Cierzniak a Lewandowski, czyli co różni Wisłę od Borussi [KOMENTARZ]

Wciąż nie wiadomo, gdzie wiosną zagra Radosław Cierzniak. W Wiśle, w Legii, a może w rezerwach krakowskiego klubu.

To raczej nie będzie jednak taka historia jak w przypadku Roberta Lewandowskiego. Na początku stycznia, pół roku przed końcem kontraktu z Borussią, napastnik reprezentacji Polski poinformował, że od 1 lipca 2014 roku będzie piłkarzem największego rywala Bayernu Monachium (negocjacje musiały toczyć się już wcześniej). W klubie z Dortmundu nawet przez chwilę nie pomyśleli, by przez te sześć miesięcy robić jakieś przeszkody Polakowi. Wręcz przeciwnie, był eksploatowany do granic możliwości, bo trener doskonale wiedział, ile daje drużynie. W 22 spotkaniach zdobył dziewięć goli. Na koniec został pożegnany z wszelkimi honorami - na środku boiska były gratulacje, przemówienia, dostał pamiątkowe zdjęcie i kwiaty, a pełne trybuny skandowały jego nazwisko.

Drugi przykład - Josep Guardiola. Właśnie trener Bayernu Monachium oświadczył, że po sezonie odchodzi do Manchesteru City. Klub z Bawarii żadnych nerwowych ruchów nie robi, szkoleniowca nie odsyła na trybuny, nie wyrzuca. Podejrzewam, że na koniec pracy tak samo uhonoruje Guardiolę jak Borussia Lewandowskiego.

Z Cierzniakiem tak na pewno nie będzie, choć bardzo chciałbym móc odwołać te słowa. Na wieść o tym, że podpisał kontrakt z Legią, który wjedzie w życie 1 lipca, klub zareagował histerycznie - opublikował oświadczenie, że "Cierzniak pozostanie zawodnikiem klubu co najmniej do momentu wygaśnięcia umowy". Tym samym zamyka sobie furtkę, by go sprzedać do Legii pół roku wcześniej i coś na nim zarobić. A jak kiepsko jest z finansami klubu, wiadomo nie od dziś. Nie dość, że można było na nim zarobić, to jeszcze trzeba będzie wypłacać Cierzniakowi pensję przez pół roku. Chyba że Wisła chce narazić się na śmieszność i jednak przyjmie ofertę stołecznego klubu.

Nietrudno zgadnąć, co czeka Cierzniaka, gdy zostanie do czerwca na Reymonta. Fora kibiców Wisły już kipią niechęcią czy wręcz nienawiścią do bramkarza. Kilka stron internetowych przesądza, że zawodnik zostanie przeniesiony do rezerw. Niestety i zupełnie niepotrzebnie odejście Cierzniaka do Legii stało się dla krakowskiego klubu sprawą honorową. A dla właściciela wręcz ambicjonalną, bo przecież w jego erze jeszcze żaden piłkarz nie odszedł z Wisły do Legii. Tyle że do niedawna krakowianie płacili zawodnikom mniej więcej tyle samo co warszawianie. Teraz nie mogą się równać w wysokościach zarobków dla graczy.

A mogło być przecież normalnie. Gdyby Wisła potrafiła zachować taką klasę jak Borussia, Cierzniak dostałby mocne wsparcie od klubu. Stałby między słupkami do końca sezonu. I gdyby w fazie finałowej grała z Legią, jestem spokojny, że 33-letni bramkarz byłby najlepszy na boisku. Wystarczyłby prosty przekaz z klubu typu: "Życzymy szczęścia od 1 lipca w nowym klubie, ale teraz liczymy na ciebie. Daj z siebie wszystko".

Ale przecież my nie jesteśmy na Zachodzie, tylko nad Wisłą.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.