Sportowcy w mediach społecznościowych. Kto rozumie #internety

Przez ćwierknięcie na twitterze można stracić kontrakt życia, a zdjęciem na facebooku wywołać skandal obyczajowy. Jak mediów społecznościowych używają sportowcy z Małopolski?

Chcesz więcej? Polub Kraków - Sport.pl 23 stycznia 2014 roku Kamil Stoch przyglądał się, jak koledzy z reprezentacji Polski walczą w mistrzostwach kraju. Tuż po konkursie trener kadry Łukasz Kruczek ogłosił nazwiska pięciu skoczków, którzy pojadą na Turniej Czterech Skoczni. Nie było wśród nich Stocha, ale było jeszcze jedno wolne miejsce.

Już dzień później na kibiców obserwujących profil Stocha na facebooku czekała niespodzianka. Zawodnik zamieścił tam zdjęcie z treningu. Napisał też: "Zasłużyliście na prezenty? Ja tak - jadę na turniej!". Powrót do skakania po kontuzji najpierw ogłosił na facebooku. Dopiero później został oficjalnie dołączony do kadry.

We wrześniu na profilu Cracovii na instagramie pojawiło się zdjęcie Bartosza Kapustki, podpisującego nowy kontrakt z klubem. Kilkanaście dni temu kibice śledzący profil Wisły Kraków na twitterze jako pierwsi dowiedzieli się, kto został nowym trenerem zespołu. Obie informacje krakowskie drużyny równolegle umieściły oczywiście na oficjalnych stronach internetowych.

Popularność mierzona facebookiem

Media społecznościowe coraz częściej jednak zastępują takie witryny. Po informacje wystarczy zalogować się na facebooku czy twitterze. Według badań Megapanelu PBI/Gemius dla serwisu wirtualnemedia.pl ten pierwszy miał w listopadzie ponad 19 mln polskich użytkowników, a drugi ponad 4 mln. Instagram - ponad 2,6 mln.

Sportowcy - także ci z Małopolski - starają się być widoczni w sieci. - Sport jest sprawą wymierną: albo ktoś wygrywa albo nie, i media społecznościowe nic do tego nie mają. Wpływają jednak na rozpoznawalność medialną i wartość dla reklamodawców. Zmieniły też typ relacji sportowców z kibicami na bardziej personalny - zauważa dr Małgorzata Majewska, specjalistka od komunikacji społecznej z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Za specjalistę od mediów społecznościowych może też uchodzić Maciej Kot. Skoczek z Zakopanego jako jeden z nielicznych małopolskich sportowców ma profile na facebooku, twitterze i instagramie.

- Zacząłem od facebooka, który miał być formą komunikacji z kibicami. Pomysł nie wypłynął ode mnie, tylko z drugiej strony. To coś fajnego dla mnie i dla fanów. Oni oczekują informacji innych niż tylko oficjalne. Chcą wiedzieć, jak spędzamy wolny czas, co robimy po zawodach, co jemy na kolację - mówi Kot.

I tak na jego profilu w ostatnich miesiącach pojawiły się zdjęcia skoczni z całego świata, ale też talerza owsianki z bakaliami i jogurtem czy książek, które dostał w prezencie. Zakopiańczyka na facebooku polubiło 315 tys. osób. - Kibiców ciekawią proste rzeczy, ale profil to też miernik popularności - dodaje skoczek.

Gdyby sugerować się tylko liczbami z facebooka, Kot okazuje się popularniejszy od... Wisły i Cracovii (patrz ramka). Bliżej Kota jest Rafał Sonik, kierowca quadów z Krakowa (282 tys.). Na małopolskim podwórku skoczek nie wytrzymuje jednak porównania z bokserem Arturem Szpilką (643 tys.) i Stochem (818 tys.). Królowymi można nazwać Agnieszkę Radwańską i Justynę Kowalczyk.

Odpowiadać czy nie

- Mam polubionych kilku sportowców, m.in. Kowalczyk. Regularnie wrzuca informacje o tym, co się u niej dzieje. I mam wrażenie dostępności. Nie jest tak, że sportowiec nagle w zimie skacze albo jeździ na nartach, tylko codziennie ciężko pracuje i nas o tym informuje. Media społecznościowe dają poczucie, że jesteśmy z nimi zakotwiczeni w tym samym czasie. Kiedy wstaję rano i piję kawę, a Justyna jest już po trzygodzinnym treningu, jest mi w pewnym sensie głupio wobec siebie, że jej się chciało - zaznacza Majewska.

