Tom Hateley: Na Wyspach Brytyjskich drugi dzień Świąt, to wielkie święto futbolu

- Jeśli chcesz poczuć prawdziwą atmosferę brytyjskiego świata futbolu, to najlepiej wybrać się na mecz takiej drużyny jak West Ham, albo na wyjazdowe spotkania Chelsea czy Arsenalu, gdzie za drużyną po całej Anglii jeżdżą jej najbardziej oddani kibice - mówi Anglik Tom Hateley, piłkarz Śląska Wrocław.

Znajdź nas na Facebook'u | Ćwierkamy też na Twitterze

Dawid Antecki: Angielska Premier League, czy hiszpańska Primera Division? Od długiego czasu trwa spór o to, które rozgrywki zasługują na miano najlepszych na świecie.

Tom Hateley: - Wybieram angielską ekstraklasę. Ale głównie dlatego, że pasjonuję się nią od dziecka. Naszą ligę świetnie się ogląda, bo tempo gry jest niewiarygodnie wysokie, na boiskach nie brakuje stykowych sytuacji i agresji. Kibice przecież lubią, gdy nie odstawia się nogi. Poza tym nawet spotkania pomiędzy silnymi a słabszymi zespołami są bardzo otwarte, ofensywnie grają nawet drużyny teoretycznie słabsze, z góry skazywane na porażkę.

Zdaję sobie jednak sprawę, że znajdą się tacy, którzy wskażą ligę hiszpańską jako najlepszą na świecie. Pewnie Flavio Paixao bez wahania wybrałby Hiszpanię albo Portugalię (śmiech).

Dyspozycja angielskich klubów w europejskich pucharach sugeruje, że futbol na świecie zdominowali inni, ale na pewno nie drużyny z Anglii. Manchester United odpadł z fazy grupowej, Arsenal i Chelsea awansowały z niemałym trudem.

- Problemem angielskich klubów jest w pewnym sensie liga i sposób gry z rywalami. Wysokie tempo i niezwykle kontaktowa gra, o których już wspomniałem w dużej mierze składają się na niepowodzenia brytyjskich drużyn w europejskich pucharach. Liczba kontuzji w zespole "Czerwonych Diabłów", Manchesteru City czy Arsenalu udowadniają, że piłkarze są bardziej eksploatowani. Poza tym w Anglii gra toczy się przez cały rok niemal bez przerwy. Gdy inni w grudniu odpoczywają, angielskie drużyny rozpoczynają prawdziwy piłkarski maraton, czyli np. trzy mecze w sześć dni. Poza tym w Premier League gra jest otwarta, inne europejskie ligi bardziej stawiają na taktykę, czy technikę, a to czasami sprawia problemy angielskim ekipom.

Te same problemy tyczą się angielskiej reprezentacji, która od dawna z podobnych powodów nie osiągnęła żadnego spektakularnego sukcesu.

Mimo to angielskie kluby nadal bez problemu sięgają po światowe gwiazdy futbolu.

- To prawda. W tym przypadku jednym z czynników z pewnością są finanse. To najbardziej dochodowa liga świata. Poza tym piłkarze lubią cieszyć się grą, atakować, kombinować na boisku, sprawiać kibicom radość efektownymi zagraniami. Angielska liga gwarantuje im najwyższy poziom. Poza Premier League taką grę można regularnie oglądać jeszcze w meczach kilku europejskich klubów na czele z Barceloną, Realem Madryt i Bayernem Monachium.

Jak zostaje się kibicem w Anglii?

- Podobnie jak w Hiszpanii czy Włoszech. Miłość do klubu przechodzi z pokolenia na pokolenie. Jest jednak pewna różnica między kibicowaniem w Anglii, a chociażby na południu Europy. Np. Juventusowi Turyn kibicuje co trzeci Włoch. Oznacza to, że fanów "Starej Damy" można znaleźć nie tylko w Turynie, ale w każdym zakątku kraju. W Anglii naprawdę ciężko trafić na londyńczyka sympatyzującego z Manchesterem United, albo mieszkańca Newcastle wspierającego Liverpool, czy Chelsea.

