Od kaloryfera po plany europejskie. Tak zmienia się Anwil

To ciepła historia o tym, jak wiele może zmienić się w ciągu zaledwie jednego - to niespełna! - roku. A wystarczy do tego nieco energii, konkretne decyzje, wizja i wiara w to, że można wyjść z kryzysu.

Tak właśnie dzieje się we Włocławku. Kujawskie miasto kiedyś było prawdziwie zawładnięte swoistą magią koszykarskiego Anwilu. Zespół koszykarzy był wizytówką regionu, dumą ludzi, tematem rozmów w taksówkach, sklepach, urzędach, domach. Póki święcił triumfy, a pieniędzy w nim nie brakowało - jak się później okazało: przyszło w efekcie spłacać niestety spore zadłużenie - świecił, łączył, rósł w siłę.

Do czasu, aż kurek z pieniędzmi zaczął być coraz skromniejszy, a klubowi zaczęła zaglądać w oczy zagłada. Włocławek nie jest miastem, gdzie można liczyć na setki małych sponsorów będących w stanie udźwignąć ciężar finansowania koszykarskiej spółki. Problem był w tym, że niemalże w tym samym momencie główny sponsor doszedł na chwilę do wniosku, że zamiast lokalnego zespołu wolałby finansować centralne podnoszenie ciężarów, władze samorządowe sypnąć dotacjami nie mogły, wyniki sportowe drużyny były najgorsze od lat, a z owej magii Anwilu w społeczności pozostały jedynie wspomnienia. Ot, typowy przypadek jakich wiele - dobra, wypracowywana latami marka, przegrywa batalię z finansową rzeczywistością. Nie ma wyników - nie ma pieniędzy. Nie ma pieniędzy - nie ma wyników. Nie ma ani pieniędzy, ani wyników - nie ma kibiców. A to prowadzi prędzej czy później do zamknięcia deficytowego interesu.

Taka wizja była we Włocławku dość realna niemal dokładnie rok temu. Klubowy marketing praktycznie nie istniał, zespół przegrywał co się dało, nieliczni fani psioczyli na skład i rezultaty, a nad wszystkim unosiła się perspektywa rychłego końca klubu. Do annałów przejdzie deklaracja walczącego wtedy o prezydenturę Włocławka Marka Wojtkowskiego, wtedy posła Platformy Obywatelskiej, który stwierdził, że jeśli Anwil S.A. wycofa się ze sponsorowania drużyny - przykuje się łańcuchem do kaloryfera w siedzibie włocławskiego giganta chemicznego.

Minął rok. Wojtkowski łańcucha użyć nie musiał. Został - zapewne również dzięki walce o Anwil - prezydentem miasta. A sam klub ma się jakże lepiej niż kilkanaście miesięcy temu.

Zbudował ciekawy zespół z postaciami niebanalnymi - wyrastającym zdecydowanie ponad polską ligę Davidem Jelinkiem i najlepszym graczem mistrzostw Afryki, Chamberlainem Oguchim. Sytuacja finansowa całej organizacji jest stabilna - Anwil S.A. ciągle traktuję koszykarski zespół jak dziecko, którym opiekuje się przez kolejne lata. Miasto zapewniło właśnie, że zagwarantuje drużynie niemałe coroczne wsparcie. Przez trzy lata będzie to - minimum - 1,5 mln zł rocznie. Jak na Włocławek to spora kwota. Nic dziwnego, że przekłada się na coraz szersze plany zarządu - spółka już rozważa start w europejskich pucharach. Jeszcze niedawno było uznawane to za totalną abstrakcję, bo skład zespołu był za słaby, zaś koszty udziału - zbyt wielkie w porównaniu do ewentualnych zysków promocyjnych.

Klub zaskakuje ciekawymi pomysłami promocyjnymi; czuć jego aktywność na wielu polach. Zapachniało optymizmem - nawet mimo niedawnej bardzo wysokiej porażki z mistrzem Polski, Stelmetem Zielona Góra. Anwil jest postrzegany jako kandydat do walki o medale w lidze - jakże to ogromna zmiana jakościowa w porównaniu do degrengolady, która była realna na przełomie lat 2014 i 2015.

Ten rok wyprowadził koszykarski Anwil na prostą na wielu płaszczyznach - nie tylko sportowej, ale też wizerunkowej czy finansowej. Magia Anwilu znów wkrótce może być we Włocławku odczuwalna jak przed laty.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.