Kraków na czas mistrzostw Europy miał być domem reprezentacji Polski. I był. Terminarz został ustawiony tak, by wszystkie mecze kadra rozegrała w Tauron Arenie.
Z początku wszystko szło zgodnie z planem, ale w środę wieczorem budowana przez trenera Michaela Bieglera drużyna posypała się jak domek z kart. Chorwacja wygrała różnicą aż 14 bramek i to skreślani przez ekspertów rywale w piątek i niedzielę zagrają w Krakowie o medale.
Za mało zarabia
W polskim obozie po porażce panowało przygnębienie. Pierwsi z boiska do szatni schodzili Sławomir Szmal i Piotr Grabarczyk. Kapitan kadry zatrzymał się przed telewizyjnymi kamerami, ale obrotowy z mediami rozmawiać nie chciał. - Za mało zarabiam - rzucił tylko do zdziwionych dziennikarzy. Na załamanego wyglądał też Przemysław Krajewski. Proszony o komentarz był w stanie powiedzieć jedynie "przepraszam".
Kilku innych zdecydowało się zabrać głos. Wśród nich Michał Jurecki, rozrywający i lider drużyny. - Zostaliśmy zmiażdżeni przez Chorwację. Jestem wściekły - wypalił. Jurecki wściekły był już po porażce z Norwegią, kiedy niemal przebiegł przez strefę wywiadów, nazywając postawę Polaków "masakrą". W środę był raczej spokojny i zrezygnowany. Podobnie jak Chrapkowski. - Przepraszam za ten blamaż. To była tragedia pod każdym względem - stwierdził.
Noc nie poprawiła nastrojów Polaków. Wczoraj wczesnym popołudniem opuścili Kraków i pojechali do Wrocławia, gdzie dzisiaj zagrają o siódme miejsce. Czekała na nich garstka kibiców, wyjazd śledziło kilkanaście kamer.
Piłkarze opuszczali hotel niemal w ciszy. Tylko niektórzy zdecydowali się skomentować porażkę. Ostatni do autokaru wsiadł rozgrywający Bartosz Konitz.
- Wciąż trudno wytłumaczyć, co się z nami stało. Chorwaci mieli nas świetnie rozpracowanych. Kiedy pierwszego gola rzuca się w 9. minucie, coś jest nie tak. Tego blamażu chyba nie da się wymazać siódmym miejscem. Każdy miał tu jeden cel: medal - powiedział.
Rekord na otarcie łez
Jeszcze przed odjazdem Szmal i trener Biegler długo rozmawiali przed hotelem. Pewnie była to jedna z ostatnich takich okazji, bo Niemiec po klęsce z Chorwacją podał się do dymisji. - Wszyscy oczekiwaliśmy określonych rezultatów. To samodzielna decyzja trenera i prezes Andrzej Kraśnicki ją uszanował - tłumaczy Marcin Herra, wiceprezes związku. Biegler pożegna się z kadrą dzisiejszym spotkaniem ze Szwecją. Po turnieju związek rozpisze konkurs na nowego trenera.
I choć polscy piłkarze patrzą już na Kraków tylko z banerów reklamowych, piłka ręczna na najwyższym poziomie zostaje tu do niedzieli. O medale w Tauron Arenie powalczą Chorwaci, Norwegowie, Niemcy i Hiszpanie. Organizatorzy liczą, że hala wciąż będzie pełna.
- Możemy się spodziewać przyjazdu kibiców z Niemiec. Mam też potwierdzenie, że będzie kilka samolotów z fanami z Chorwacji - opisuje Herra.
Na pocieszenie Polsce zostają pochwały za organizację turnieju. Chociaż do jego zakończenia zostało jeszcze sześć meczów, już udało się pobić rekord frekwencji z ME w Danii sprzed dwóch lat. Mecze z trybun w polskich halach obejrzało już 342 tys. kibiców.
- To ekscytujące zawody, pełne niespodzianek i dobrej atmosfery. Wynik Polski musi być dla was wielkim rozczarowaniem, ale jeszcze nigdy nie widzieliśmy organizacji na tak wysokim poziomie - podkreśla Jean Brihault, prezes Europejskiej Federacji Piłki Ręcznej.
Organizatorzy sprzedali już ponad 11 tys. biletów na ostatnie mecze - w piątek półfinały Hiszpania - Chorwacja (godz. 21) i Niemcy - Norwegia (18.30). Polacy zagrają w piątek we Wrocławiu o godz. 16 ze Szwecją. W niedzielę mecz o trzecie miejsce (godz. 15) i finał (17).
W kasach ciągle można je dostać. Najtańsze wejściówki kosztują 299 złotych.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!