Krzysztof Jabłoński, wychowanek Startu Gniezno, został zaangażowany w Falubazie przed sezonem 2012. Od razu było wiadomo, że nie powierzona mu zostanie rola jednego z wiodących zawodników. Najczęściej oczekiwał na swoją szansę startów w meczach Ekstraligi, atakował z tzw. drugiej linii, zawsze stawiał się na wezwanie, gdy drużyna była w potrzebie. Szło mu raz lepiej, raz gorzej, ale zawsze imponował wielką ambicją i zaangażowaniem. To dlatego tak bardzo polubili go kibice Falubazu.
Po czterech sezonach nadszedł czas na rozstanie, na pożegnanie z typową dla Pana Krzycha klasą. Zawodnik tak napisał na swoim facebookowym profilu: "Kiedy w grudniu 2011 podpisywałem pierwszy kontrakt w Falubazie nie przypuszczałem że spędzę tu aż cztery sezony. Jest coś magicznego w Zielonej Górze, coś niespotykanego w innych miastach żużlowych, coś czego do końca nie umiem nawet nazwać. Jestem dumny ze zdobycia złotego medalu Mistrzostw Polski i srebrnego w Mistrzostwach Polski Par Klubowych dla tej drużyny i dla tych kibiców. Kibiców na najwyższym poziomie światowym. Wiele się w tym czasie nauczyłem i poznałem wspaniałych ludzi. Przyszedł taki moment, w którym muszę się pożegnać z Wami. Dlatego serdecznie dziękuję wszystkim z klubu jak on długi i szeroki. Dziękuję kolegom z drużyny, kierownictwu, sponsorom i współpracownikom za współpracę. Życzę Falubazowi powrotu na tron, tam gdzie jego miejsce".
"Udowodniłeś, że nie trzeba być najlepszym zawodnikiem drużyny, żeby zdobyć szacunek całego stadionu. Powodzenia i do miłego zobaczenia! Dzięki za wszystko!" - skomentował Marcin Grygier, dyrektor ds. marketingu w zielonogórskim klubie.
Skąd wziął się wspomniany "szacunek całego stadionu". Odpowiedź można znaleźć w historii, którą kiedyś opowiedział Krzysztof Jabłoński: - Kiedy miałem 10 lat, po jakimś wygranym meczu Startu, kiedy jeszcze nie było budynku hotelowego, podbiegłem do idącego do szatni przez murawę kapitana i uniesiony radością, że stoję o krok od jednego z idoli, których na co dzień podziwiam, mówię: "Prosze Pana, czy mógłbym prosić o autograf?". Na to słyszę: "Spierdalaj gówniarzu". Nie będę tu opisywać, jakiego karpia zrobiłem wtedy. To zdarzenie wywarło ogromny wpływ na moje późniejsze podejście do kibiców, zwłaszcza tych najmłodszych. Dlatego po zawodach nikomu nie odmawiam, nawet jak padam na mordkę, czasami tylko proszę grzecznie, żeby mi się dali łyka wody napić.
Tak trzymaj Panie Krzychu, powodzenia!
NOWY SZTAB SZKOLENIOWY FALUBAZU. JUŻ BEZ DUDKA I FRĄTCZAKA
AUSTRALIJCZYK DOYLE NOWYM ZAWODNIKIEM FALUBAZU