Legendarny Liverpool na Stadionie Olimpijskim. Historia dwumeczu sprzed 40 lat [UNIKATOWE FOTOGRAFIE, WYCINKI PRASOWE, WIDEO]

Ale na angielskich stadionach coraz więcej jest turystów niż prawdziwych kibiców dopingujących swoją drużynę.

- Kibicowanie na trybunach angielskich stadionów mocno się zmieniło na przestrzeni ostatnich latach. Wystarczy podać przykład Arsenalu. Stadion "Kanonierów" mieści ponad 60 tys. widzów, ale to z pewnością nie jest już taka świątynia kibiców, jaką był stary obiekt Highbury. Dziś na Emirates Stadium bez problemu można znaleźć całe grupy turystów. Podobna sytuacja jest też m.in. na meczach Chelsea, które rozgrywa na swoim stadionie.

Za to tłumy prawdziwych londyńczyków można znaleźć na stadionie Tottenhamu czy West Hamu. Tam zdecydowana większość to kibice regularnie kupujący całosezonowe karnety, wierni fani tego zespołu. Zawsze powtarzam, że jeśli chcesz poczuć prawdziwą atmosferę brytyjskiego świata futbolu, to najlepiej wybrać się na mecz takiej drużyny jak West Ham, albo na wyjazdowe spotkania Chelsea czy Arsenalu, gdzie za drużyną po całej Anglii jeżdżą jej najbardziej oddani kibice.

Czy to znaczy, że przyszła moda na bycie kibicem ligi angielskiej?

- Być może tak. Coraz częściej zdarza się, że gdy ludzie przylatują na weekend by zwiedzić Londyn to wybierają się na mecz Chelsea czy Arsenalu tylko po to by poczuć jak to jest na meczu piłki nożnej, którą fascynują się miliony ludzi na świecie. Ci ludzie nie wybiorą meczów Crystal Palace czy West Hamu bo często nawet nie wiedzą o istnieniu takich klubów. Marka Chelsea i Arsenalu jest tak potężna, że znają ja nawet ludzie na co dzień nie interesujący się piłką nożną.

Angielskie kluby mocno skupiają swoje działania marketingowe na rynku azjatyckim. Kilka lat temu władze ligi i szefowie największych angielskich drużyn odkryli, że Azja to inny poziom biznesu. Dziś nikogo już nie dziwi, że mecze angielskiej ligi z trybun ogląda mnóstwo kibiców z Japonii, Hongkongu czy Singapuru. Najpotężniejsze kluby przeznaczają specjalne pakiety biletów dla turystów. Taki bilet kosztuje sporo, ale ma w ofercie np. zwiedzanie stadionu dzień przed meczem.

Anglia jak żaden inny kraj szaleje na punkcie piłki nożnej. Wystarczy spojrzeć na słynny Boxing Day, albo ostatni dzień okna transferowego.

- To prawda, tylko dla kibiców z Wysp Brytyjskich oba te dni to wyjątkowy czas. Boxing Day, czyli 26 grudnia to święto dla każdego angielskiego kibica. Każdy kto kocha futbol zawsze planuje tego dnia wyskoczyć ze znajomymi na mecz, bo tego dnia rozgrywane są ligowe spotkania na każdym poziomie rozgrywek. Ten dzień w angielskich domach zwykle wygląda tak, że w południe spożywa się świąteczny obiad z najbliższymi, a potem ze znajomymi idzie się na mecz. Tego dnia niemal komplet widzów można zaobserwować nawet na meczach drużyn z niższych lig. Boxing Day to tak naprawdę dzień piłki nożnej. Może w tym roku sam wybiorę się ze znajomymi na mecz mojej ulubionej drużyny - Chelsea.

