Rywal z Dąbrowy Górniczej żadnej szkody Stelmetowi nie wyrządził. Następny, proszę!

Zagadka: z ilu odcinków składa się serial o ligowych zwycięstwach Stelmetu BC Zielona Góra w twierdzy CRS? Odpowiedź w sobotni wieczór koszykarze odegrali odcinek 30. I nie pasowałby do tego odcinka tytuł szczególnie wymyślny czy sensacyjny. raczej coś w stylu: Kolejny przeciwnik bezradny wobec mistrza. Wszak Stelmet BC wygrał z MKS Dąbrowa Górnicza 93:77.

Drużyna z Dąbrowy Górniczej grała ostatnio i wzmacniała skład tak, że przed meczem dało się ułożyć teorię o trudnej przeprawie dla faworyta z Zielonej Góry. Ale na boisku okazało się, że po pierwsze ze wzmocnieniami nie wszystko poszło po myśli szefów MKS, a po drugie Stelmet zdobywał przewagę i nie wyglądało na to, żeby męczył się przy tym jakoś nadzwyczajnie.

Wbrew temu, co wynikało z charakterystyk obu zespołów, walka nie toczyła się na zasadzie - kto kogo złamie w obronie. Stelmet w pierwszej kwarcie zdobył blisko 30 pkt. MKS chyba nie mógł odpłacić się tym samym. Bo siłą ognia odstaje od mistrzów Polski. W miarę regularnie pod zielonogórski kosz przebijał się tylko Eric Williams, środkowy o wymownej ksywie "Czołg". Jednak jeden czołg, to na dodatek taki raczej średnio zwinny, bez wielkiego zapasu paliwa i bez doskonałej aparatury celowniczej, to było za mało na mistrzów.

Prowadzenie 20:7 wzięło się z tego, że Stelmet grał szybciej, skuteczniej, sprawniej i w sposób bardziej urozmaicony.

Plus dla MKS, że nie pękł przy pierwszym uderzeniu zielonogórskiej drużyny. Podjął walkę. Jeszcze przed przerwą bodaj dwa razy łapał kontakt prawie bezpośredni... W każdym razie przy wyniku 42:36 na trzy minuty przed długą przerwą w meczu brakowało niby niewiele, żeby doprowadzić do remisu. Jednak na finiszu pierwszej połowy faworyt mocniej przyłożył się do pracy, gdy akcje ofensywne przeprowadzali rywale. Wymusił w ten sposób niecelne rzuty, po których zbierał piłkę i skutecznie kontrował. W połowie meczu wygrywał 53:40. I w sumie tak się już później przeplatało: na dobry okres gry MKS-u Stelmet odpowiadał równie dobrym, albo jeszcze lepszym. Dzięki temu kontrolował mecz, trzymał kilkanaście punktów zapasu. A z przebiegu gry jasno wynikało, że nie ma odwrotu od wyroku skazującego MKS na porażkę. Jeśli cokolwiek miało się zmienić, to raczej w stronę dobitniejszej dominacji mistrzów.

MKS był bez szans i w sumie wyszło na to, że murów twierdzy CRS nawet nie obdrapał, nie mówiąc już o tym, że miałby je ukruszyć.

STELMET BC ZIELONA GÓRA - MKS DĄBROWA GÓRNICZA 93:77

KWARTY: 28:19, 25:21, 25:21, 15:16

STEMET: Moldoveanu 17 (3), Borovnjak 15, Zamojski 10 (1), Mateusz Ponitka 7, Koszarek 2 oraz Bost 13 (3), Szewczyk 12 (2), Gruszecki 6 (2), Djurisić 5, Hrycaniuk 4, Marcel Ponitka 2.

MKS: Dower 18 (1), Broadus 15 (1), Dziemba 10, Pamuła 2, Zmarlak 0 oraz Williams 13, Zieliński 10, Szmański 5 (1), Piechowicz 2, Mavra 2.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.