zerwana. Sponsor winą za to obarczał władze pierwszoligowego klubu. Poszło o rozliczenie finansowe, które powinno zawierać informację, jak wydawane są pieniądze otrzymane od sponsora. Ówczesny zarząd Stomilu przez pół roku nie przygotował jednak żadnego raportu. Sponsor uznał, że skoro klub nie może się rozliczyć z otrzymywanych finansów, nie będzie dalej łożył pieniędzy, które nie wiadomo, na co idą. Dziś wśród kibiców powtarzane są teorie spiskowe, że wszystko było ukartowane i miasto porozumiało się ze sponsorem, by gdy tylko nadarzy się okazja... doprowadzić Stomil do upadku.

Gdy sponsor wyszedł z klubu, ratunkiem dla drużyny miało być założenie spółki Stomil Olsztyn SA. Doszło do tego w połowie maja ubiegłego roku. Głównym udziałowcem została gmina Olsztyn, która nabyła akcje za 500 tys. zł. Klub żył nadzieją, że ułatwi to znalezienie dużego sponsora. Mariusz Borkowski, prezes Stomilu w chwili powstawania spółki akcyjnej zapowiadał, że go poszuka. Jego starania nic jednak nie dały. Sytuację ratowała finansowa kroplówka z miejskich wodociągów, czyli znów de facto z podatków od mieszkańców Olsztyna.

W końcu prezydent Piotr Grzymowicz otwarcie zadeklarował, że w 2016 nie przeznaczy ani złotówki na profesjonalny klub w stolicy Warmii i Mazur. Tłumaczył to faktem, że pół miliona złotych na powołanie spółki miało być jedynym wkładem miasta, bo o resztę miał zadbać klub.

Błędy z przeszłości

Ta zapowiedź sprawiła, że po raz drugi w krótkim czasie OKS znalazł się o krok od upadku. - Skoro kwota z miasta na działalność Stomilu była niższa od tej, o którą wnioskował klub, to trudno liczyć, że nagle ratusz znajdzie większe pieniądze na ten cel - mówi Maciej Iwański, dziennikarz sportowy TVP, który pochodzi z Olsztyna. - Z drugiej strony, po co miasto stawiało maszty oświetleniowe na stadionie i zawiązywało spółkę akcyjną Stomil SA? Można było od razu powiedzieć, że nie ma długofalowych możliwości, aby wspierać klub.

I dodaje: - Prezydent dał klubowi czas, żeby znaleźć sponsorów. Trzeba jednak zdać sobie sprawę z rynku, w jakim funkcjonuje drużyna. Wiele lat było złych, jeśli chodzi o zarządzenie Stomilem. Nie bez powodu nie był on wiarygodnym partnerem biznesowym, co ciężko jest teraz odbudować w pół roku.

Ale problemy finansowe Stomilu nie są czymś wyjątkowym. Tak samo jak wspieranie klubów piłkarskich pieniędzmi z miejskich budżetów. Żeby Dolcan Ząbki mógł się utrzymać na zapleczu ekstraklasy, będzie musiał w tym roku skorzystać z pomocy miasta. W ubiegłym roku widmo bankructwa wisiało również nad ekstraklasową Koroną Kielce, która najpierw dostała z miasta prawie 8 mln zł, a po kilku miesiącach poprosiła o kolejne 2,8 mln zł.

Stadion przede wszystkim

Ludzie związani ze sportem twierdzą, że promocja miast przez sport to dobra strategia. - Ja nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego władze mają ze sportem zawodowym taki problem - mówi Iwański. - Rozmawiałem z dawnymi zawodnikami, w tym z Cezarym Kucharskim, czyli byłym piłkarzem Stomilu, a obecnie agentem Roberta Lewandowskiego. Zwrócił uwagę, że więcej na piłkę daje się nawet w maleńkim Pruszkowie, gdzie Robert rozpoczął karierę. W Olsztynie drugiego Lewandowskiego nie będzie.

Inni o promocji wypowiadają się zupełnie inaczej. Zwracają uwagę na zły PR, jaki piłkarskim drużynom robią kibice. Przekonują, że lepszą promocję zapewniają pieniądze wydane na imprezy kulturalne, które przyciągną bardziej zróżnicowaną widownię, albo przynajmniej na inne, bardziej rodzinne dyscypliny sportu.

Wszyscy zgodnie podkreślają jednak, że największym problemem w przyciągnięciu nowych sponsorów do Olsztyna jest obecna baza treningowa. O tym, że nowoczesny stadion jest w Olsztynie potrzebny, nie trzeba przekonywać. Obecny został oddany do użytku z okazji krajowych dożynek w 1978 roku. Konkurs na koncepcję nowego stadionu, który został rozstrzygnięty dwa miesiące temu, ma zmienić postrzeganie Olsztyna na futbolowej mapie kraju. - Jak nie ma w miarę przyzwoitego stadionu, nie można liczyć na sponsorów. Jak ja to mówię: nie zaczyna się od welonu, gdy panna młoda nie ma majątku - mówi z uśmiechem Kaczmarek.

Czy Stomil dokończy ten sezon I ligi? To pytanie zadają sobie wszystkie osoby związane z futbolem w Olsztynie. Począwszy od zarządu klubu, piłkarzy, na kibicach kończąc. Część piłkarzy już opuściło Stomil. Kolejni mają na stole gotowe do podpisania umowy od nowych pracodawców. Prezesi OKS zapowiadają, że klub na pewno przystąpi do rundy rewanżowej rozgrywek pierwszej ligi. Ale Tomasz Sokołowski nie zostawia złudzeń. - Nie znam klubu, który miałby problemy finansowe, a zawodnicy zostali w nim tylko ze względu na przywiązanie do barw klubowych - mówi. - Większość to ludzie młodzi, którzy liczą, że jeszcze w swojej karierze osiągną sukces w innym klubie.

- Piłka na przyzwoitym pierwszoligowym poziomie to pieniądze, wysokie budżety, wymogi licencyjne - dodaje Bogusław Kaczmarek. - Nie mam patentu na mądrość i nie mam pomysłu na rozwiązanie tej niezrozumiałej dla mnie trudnej sytuacji w Stomilu. To przykre i smutne, co się tam dzieje. Bardzo mnie to boli.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.