Kowalczyk wrzuca zdjęcia, ale też np. linki do felietonów w "Gazecie Wyborczej". Pod każdym postem zbiera kilka tysięcy polubień, komentarze można liczyć w setkach. Narciarka na niektóre z nich odpowiada. A to u polskich sportowców nie jest regułą.

- Wiadomo, że ludzie czasem wypisują na instagramie różne rzeczy na mój temat, wylewają frustrację, ale zupełnie się tym nie przejmuję. Czasami komentują posty czy nawet przysyłają mi wiadomości. Nigdy nie odpowiadam, nie wdaję się w dyskusję z kibicami - podkreśla Alan Uryga, pomocnik Wisły.

Trzeba jednak pamiętać, że środowisko piłkarskich kibiców różni się trochę od fanów biegów czy skoków narciarskich. Kilkanaście lat temu polscy kibice obrzucili Svena Hannawalda śnieżkami, ale od tamtej pory zagrzewają skoczków głośnym dopingiem. Na meczu piłkarskiej ekstraklasy częściej niż brawa słychać bluzgi.

Erik Jendriszek, napastnik Cracovii, ma konta na facebooku i instagramie. - Negatywnych komentarzy jest mało. Kto mnie nie lubi, nie ogląda moich postów. Staram się zawsze odpisywać. Nie ma tego aż tak dużo, bym nie dał sobie rady. Kibice często proszą o koszulkę czy autografy. Staram się je wysyłać - mówi.

Zdarzają się też zupełnie inne prośby. - Czasami piszą do mnie ludzie z problemami finansowymi. Kilka razy udało się pomóc - zdradza Słowak.

Profil Jendriszka na facebooku lubi jednak niespełna 5 tys. osób. Tym, którzy mają kilkadziesiąt razy więcej fanów tak łatwo nie jest. - Odzew z drugiej strony jest nagrodą. Komentarzy jest dużo, więc rzadko wdaję się w dyskusję z fanami. Czasami ktoś zada jednak naprawdę interesujące pytanie. Wtedy staram się odpowiedzieć - zaznacza Kot.

- Kiedy Kamil ma czas, czyta wypowiedzi fanów i zdarza się, że na nie odpowiada. Czasem dzwonię i mówię mu, by zobaczył coś fajnego - to z kolei Ewa Bilan-Stoch, żona mistrza olimpijskiego w skokach.

Nie wiadomo, kto pisze

Jak widać, to ona "macza palce" w tym, co ukazuje się na profilu skoczka. - Wszystkie wypowiedzi pochodzą od Kamila, zdjęcia także są nasze. To, kto je wrzuca, nie ma chyba znaczenia. Profil jest w stu procentach Kamila, ale jego tryb życia sprawia, że sam ich nie publikuje - wyjaśnia Bilan-Stoch.

To, czy za wpisami rzeczywiście stoi właściciel profilu, często budzi wątpliwości. Przed rokiem ze sposobu prowadzenia konta na twitterze tłumaczył się Arkadiusz Milik, napastnik piłkarskiej reprezentacji Polski.

"2 bramki, asysta i w pełni zasłużona wygrana. Kapitalne spotkanie na Amsterdam Arenie. Dobre przetarcie przed środowym bojem o Ligę Europy". Takich postów było więcej. Sztuczny i oficjalny ton nie wszystkim się podobał.

Milik postanowił zareagować: "Nie wiem jak do Was pisać, ale zaryzykuje i napisze w pierwszej osobie. Nikt nie układa za mnie tekstów na TT. Dzwonię do kolegi, dyktuję, on wrzuca. Już o tym tyle razy mówiłem :)".

Sportowcy robią wiele, by przekonać, że sami prowadzą konta, ale coraz częściej ich profilami zajmują się fachowcy. Sport to biznes, kolejne "lajki" to dodatkowe zera dopisywane do wynagrodzeń od sponsorów. A rozpoznawalność medialną buduje się dziś nie tylko na skoczni czy murawie.