Z kolei nad fenomenem całodobowych transmisji ostatnich dni okien transferowych tzw. "Transfer Deadline Day" sam się zastanawiam. Przecież wszyscy wiedzą, że tego dnia zwykle transakcje przeprowadza się na 2-3 godziny przed zamknięciem rynku transferowego, ale kibice w Anglii mimo to potrafią całymi dniami siedzieć przed telewizorem i śledzić spekulacje na temat tego jacy piłkarze mogą trafić do danego klubu.

Problemem angielskich kibiców od pewnego czasu są rosnące ceny biletów. Wejściówki na mecze Arsenalu średnio kosztują ok. 60 funtów, a całosezonowe bilety to wydatek rzędu ponad 1000 funtów.

- Ceny biletów w Anglii to czyste szaleństwo. Brytyjskie media sporo uwagi poświęciły niedawnemu bojkotowi kibiców Bayernu Monachium, którzy celowo opuścili pierwsze minuty meczu z Arsenalem w Lidze Mistrzów w Londynie. W ten sposób sprzeciwili się wysokim cenom biletów na Wyspach. Kibice Arsenalu nagrodzili ich za to owacją na stojąco.

Tymczasem chcąc na żywo zobaczyć na Allianz Arena mecz Bayernu, najtańszy bilet można zakupić już za 15 euro, a ok. 40 euro kosztuje miejsce z bardzo dobrą widocznością. Wielkie kluby takie jak Arsenal nic nie robią sobie z protestów, bo wszyscy wiedzą, że chętnych aby zobaczyć mecz "Kanonierów" na żywo są tysiące. I niekoniecznie są to Anglicy. Kibic z zagranicy bez problemu nie tylko kupi drogi bilet, ale zostawi też trochę pieniędzy w klubowym sklepie z pamiątkami.

Londyn przez wielu uważany jest za światową stolicę piłki nożnej.

- Londyn to niezwykłe miasto dla fanów futbolu również ze względu na rywalizację. W żadnym innym mieście na świecie nie rozgrywa się chyba tak często derbowych spotkań. Wystarczy wymienić słynną rywalizację o miano najlepszej drużyny północnego Londynu pomiędzy Tottenhamem a Arsenalem. Wielu zna też pojedynki West Hamu z Millwall, choć te sympatycy futbolu kojarzą głównie z rywalizacji poza boiskiem a nie na nim. To zdecydowanie derby, w których nie chciałbym uczestniczyć na trybunach. Chociaż gra w nich musi być ekscytująca.

Ma pan znajomych w najlepszej lidze świata?

Oczywiście. I to kilku niezłych graczy. Moim przyjacielem jest Alex McCarthy, bramkarz Crystal Palace. Bardzo dobrze znam się też z gwiazdą islandzkiej reprezentacji, byłym graczem Tottenhamu, aktualnie piłkarzem Swansea City - Gylfim Sigurdssonem. Grałem z nim w młodzieżowej drużynie Reading. Jem Karacan z Galatasaray Stambuł to kolejny zawodnik, z którym dzieliłem szatnię w Reading.

Wielu uważa, że świat futbolu jest przeogromny ze względu na popularność tej dyscypliny. Co ciekawe, brytyjskie środowisko piłkarskie wcale nie jest tak wielkie. Wielu piłkarzy doskonale się zna mimo, że grają w drużynach, które są odwiecznymi rywalami. Dobrym przykładem jest właśnie Londyn i aż pięć klubów z tego miasta, które grają w angielskiej ekstraklasie. To 1/4 całej ligi. Trudno zatem by piłkarze odpoczywając i relaksując się nie trafiali wieczorami do tych samych klubów muzycznych, kin, teatrów, czy restauracji.

Zobacz wideo

Skazani na futbol. Niezwykła historia piłkarskiego rodu Hateley'ów

Więcej o:
Copyright © Agora SA