Trener piłkarzy Zawiszy: Przychodzę rano, wychodzę w nocy

Jestem właścicielem kilku dobrze poukładanych, dobrze prosperujących firm, które mają swoich prezesów. Czy muszę je pilnować? Nie - mówi Zbigniew Smółka, nowy trener piłkarzy Zawiszy.

Remigiusz Jaskot, Waldemar Wojtkowiak: Czy Zawisza ma skład na awans?

Zbigniew Smółka (trener Zawiszy): O tym rozmawiam z panem Radosławem Osuchem. Mam nadzieję, że taki ten skład będzie.

Ilu zawodników musi przyjść?

- Potrzebuję trzech, którzy są w stanie wywalczyć sobie pierwszy skład.

Czy pan powie o Rhemie Obed?

- Na razie jest testowany. Ale spokojnie. Z dworca odbierzemy jeszcze kilku zawodników i kilku odwieziemy. Transferów będzie kilka. Obejrzałem wszystkie mecze Zawiszy. Osobno analizuję stracone bramki i stałe fragmenty. Oprócz siły i motoryki dużą uwagę zwracamy na grę w obronie, bo moim zdaniem to kulało.

Czy piłkarze będą odchodzić?

- To naturalna kolej rzeczy. Co nie znaczy, że są najsłabsi. Po prostu ja nie widzę ich w swojej drużynie.

Pana największym sukcesem w karierze zawodniczej jest awans do I ligi?

- Nigdy nie miałem kariery, ale to faktycznie był mój największy sukces. Piłka była moją pasją. Grałem w starej drugiej i trzeciej lidze. W życiu robiłem też inne rzeczy.

W jednym z klubów powiedział pan, że odchodzi, bo nie interesuje pana amatorka, bo zarabia pan na życie inaczej.

- Jestem właścicielem kilku firm i w życiu umiem sobie poradzić. W Bydgoszczy jestem jednak trenerem Zawiszy i o tym zespole chcę rozmawiać. Chcę szybko poznać piłkarzy i zbudować zaufanie.

Sprawiał pan problemy jako piłkarz? W Polarze Wrocław odmówił pan wyjścia na trening, mówiąc, że ma pan swój honor.

- Zrobiłem to dla chłopaków, bo miałem autorytet w szatni i klubie. Od sześciu miesięcy zawodnicy nie dostawali pieniędzy. Młodzi piłkarze nie mieli butów. Nie mając grosza, byliśmy liderem. Naszym trenerem był Tadeusz Pawłowski. W kolejnej rundzie Polar zdobył tylko punkt i spadł z ligi. Tego klubu już nie ma. Ja jestem szczery i mówiłem prawdę.

Mógł pan grać dłużej w piłkę.

- Nie miałem możliwości, żeby grać dłużej. Pierwszy profesjonalny kontrakt podpisałem w wieku 28 lat. Z czegoś to się wzięło, ale nie chcę mówić o życiu prywatnym.

Ale jedno pytanie wiąże się bezpośrednio z Zawiszą. Na ile jest pan zaangażowany w działalność swoich kilku firm, a na ile w trenowanie klubu?

- Jestem właścicielem kilku dobrze poukładanych, dobrze prosperujących firm, które mają dobrych prezesów. Czy muszę je pilnować? Nie.

Co pomyślał pan sobie, gdy pracując w Opolu, odebrał pan telefon z Zawiszy?

- Nie jestem przypadkowym trenerem. Zna mnie wiele osób, więc taka propozycja mnie nie zdziwiła. Rozmawiałem wcześniej z kilkoma klubami I ligi. To zawsze kwestia wyzwania i miejsca w tabeli. W życiu trzeba być przygotowanym na wszystko. Długo i mocno nad tym myślałem. Jak powiedziała moja żona, odmowy można żałować całe życie.

Zawisza gra o awans, margines błędu jest bardzo niewielki. Na porażki pozwolić sobie nie można.

- Liga jest specyficzna, wszyscy mogą sobie nawzajem odbierać punkty. Musimy być dobrze przygotowani. Jeśli pierwsze kolejki będą dobre, taki musi być środek rundy, najtrudniejsze mecze mamy na koniec. Dla mnie i dla moich chłopców to wielkie wyzwanie i wielka szansa.

Czym przekonał pan Radosława Osucha, który powiedział, że po pierwszej rozmowie już wiedział, że chce pana zatrudnić?

- Decyzja tak naprawdę zapadła wcześniej. Wiele razy rozmawiałem z dyrektorem sportowym Łukaszem Skrzyńskim. Dyskutowaliśmy o tym, jaki mam pomysł na drużynę. Jestem zadowolony, że ludzie, którzy znają moją pracę z III ligi, mówią, że to praca na poziomie najwyższym.

Jaki jest więc ten pomysł na Zawiszę?

- Nie macie tyle miejsca w gazecie, żeby o tym napisać.

Dlaczego w większości klubów pracował pan tak krótko?

- Zacząłem w Arce Nowa Sól, gdzie pracowałem przez rok. Potem Świdnica, z celem utrzymania, przegraliśmy baraże o awans. Tak jak w Arce nie chciałem przedłużyć kontraktu. Z Polonii Sparta Świdnica, gdzie walczyliśmy o cele, poszedłem do Czarnych Żagań, klubu z najniższym budżetem w lidze, gdzie wypełniłem dwuletni kontrakt. Wybrałem propozycję z Kluczborka, wziąłem zespół po spadku. Klubowi niby na czymś zależało, ale sprzedano dwóch najlepszych zawodników. Tam pracowałem przez rok. Potem MKS Oława totalnie bez pieniędzy. Potem półtora roku w Opolu.

Oprócz pracy w Odrze napatrzył się pan na prowizorkę?

- Poza Opolem i Świdnicą to we wszystkich klubach nie było na nic. W Czarnych Żagań płacono na czas, ale było bardzo biednie. Do Bydgoszczy jeździliśmy w dniu meczu. W Radzionkowie pracowałem dwa tygodnie, klub nie wystartował do rozgrywek.

Jak na tym tle wygląda Zawisza?

- W kilku klubach miałem dobrą bazę, ale tu jestem w miejscu, gdzie jest tylko drużyna i sztab. Wspaniała hala, siłownia, boisko. W Bydgoszczy jestem od środy. Śpię po sześć godzin. Jestem w klubie od siódmej rano, nawet do drugiej w nocy.

Czuje pan presję? Oczekiwanie jest jasne - awans.

- Presja to jest w Realu Madryt i Barcelonie. W Opolu też były oczekiwania. Sportowiec do swojej pracy musi być przygotowany mentalnie. Do tego będziemy zmierzać. Ja jestem człowiekiem, który poradzi sobie z każdą presją. Wiem, że obronię się własną pracą.

Cytowałem zawodnikom kwestię z "Czterech pancernych i psa". Ludzi, którzy dobrze o mnie mówią, są jak ta śrubka. Wrogów, tych, co mówią źle, jest jak ten czołg. Zależy mi tylko na tej śrubce.

Polecił pan Zawiszy kilku piłkarzy z II ligi?

- Wspólnie pracujemy nad tym, by przyszli perspektywiczni zawodnicy. Kilka takich nazwisk padło.

Więcej o:
Copyright © Agora SA