- Czy fachowcy zabijają autentyczność? To samo pytanie można zadać, kiedy wiemy, że kogoś ubiera stylista. Z jednej strony - na dobrą sprawę ten ktoś jest przebrany, bo to nie on wybiera, co mu się podoba. Z drugiej - może lepiej, że ktoś umiejętnie tym zarządza. Na pewno dobrze, kiedy tej fachowości nie widać - uważa Majewska.

- Kiedy zakładałem konta, postawiłem sobie warunek: publikuję wyłącznie ja. Sam mam polubionych wielu sportowców czy muzyków i czasami widać, że informacje wprowadza tam zupełnie ktoś inny - przyznaje Kot.

Wtóruje mu Katarzyna Niewiadoma, mistrzyni Europy w kolarstwie szosowym do lat 23. Wychowanka Krakusa Swoszowice ma konto na facebooku i instagramie. - Jeżdżę w zawodowej grupie i sponsor wymaga bycia medialnym, tego, bym pojawiała się w internecie. Musimy dodawać zdjęcia z hashtagiem Rabobank lub nazwami sponsorów. Wszystkie profile prowadzę sama, wolę mieć kontrolę nad tym, co tam się pojawia. Może niektórzy mają taki nawał pracy, że nie mają na to czasu, ale ja nie jestem aż tak zajęta - zaznacza.

Są tacy, którzy nie mają oporów, by przyznać się do współpracy z profesjonalistami. - Rafał przywiązuje do mediów społecznościowych bardzo dużą wagę, ponieważ to dla niego najlepsza platforma do komunikacji z kibicami. Właśnie dlatego jego profilem na facebooku zajmują się stale dwie osoby, co nie oznacza oczywiście, że nie ma udziału w tym, co tam publikujemy. Codziennie sprawdza, co pojawia się na profilu, sam proponuje rozwiązania - zapewnia Kajetan Cyganik, menedżer Sonika.

Na facebooku osobiście nie publikuje też Majka.

Nie wszyscy potrafią

Samodzielne prowadzenie konta może się też czasem odbić czkawką. Niedawno przekonał się o tym Sergi Guardiola, hiszpański piłkarz, który pod koniec grudnia podpisał kontrakt z drugą drużyną Barcelony. Kiedy klub ogłosił transfer, kibice przejrzeli profil piłkarza na twitterze. Szybko znaleźli wpisy sprzed dwóch lat, w których obrażał klub i Katalonię. Po kilku godzinach Barcelona rozwiązała z nim umowę.

Wpadek nie trzeba zresztą szukać tak daleko. Jedną z większych gaf zanotował Wilde-Donald Guerrier, skrzydłowy Wisły. Chciał pochwalić się nową koszulką. Zrobił zdjęcie trykotu leżącego na łóżku. W kadr wkradło się jednak... przyrodzenie zawodnika. Zdjęcie zostało skasowane, ale w internecie nic nie ginie.

Również tweety Adama Marciniaka, byłego obrońcy Cracovii. "I za co te pie...e zwierzęta zrobiły to Francji? Za to, że przez dziesięciolecia ta dawała im dach nad głową, bezpieczeństwo, pieniądze!!??" - napisał po zamachach w Paryżu.

- Lepiej by zrobił, gdyby zapisał się na kurs problematyki politycznej, a dopiero potem zaczął się wypowiadać. Każdy sportowiec jest obywatelem i ma prawo opowiadać się za dowolną opcją, ale on "popisuje się" ksenofobicznymi wpisami - zauważa Ryszard Niemiec, prezes Małopolskiego Związku Piłki Nożnej i felietonista.

Sam jest przykładem na to, że media społecznościowe nie muszą być domeną najmłodszego pokolenia. Założył konto na twitterze 1,5 roku temu. Powód miał konkretny.

- Trwał spór o kształt statutu Polskiego Związku Piłki Nożnej. Zarysowały się dwie opcje - centralistyczna i decentralizacyjna. Zauważyłem, że ta druga stoi na straconej pozycji ze względu na brak obecności w internecie. I postanowiłem wkroczyć. Piszę felietony w lokalnych gazetach, ale nie mam dostępu do przestrzeni ogólnopolskiej. Twitter daje taką możliwość - zaznacza Niemiec.

