Ostatni medalista olimpijski Zawiszy robi polityczną karierę

Iwan Klementiew jest posłem do łotewskiego parlamentu. O Polsce jednak nie zapomniał. - Przewodniczę Łotewsko-Polskiej Grupie Parlamentarnej. Tworzymy grupę przyjaciół.

W 2016 roku sukces Klementiewa będzie miał już 20-letnią brodę. Na igrzyskach olimpijskich w Atlancie wywalczył srebrny medal w kanadyjce. Na podium stanął jako zawodnik Zawiszy, ale pod łotewską flagą. Od czasu sukcesu Klementiewa bydgoski klub ciągle czeka na następny medal - bez skutku.

Klementiew robi karierę

Po igrzyskach w Atlancie zakończył karierę i szybko zajął się polityką. W 2001 roku został radnym w Rydze. Jest członkiem Socjaldemokratycznej Partii "Zgoda", która reprezentuje mniejszość rosyjską, stanowiącą na Łotwie 25 proc. mieszkańców. W 2006 startował w wyborach do Sejmu, jednoizbowego parlamentu Łotwy. Wygrał je, podobnie jak kolejne w 2010, 2011 i 2014 roku.

Klementiew od 8 lat przewodniczy Łotewsko-Polskiej Grupie Parlamentarnej. - To grupa przyjaźni. Na Łotwie mieszka 56 tys. Polaków, którzy mają swoje problemy. Dbamy o polskie szkoły, sprawy związane z językami i kontakty polityków na najwyższym szczeblu - mówi Klementiew. Jego odpowiednikiem w Polsce jest Kazimierz Kleina, przewodniczący Polsko-Łotewskiej Grupy Współpracy Parlamentarnej. Klementiewa nie może się nachwalić. - Jest bardzo zaangażowany w sprawy polsko-łotewskie. Wiele razy wspominał z dużym sentymentem pobyt w Bydgoszczy - mówi senator ze Słupska. - Widzę, że Iwan cieszy się dużym szacunkiem wśród Łotyszy - dodaje.

W Bydgoszczy Klementiew został zapamiętany jako wzór sportowca. - Nienaganny zarówno jako człowiek, jak i zawodnik - mówi jego były trener w Zawiszy i reprezentacji Michał Brzuchalski.

- Zawodowiec. Nie trzeba go było pilnować. Wszystkie treningi i wyjazdy miał zaplanowane i rozpisane. Na zgrupowaniu o 22 był w swoim pokoju, nigdy na korytarzu, jak wielu innych - dodaje Stanisław Skowronek, były szkoleniowiec kajakarzy Zawiszy.

Przez 20 lat kariery Klementiew wszystko podporządkowywał sportowi. - Zawodnik musi żyć w reżimie. O określonej godzinie wstaje i robi to, co do niego należy. Dzień wolny nie jest od tego, żeby leżeć w łóżku. Trzeba się ruszać. - mówi.

Jako młody zawodnik przeszedł twardy i bezwzględny reżim radzieckiego sportu. - 13 lat reprezentowałem ZSRR. Co miesiąc jeździliśmy na obozy. Tam był prawdziwy rygor. To, co jest na papierze, to jedno, ale liczy się tylko to, co się wykona. Niektórzy pracują byle jak, inni dają z siebie wszystko. W czasach mojej kariery wiele osób myślało np. o handlowaniu, a tego nie da się pogodzić ze sportem. Wszystko zaczyna się od tego, co dany człowiek ma w głowie.

A w głowie miał medale

Pierwszy z szesnastu medali igrzysk olimpijskich i mistrzostw świata Klementiew zdobył oczywiście dla ZSRR. Niepodległej Łotwy nie było w 1983 roku na mapie Europy. To tak odległe czasy, że w ZSRR rządził jeszcze Jurij Andropow, były szef KGB, a wówczas sekretarz generalny Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego. Klementiew startował pod flagą ZSRR aż do jego końca w 1991 roku. Po odzyskaniu niepodległości przez Łotwę był reprezentantem swej ojczyzny, ale był i jeden rok (1994), gdy pływał w mistrzostwach świata jako Polak.

