Marcin Lew o Developresie: Mierzyć siły na zamiary [KOMENTARZ]

Ambicje, apetyty, wysokie cele Developresu SkyRes Rzeszów storpedowała rzeczywistość. Drugi sezon w Orlen Lidze miał być lepszy, ale na razie nic na to nie wskazuje, że tak będzie. A wielkich szans na uratowanie sytuacji też nie widać. A może po prostu w klubie się przeliczono?

Chcesz wiedzieć wszystko o Developresie Rzeszów? Wejdź na RZESZOW.SPORT.PL

Szanuję bardzo zespoły, które w zamkniętej lidze nie chcą tylko wegetować, ale ambitnie dążyć do przodu. Tak właśnie działać miał Developres SkyRes Rzeszów.

Po debiutanckim sezonie w zespole nastąpiła mała rewolucja, która miała zapoczątkować marsz w górę tabeli. Ale jak to w życiu bywa, nie każda rewolucja kończy się dobrze. Ta skończyła się źle, a raczej skończy, bo sezon przecież jeszcze trwa. Ale ofiar tej rewolucji jest już i tak sporo.

Gdzie popełniono błąd? Pewnie w kompletowaniu składu, który nie tylko ma gorsze wyniki niż rok temu, ale i gra gorzej. W zespole też nie ma tej atmosfery i chemii co rok temu. To znaczy, że zbłądzono. Ale nie tylko tutaj. Z transferami bywa tak, że raz wyjdą, raz nie. Przekonało się o tym wiele klubów, ściągając do siebie bardziej znane zawodniczki czy zawodników niż te, które wylądowały w Developresie. Może więc nie zmierzono sił zespołu?

W tym pojawiły się siatkarki z pierwszej ligi, trzy mało znane zawodniczki z zagranicy i jedna rozpoznawalna w polskiej siatkówce twarz Joanna Kapturska. I taki zespół miał powalczyć nawet o szóste miejsce? Chyba nie. Patrząc na składy innych zespołów, gdzie doświadczenie jest zdecydowanie większe, nie bardzo chciało mi się w to wierzyć od początku. Niestety, nie myliłem się. Nawet najlepsza siatkarka z pierwszej ligi to może być za mało na OrlenLigę. A zawodniczki z zagranicy? Do innych klubów dotarły z pewnością lepsze...

Zresztą reprezentantki Chorwacji Nikoliny Jelić już nie ma, druga Bułgarka Weseła Bonczewa, która miała prowadzić grę Developresu, siedzi na ławce po kolejnej rewolucji w zespole. W ich miejsce bez problemu mogłyby grać te siatkarki, które były w Rzeszowie w poprzednim sezonie. A pewnie byłyby i sporo tańsze. W ten sposób, z takimi "wzmocnieniami", trudno budować mocniejszy zespół.

Ale stało się. Skład skompletowano taki, a nie inny. Cele postawiono jasne i zaczęło się. Najgorzej jak mogło, bo od meczów z czołówką ligi - PGE Atomem Trefl Sopot, Polskim Cukrem Muszynianką Muszyna, Impelem Wrocław i Tauron MKS-em Dąbrowa Górnicza. Punktów nie było, morale spadło, zaczęło się szukanie winnych.

Zapłaciły za to Jelić i... druga rozgrywająca Adrianna Budzoń, która akurat grała niewiele, więc winy jej w słabych wynikach trudno się doszukiwać. W ich miejsce ściągnięto... kolejne dwie siatkarki z pierwszej ligi, choć bardziej doświadczone, rozgrywającą Ewę Cabajewską i przyjmującą Justynę Raczyńską. Awaryjnie, z rozwiązanej pierwszoligowej Zawiszy Sulechów. I to miał być ratunek, ratunek, o który można chyba było starać się przed sezonem...

Wreszcie głową zapłacił trener Mariusz Wiktorowicz. Zazwyczaj za wyniki odpowiada trener, tutaj także za transfery. Jego dni były policzone od kilku tygodni. Młodego szkoleniowca zastąpił doświadczony Jacek Skrok, który zresztą już po raz kolejny był przymierzany do Developresu. Ale nawet najlepszy, najbardziej doświadczony trener cudów nie dokona. Nie z tym składem.

Po prostu w Developresie przeszacowano umiejętności, cele, ambicje. Ale to może i dobrze. To będzie pewnie nauczka na przyszłość, o której myśleć trzeba już teraz. A trener Skrok musi dociągnąć ten wózek do końca sezonu i już myśleć o kolejnym, by znów nie trzeba było po kilku kolejkach szukać planu naprawczego, a później kolejnego i kolejnego.

Twórz z nami Rzeszów.Sport.Pl! Dołącz do nas na Facebooku

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.