Piękniejsza strona sportowca. Ewa Bilan-Stoch: Kamil nie przynosi niepowodzeń do domu

- Kamil nie przenosi niepowodzeń ze skoczni do domu. Nie ma potrzeby, by mu wtedy jakoś specjalnie dogadzać. Oczywiście wieczorem przy winku możemy o tym pogadać, może się wyżalić. Nie potrzebuje jednak udobruchania, by miał dobry humor - rozmawiamy z Ewą Bilan-Stoch, żoną najlepszego polskiego skoczka.

Jest stereotyp partnerki sportowca, która siedzi w domu?

- Znam wiele żon sportowców i to zwykle są bardzo aktywne kobiety. Co prawda dzieci na razie nie mamy, ale nie wyobrażam sobie, bym miała ograniczyć obowiązki do stricte domowych. Dla sportowca to też ważne, by jego partnerka się samorealizowała. To sprawia, że nie robi wyrzutów, bo go nie ma.

Jednak bierze pani udział w życiu sportowym partnera?

- Zwykle jest pięć dni na zgrupowaniu, a potem dwa dni w domu. Dzięki temu widujemy się dość często. Mamy ze sobą o czym rozmawiać i jest na bieżąco w sprawach rodzinnych czy budowy domu. Lepiej tak, niż gdyby wyjeżdżał na dwa tygodnie i wracał na tydzień. Nawet w trakcie sezonu po dwa, trzy dni w tygodniu spędza w domu. A na zawodach jestem bardzo rzadko. Zwykle tylko w Polsce i na koniec sezonu w Planicy. Gdybym miała z nim jeździć, to niczym innym bym się nie zajmowała, żyłabym jego życiem. Nie chcę tego.

Czym się pani zajmuje na co dzień?

- Agencja menedżerska i prowadzenie klubu sportowego Eve-nement to mój sposób na czas, gdy Kamila nie ma. Mamy podział, kto się czym zajmuje. Jeśli chodzi o klub, to Kamil w sezonie tylko raz trenował z zawodnikami. Za to latem często przychodził na treningi. Motywację mają sami z siebie, ale Kamil jest dla nich dodatkową ekscytacją.

Jak wyglądają święta i Nowy Rok?

- Kamil potrafi sobie pofolgować z dietą. Uwielbia ciasta i inne świąteczne potrawy - zdecydowanie barszcz z uszkami. Zresztą nie jest bardzo restrykcyjny wobec siebie. Je to, na co ma ochotę, a w Wigilię na pewno najwięcej. To będzie dziesiąty sylwester, który spędzimy osobno [Stoch wtedy startuje w Turnieju Czterech Skoczni - red.]. Ale nigdy nie przywiązywałam wagi do tej daty, bo bawimy się, kiedy mamy ochotę. To dla mnie jak normalny dzień, choć pewnie zorganizujemy coś ze znajomymi.

A co z pomocą przy świętach?

- Na mnie rzeczywiście spoczywały zakupy i obowiązek przytaszczenia choinki do domu. Za to wspólnie ją ubraliśmy i razem gotowaliśmy. Są rzeczy, które sama muszę robić w kuchni, ale kiedy może, pomaga.

Gdy mąż wraca do domu po niepowodzeniu, prosi o coś specjalnego?

- Nic nie przygotowuję. Kamil nie przenosi niepowodzeń ze skoczni do domu. Nie ma potrzeby, by mu wtedy jakoś specjalnie dogadzać. Oczywiście wieczorem przy winku możemy o tym pogadać, może się wyżalić. Nie potrzebuje jednak udobruchania, by miał dobry humor. Lubimy sobie robić mniejsze niespodzianki na co dzień.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.