Swoje olimpijskie sukcesy rozpoczął od złota dla ZSRR na igrzyskach w Seulu (1988). Cztery lata później w Barcelonie Klementiew zdobył srebrny medal w C-1 na 1000 m. W 1993 roku, w wieku 33 lat, ogłosił zakończenie kariery.

Dwa miesiące później usłyszał od bydgoskiego trenera Michała Brzuchalskiego: - A może jednak wolałbyś dalej wiosłować? Tym razem dla biało-czerwonych.

- Znałem Iwana od lat. Wiedziałem, jaki tryb życia prowadzi i że nie jest wyeksploatowany. Cały czas więcej mógł dać jako zawodnik, a nie szkoleniowiec. Młodzi widzieli, jak pracuje i że trening to nie gadanie, ale właśnie ciężka praca - opowiada Brzuchalski.

Dla Klementiewa znalazł miejsce w Bydgoszczy, w Zawiszy. Łotysz długo się nie zastanawiał. - Powiedziałem, że czuję, że wciąż mam w sobie siłę i mogę spróbować. Nie wiedziałem, kto jest kim w Polsce i jakim klubem jest Zawisza, ale zgodziłem się - opowiada.

Ćwiczył w klubie i na zgrupowaniach reprezentacji w Zakopanem i Wałczu. - W Bydgoszczy mieszkałem przy stadionie. Dobre warunki, nie było na co narzekać - opowiada. - Jak przyjechałem, nie znałem żadnego słowa po polsku. Nie było łatwo. Słuchałem ludzi na ulicy, oglądałem telewizję. Tak się wciągnąłem, że jak po trzech miesiącach wróciłem na Łotwę, to wtrącałem polskie słowa.

Na mistrzostwach Polski w 1994 roku Klementiew nie miał konkurencji. Zdobył dwa złota i srebro. Na swoje 9. mistrzostwa świata pojechał jako członek polskiej ekipy. Łotysze nie mieli nic przeciwko, by wystartował z orzełkiem na piersi. W koronnej konkurencji, C-1 1000 m zdobył złoto.

Dla wszystkich było jasne, że na igrzyskach w Atlancie będzie walczył o zwycięstwo. - W 1995 roku mówiło się o spotkaniu z Aleksandrem Kwaśniewskim, który jak pamiętam, nie objął jeszcze formalnie urzędu po wyborach prezydenckich. Wcześniej z Łotwy przyjechali działacze, odbyło się spotkanie w Polskim Związku Kajakowym. Nie wiem, o czym rozmawiano, ale Łotwa nie dała mi zgody, żebym startował jako Polak, dlatego wróciłem do łotewskich barw. Droga do polskiego paszportu była zamknięta - opowiada.

Łotysze mieli nosa, że nie chcieli oddać Polsce 36-letniego sportowca. W Atlancie zdobył dla nich olimpijskie srebro. Przegrał o pół sekundy. - Kto wie, może gdybym startował w biało-czerwonych barwach, zdobyłbym złoto? W Polsce były o wiele lepsze warunki. Na Łotwie wszystko organizowałem sam. To zajmuje czas i pieniądze. W Polsce była drużyna, trenerzy i dobra baza - opowiada.

Srebrem z Atlanty chwali się za to do tej pory Zawisza. To był dziesiąty medal olimpijski sportowców największego bydgoskiego klubu, który w ostatnich latach w cuglach wygrywa klasyfikację sportu dzieci i młodzieży, przywozi mnóstwo medali z mistrzostw Polski i świata, ale liczba olimpijskich sukcesów za nic nie chce drgnąć.

Z ostatnich czterech letnich igrzysk - w Sydney, Atenach, Pekinie i Londynie sportowcy Zawiszy wrócili bez medali.

- Dobrze, że nie zostałem kolarzem, a to było moje dziecięce marzenie, bo w Zawiszy sekcji kolarskiej przecież nie ma. Tylko że ja nie wiedziałem, gdzie w Rydze jest klub kolarski, a kajaki trenował już brat - żartuje łotewski parlamentarzysta.