Zdjęcie zamiast ćwierkania

Na twitterze konta mają Kowalczyk czy Sonik, ale krakowscy sportowcy nie pałają jednak miłością do "ćwierkania". Zwłaszcza piłkarze. Wśród nich twitterowymi rodzynkami są Guerrier i Kapustka. Ale aktywnością na kolana nie rzucają. Haitańczyk ostatni raz napisał coś w październiku. Polak założył konto na początku września, ale licznik jego wpisów ledwo przekroczył 40. Najczęściej przekazuje dalej tweety innych.

- To trudna forma. Do dyspozycji jest 140 znaków i wygrywają ci, którzy mają łatwość językową. Prostszy jest instagram, w którym przedstawiamy wyidealizowaną wersję siebie. W pewnym sensie sprzedaje ułudę, na której opierają się celebryci - zwraca uwagę Majewska.

Krakowskich akcentów na instagramie nie brakuje. Uryga, Guerrier, ale i Michał Buchalik, Deniss Rakels czy Kapustka. - Na Słowacji wielu sportowców ma profile w mediach społecznościowych. Ten na instagramie założyłem, gdy grałem w Energie Cottbus. Nie myślałem, by zbierać wszystkich kibiców świata, ale z czasem obserwowało mnie ich coraz więcej - opowiada Jendriszek.

- Na początku konto miało służyć głównie kontaktom ze znajomymi. Z czasem ten krąg się powiększał i teraz służy też do kontaktów z kibicami - mówi Uryga.

Instagram opiera się na wrzucaniu zdjęć opatrzonych krótkim komentarzem i hashtagami. Na profilach krakowskich sportowców królują selfie, czyli fotografie wykonane samemu sobie. W czapce Mikołaja, pod choinką, na nartach - to wybór tylko z konta Jendriszka z ostatnich trzech tygodni.

Selfie nie brakuje też u Kota. - Instagram traktuję zupełnie lifestyle'owo. Tam jest mało o skokach, a więcej o życiu prywatnym, o tym, jak spędzam wolny czas. Czasami pojawiają się jakieś cytaty motywacyjne - opisuje.

Rozwodu nie będzie

Ale media społecznościowe to nie tylko oficjalne konta. To też zatrzęsienie profili i grup prowadzonych przez fanów. Często z przymrużeniem oka. Dwa lata temu piłkarska reprezentacja Polski przegrała w Warszawie z Ukrainą, ale kibice zapamiętali nie tylko wynik. Także Jakuba Koseckiego, który wszedł do gry z ławki rezerwowych, a po jednym ze starć zsunęły mu się spodenki. Tyłek piłkarza w ciągu kilkudziesięciu minut doczekała się własnego fanpage'a.

Ma go również Piotr Żemło, obrońca Wisły. Czym sobie na to zasłużył, skoro w ekstraklasie wystąpił dotąd tylko pięć razy? Został najsłabszym piłkarzem gry FIFA 15, jednego z najpopularniejszych symulatorów piłki nożnej. Rozpoznawalność nie zawsze zdobywa się sukcesami.

- Warto zwrócić uwagę na statystyki towarzyszące wpisom Jakuba Rzeźniczaka z Legii Warszawa. Nie jest to wielka gwiazda, a jednak kibiców Legii jest tak wielu, że generuje spore reakcje. Wybitni sportowcy, a może i nie tylko wybitni, będą musieli skracać dystans do odbiorców. Ten proces już trwa - uważa Niemiec.

Związek mediów społecznościowych ze sportem wygląda na coraz bardziej udane małżeństwo. I choć jak w przypadku Guerriera czy Marciniaka nie obywa się bez konfliktów, nie zanosi się na rozwód.

- Kibic jest zawsze głodny wiadomości, zwłaszcza pochodzących prosto ze źródła, a zawodnik ciągle chce powiększać grono wielbicieli. To cecha może nie najszczytniejsza, ale ludzka - dodaje Niemiec.

- Jestem kibicem od lat i zawsze miałam problem z polską telewizją, bo nie dostawałam żadnych indywidualnych informacji o zawodnikach. Kiedy oglądałam ten sam mecz w wersji amerykańskiej, punkt ciężkości był nastawiony na to, by każdego nam przybliżyć. Opowiedzieć kto ma dziecko, studiuje. Mam wrażenie, że tę lukę wypełniają media społecznościowe - mówi Małgorzata Majewska.

WSPÓŁPRACA AK

Fani na Facebooku

Obserwujący na Twitterze

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.